Выбрать главу

Remontoire zgodził się tkwić w egzoszkielecie, choć aparat go ograniczał — gdyby Clavain uznał, że nie może ufać przyjacielowi, mógł go unieruchomić.

— A stan cztery? — spytał Clavain.

— To byłoby bardziej użyteczne — odparł Remontoire. — Gdyby Skade udało się tunelować przez stan trzy, całkowicie go przeskoczyć, mogłaby gładko przejść do pola stanu cztery. Wewnątrz tego pola statek natychmiast znajduje się w stanie masy tachionowej i może podróżować tylko prędzej od światła.

— Skade się na to zdecydowała? — W głosie Xaviera brzmiał podziw.

— Lepszego wyjaśnienia nie widzę — stwierdził Remontoire.

— I co się stało? — spytała Antoinette.

— Wystąpiła niestabilność pola. — Pauline Sukhoi mówiła z namaszczeniem. Blade odbicie jej twarzy jak duch wisiało w panelu displeju. — Sterowanie pułapką fuzji jądrowej to dziecinna zabawa w porównaniu z problemem utrzymania bańki zmiennej czasoprzestrzeni. Podejrzewam, że Skade najpierw stworzyła mikroskopijną bańkę, może subatomową, ale nie większą od bakterii. W tej skali zwodniczo łatwo nią manipulować. Widzicie te sierpy i ramiona? — Wskazała obraz, który obrócił się nieco od chwili, gdy go po raz pierwszy zobaczyli. — To chyba jej generatory pola i systemy barier. Miały zabezpieczać stabilną ekspansję pola, dopóki nie obejmie całego statku. Bańka, rozszerzająca się z prędkością światła, w pół milisekundy połknęłaby statek wielkości „Nocnego Cienia”. Ale zmieniona próżnia ekspanduje z prędkością nadświetlną, jak inflacyjna czasoprzestrzeń. Bańka stanu cztery ma charakterystyczny czas zdwojenia rzędu dziesięć od minus czterdziestej trzeciej sekundy. To nie daje zbyt wiele czasu na reakcję, jeśli coś pójdzie nie tak.

— A gdyby bańka ciągle rosła? — spytała Antoinette.

— Nie może. Przynajmniej obserwator by się o tym nie dowiedział. Nikt by się nie dowiedział — wyjaśniła Pauline.

— Skade miała szczęście, że statek się zachował — stwierdził Xavier.

— To musiał być drobny wypadek, prawdopodobnie przy przejściu między stanami. Mogła zahaczyć o stan trzy, konwertując kawałeczek statku w czyste białe światło. Mała eksplozja fotoleptonowa.

— Wygląda na to, że można to przeżyć — zauważył Scorpio.

— Są oznaki życia? — spytała Antoinette. Clavain pokręcił głową.

— Żadnych. Ale to o niczym nie świadczy. „Nocny Cień” zbudowano tak, by zapewnić mu jak największą niewykrywalność. Nasze zwykłe skanowanie nie działa.

Scorpio zmienił ustawienia obrazu i zakres barw przesunął się ku zieleni i niebieskiemu.

— Termoaktywny — stwierdził. — Nadal ma zasilanie. Gdyby wybuchły główne układy, kadłub byłby teraz o pięć stopni chłodniejszy.

— Nie wątpię, że ktoś z nich przeżył — rzekł Clavain.

— Niektórzy — zgodził się z nim Scorpio. — Przyczajeni poczekają, aż ich wyprzedzimy. Potem szybko dokonają napraw. I zanim się obejrzysz, będziesz ich miał na ogonie i wszystkie problemy powrócą.

— Myślałem o tym, Scorp. I nie zamierzam ich atakować. Dzikie rozszerzone oczy Scorpia błysnęły.

— Clavainie…

— Felka nadal tam jest.

Zapadło kłopotliwe milczenie, wręcz nacierało na Clavaina. Wszyscy na niego patrzyli, nawet Sukhoi, i każde z nich dziękowało gwiazdom, że nie musi podejmować podobnej decyzji.

— Nie ma pewności. — Szczękę Scorpia żłobiły bruzdy, świadczące o napięciu nerwowym. — Skade przedtem skłamała i zabiła Lashera. Nie dała nam żadnego dowodu, że rzeczywiście ma Felkę. Bo albo jej tam nie ma, albo Felka już nie żyje.

Clavain odpowiedział z największym spokojem:

— A jakie może dać dowody? Może sfingować wszystko, co się jej spodoba.

