Выбрать главу

Przybył wilk. On — albo ona — stał kilka kroków za Felka. Postać była niewyraźna, ale gdy mgły się rozwiewały — a może to postać krzepła — Skade uznała, że raczej jest kobietą niż zwierzęciem.

Stałe wycie fal przeszło w słowa:

— Przyprowadziłaś Felkę. Cieszę się, Skade.

Skade skinęła na Felkę. Mówiła na głos, tak jak poprzednio domagał się wilk:

— Czy ona sama się postrzega w tej postaci — jako małe dziecko — czy ty chcesz, bym ja ją w ten sposób widziała?

— Trochę i to, i to — odparł wilk.

— Prosiłam cię o pomoc. Powiedziałeś, że będziesz współpracował, jeśli przyprowadzę Felkę. Oto ona. A Clavain ciągle się nie poddaje.

— Co próbowałaś robić?

— Wykorzystać Felkę jako element przetargowy. Ale Clavain nie chwycił przynęty. Myślałam, że zależy mu na dziewczynce, że się zastanowi i zmieni zdanie.

— Nie rozumiesz Clavaina — odparł wilk. — On z niej nie zrezygnował.

— Tylko Galiana mogłaby to stwierdzić, prawda? Wilk nie odpowiedział bezpośrednio.

— Jaka była twoja reakcja, gdy Clavain nie ustępował?

— Zrobiłam, co obiecałam. Wystrzeliłam korwetę, którą będzie mu bardzo trudno przechwycić.

— Ale przechwycenie jest możliwe. Skade skinęła głową.

— Na tym polegał pomysł. Nie zdoła jej przechwycić żadnym ze swoich promów, ale jego główny statek będzie w stanie do prowadzić do spotkania.

— Doprawdy jesteś pewna, że żaden jego prom nie złapie korwety? — W głosie wilka Skade słyszała rozbawienie.

— To zdecydowanie nieprawdopodobne. Musiałby wystrzelić swoje statki znacznie wcześniej, niż ja wykonałam ruch, oraz odgadnąć kierunek, w którym wysyłam korwetę.

— Albo uwzględnić wszystkie możliwości — powiedział wilk.

— Tego nie da rady zrobić — stwierdziła Skade, ale z mniejszą pewnością, niż się po sobie spodziewała. — Musiałby wystrzelić flotyllę, zużywając całe paliwo na operacje, które z małym prawdopodobieństwem…

— Jeśli uzna, że warto, zrobi to, nawet gdyby musiał zużyć cenne paliwo. Czego spodziewa się w korwecie?

— Powiedziałam, że zwrócę mu Felkę.

Wilk przesunął się w stronę Felki, choć jego sylwetka była równie rozmyta jak przedtem.

— Ona nadal tu jest.

— W korwecie umieściłam broń. Superbombę ustawioną na wybuch o sile teratony.

Zobaczyła, ze wilk przytakuje z aprobatą.

— Liczyłaś na to, że skieruje statek w stronę korwety. Z pewnością zainstalowałaś jakiś zapalnik zbliżeniowy. Bardzo sprytne. Imponuje mi twoja bezwzględność.

— Wątpisz, żeby się na to nabrał.

— Wkrótce się przekonasz.

Skade skinęła głową, już przekonana, że poniosła porażkę. W dali mgła rozstąpiła się i Skade mogła znów zerknąć na wieżę, która stąd wyglądała na bardzo jasną, ale z bliska była zapewne zupełnie ciemna. Przypominała bardziej morski ostaniec niż sztuczną iglicę.

— Co to takiego? — spytała Skade. — Co?

— Tamto… — Gdy Skade znów spojrzała w stronę wieży, ta zniknęła. Albo zakryła ją mgła, albo w ogóle przestała istnieć.

— Nic tam nie ma — odparł wilk.

— Słuchaj, wilku — Skade starannie dobierała słowa — jeśli Clavain przeżyje, jestem gotowa zrobić to, o czym wcześniej rozmawialiśmy.

— Akt nie do pomyślenia? Przejście do stanu cztery?

Nawet Felka przerwała zabawę i spojrzała na nich. Wymowna chwila przeciągała się nieskończoność.

— Rozumiem niebezpieczeństwa, ale musimy to zrobić, żeby mu w końcu uciec. Musimy skoczyć przez granicę masy zero do stanu cztery. W fazę masy tachionowej.

Błysnął straszny wilczy uśmiech.

— Nieliczne organizmy poruszały się z szybkością większą od światła.

— Jestem gotowa zaliczyć się do ich grona. Co mam zrobić?

— Dobrze wiesz. Masz maszynerię, która potrafiłaby tego dokonać, ale wymaga pewnych modyfikacji. Twoje warsztaty mogą się tym zająć. Potrzebujesz tylko rady Osnowy.

Skade skinęła głową.

— Dlatego tu jestem. Dlatego przyprowadziłam Felkę.

— Więc zaczynajmy.

Felka wróciła do zabawy, nie zwracając na nich uwagi. Skade wydała zakodowane rozkazy neuralne, które miały zainicjować w maszynerii Osnowy proces spójnego sprzężenia.

— Wilku, zaczyna się.

— Wiem. Też to czuję.

Felka uniosła wzrok znad swojej układanki.

Skade poczuła, jak staje się wielością. Z mgły, z trudnego do określenia kierunku, nadeszło wrażenie, że w bezkresną zimną dal biegnie biały korytarz, zmierzający ku posępnej krawędzi wieczności. Włoski podniosły się na karku Skade. Wiedziała, że to, co robi, jest z gruntu złe. Miała poczucie, że dostaje namacalne ostrzeżenie o zgubnych skutkach, ale nie mogła się poddać.

Jak wcześniej powiedział wilk, trzeba stawić czoło obawom.

Nasłuchiwała uważnie. Wydawało jej się, że z korytarza dobiegają głosy.

* * *

— Bestio?

— Tak, panienko.

— Czy byłeś ze mną zupełnie szczery?

— A dlaczego ktoś nie miałby być szczery, panienko?

— Właśnie się nad tym zastanawiam, Bestio.

Antoinette była sama w dolnej sterowni „Burzyka”. Frachtowiec tkwił w szczękach rusztowania, w komorze remontów generalnych, przygotowany na zwiększone przyśpieszenie „Światła Zodiakalnego”. „Burzyk” znalazł się tu zaraz po przejęciu światłowca. Uszkodzenia zostały skrupulatnie naprawione pod fachowym okiem Xaviera. Pomagały mu hiperświnie i serwitory statku. Choć mniej manualnie sprawne niż wytrenowane małpy, hiperświnie okazały się zmyślniejsze od hipernaczelnych. Trudności pokonano, serwitory udało się właściwie zaprogramować i prace wykonano dobrze. Xavier nie tylko załatał kadłub, ale też całkowicie przezbroił statek. Podrasowano urządzenia napędu, od silników do dokowania zaczynając, a na głównej tokamakowej elektrowni plazmowej kończąc. Środki odstraszające — wszystkie bronie pochowane po całym statku w zakamuflowanych kryjówkach — zmodernizowano i włączono w zintegrowaną sieć dowódczą. Dość lawirowania, stwierdził Xavier. Nie ma sensu dłużej udawać, że „Burzyk” to tylko frachtowiec. Tam, gdzie teraz lecą, nie będzie wścibskich władz, przed którymi trzeba coś ukrywać.

Gdy wzrosło przyśpieszenie i wszyscy musieli albo siedzieć na miejscu, albo używać niewygodnych egzoszkieletów, Antoinette z rzadka odwiedzała statek. I to wcale nie dlatego, że już nie musiała nadzorować robót, naprawy bowiem niemal ukończono.

Zawsze tliły się w niej podejrzenia, że nie jest na „Burzyku” sama, że czujność Bestii nie polega wyłącznie na bezrozumnym nadzorze osoby poziomu gamma. Że za tym kryje się coś innego.

Ale to by znaczyło, że Xavier i jej ojciec kłamali. A na to nie była przygotowana.

Aż do tej chwili.

Podczas krótkiej przerwy, gdy przyśpieszenie zduszono z powodu przeglądu technicznego, Antoinette udała się na „Burzyka”. Z czystej ciekawości — przypuszczała bowiem, że informacje już wytarto — sprawdziła w archiwum, czy jest tam coś na temat orzeczenia w sprawie Mandelstama.

Znalazła, choć i bez tego by się domyśliła.

Jej podejrzenia zaczęły się konkretyzować, gdy wynikła cała sprawa z Clavainem. Podczas ataku banshee Bestia wystrzeliła wcześniej, niż jej rozkazano, jakby statek wpadł w panikę — ale w przypadku inteligencji poziomu gamma to po prostu niemożliwe.