— Mogła się dowiedzieć od Felki czegoś, o czym tylko Felka wiedziała.

— Nigdy nie zetknąłeś się z Felka. To silna osoba, silniejsza niż podejrzewa Skade. Nie przekaże Skade niczego, co pozwoliłoby jej na sterowanie mną.

— Może więc ma tę kobietę. Trzyma ją prawdopodobnie w zimnym śnie, żeby nie sprawiała kłopotu.

— Jakie to ma dla nas znaczenie? — spytał Clavain.

— Niczego nie poczuje — stwierdził Scorpio. — Teraz mamy dość broni, a „Nocny Cień” jest jak wystawiona do strzału kaczka. Możemy ją zlikwidować w jednej chwili, bezboleśnie. Felka nic nie poczuje.

Clavain z wysiłkiem zdusił gniew.

— Powiedziałbyś to samo, gdyby nie zamordowała Lashera? Scorpio uderzył w poręcz.

— Zamordowała. I tylko to się liczy…

— Nie, nie tylko to — przerwała mu Antoinette. — Clavain ma rację. Nie możemy postępować tak, jakby pojedyncze ludzkie życie nie miało znaczenia, bo inaczej staniemy się równie podli jak wilki.

— Zgadzam się — powiedział Xavier, dumny z poglądów przyjaciółki. — Współczuję ci, Scorpio, że zabiła Lashera, i rozumiem, jak cię to wkurza.

— Niczego nie rozumiesz. — Scorpio był nie tyle wściekły, ile rozgoryczony. — I nie mów mi, że nagle ważne jest życie pojedynczego człowieka. Wy ją znacie. Skade też jest człowiekiem. A inny sprzymierzeńcy na statku?

— Posłuchaj Clavaina — odezwał się Cruz, który dotychczas milczał. — On ma rację. Jeszcze będzie okazja zabicia Skade. Teraz to nie jest właściwy moment.

— Chciałbym coś zasugerować — oświadczył Remontoire. Clavain spojrzał na niego niepewnie.

— Co takiego, Rem?

— Jesteśmy od statku w zasięgu szalupy. Zużyjemy więcej antymaterii, jedną piątą naszego zapasu, ale może już nigdy nie na darzy się podobna szansa.

— Szansa na co? — spytał Clavain. Remontoire zamknął na chwilę oczy, jakby zdziwiony, że musi wyjaśniać taki truizm.

— Szansa na uratowanie Felki, oczywiście.

DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ

Remontoire obliczył wszystko bezbłędnie i dokładnie. Widząc te obliczenia, Clavain nabrał podejrzeń, że kiedy jeszcze pomysł całej wyprawy był zaledwie błyskiem w jego oku, Remontoire już uwzględnił niezbędne wydatki energetyczne.

Polecieli we trójkę: Scorpio, Remontoire i Clavain.

Na szczęście na przygotowanie promu pozostało niewiele czasu. Na szczęście — gdyby Clavain miał do dyspozycji wiele godzin, cały czas wahałby się, co zabrać: broń czy dodatkowe paliwo. Teraz musieli się zadowolić jednym ogołoconym promem, który zaopatrywał inny prom — chroniący, zanim uruchomiono napędzany laserem żagiel obronny. Prom był właściwie szkieletem, strzępiastym szkicowym rusztowaniem z czarnych dźwigarów, rozporek i obnażonych srebrzystych podsystemów. W oczach Clavaina wyglądało to nieprzyzwoicie. Uważał, że maszyny powinny zakrywać swe trzewia jak należy. Sądził jednak, że prom spełni zadanie. Jeśli Skade wystawiła poważniejszą obronę, pancerz i tak nie przydałby się na nic.

Przed kosmosem osłonięto tylko pokład załogowy, ale nie odizolowano go od otoczenia. W ciągu całej operacji będą nosić skafandry. Muszą zabrać również skafander dla Felki na drogę powrotną. Było miejsce na kasetę zimnego snu, jeśli okaże się, że Felka została zamrożona. Ale w takim wypadku muszą się pozbyć części broni i zbiorników paliwa, by zrównoważyć dodatkową masę kasety.

Clavain zajął środkowy fotel i dołączył do skafandra kontrolki lotu. Scorpio usiadł po jego lewicy, Remontoire po prawicy. Gdyby Clavain potrzebował wypoczynku, obaj mogli go natychmiast zastąpić w pilotażu.

— Bierzesz mnie ze sobą? Sądzisz, że możesz mi na tyle ufać? — pytał żartobliwie Remontoire, kiedy ustalali skład misji.