— To ty mi zrobiłeś — oznajmiła, głosem, by słyszał ją Scorpio. — Czy jesteś z tego dumny?
— Nie zrobiłem ci tego, Skade. Dokładnie wiem, jak to było. Zraniłem cię i przykro mi, że tak się stało. Ale nie umyślnie i dobrze o tym wiesz.
— Zatem twoja ucieczka była przymusowa? Gdyby to było takie proste.
— Nie odciąłem ci głowy, Skade — odparł Clavain. — Do tej pory Delmar już wyleczyłby szkody, które ci wyrządziłem. Byłabyś znów zdrowa. To jednak nie pasowało do twoich planów.
— Ty narzuciłeś mi te plany, Clavainie. Ty i moja lojalność dla Matczynego Gniazda.
— Nie kwestionuję twojej lojalności, Skade. Po prostu jestem ciekaw, wobec czego dokładnie jesteś lojalna.
— Zostało trzynaście minut, Clavainie — szepnął Scorpio. — Potem musimy być już na zewnątrz.
Skade spojrzała na świnię.
— Spieszy ci się, prawda?
— Czy nie śpieszy się nam wszystkim? — spytał Scorpio.
— Przyszliście po coś. Nie wątpię, że wasza broń już zniszczyłaby „Nocny Cień”, gdybyście mieli taki zamiar.
— Daj mi Felkę — powiedział Clavain. — Daj mi Felkę, a zostawimy cię w spokoju.
— Czy ona tak wiele dla ciebie znaczy, Clavainie, że powstrzymałeś się od zniszczenia mnie, kiedy miałeś okazję?
— Znaczy dla mnie wiele, owszem. Grzebień Skade zafalował turkusem i oranżem.
— Dam ci Felkę, jeśli to zmusi cię do odejścia. Ale najpierw chcę ci coś pokazać.
Ułożyła urękawicznione dłonie swego skafandra po obu stronach szyi, tak jakby chciała się udusić. Najwyraźniej jednak metalowe dłonie były zdolne do wielkiej delikatności. Clavain usłyszał pstryknięcie w klatce piersiowej Skade, a potem metalowy słup jej szyi zaczął się wysuwać spomiędzy ramion. Usuwała własną głowę. Clavain patrzył z fascynacją i wstrętem, jak wynurza się dolna część słupa. Kończyły go miotające się, wieloczłonowe wypustki. Kapały z niego różowe błyskotki kolorowej cieczy — może krew, a może coś całkowicie sztucznego.
— Skade — powiedział. — To nie jest potrzebne.
— Och, to bardzo potrzebne, Clavainie. Chcę, żebyś w pełni zrozumiał, co mi zrobiłeś. Chcę, byś poczuł całą tego grozę.
— Myślę, że on ma już pewne pojęcie — zauważył Scorpio.
— Po prostu przekaż mi Felkę, a potem dam ci spokój. Uniosła własną głowę i kołysała ją na dłoni.
— Czy mnie nienawidzisz, Clavainie?
— Nie ma w tym nic osobistego. Po prostu uważam, że się mylisz.
— Mylę się, ponieważ troszczę się o przeżycie naszego ludu?
— Coś cię opętało, Skade — powiedział Clavain. — Kiedyś byłaś dobrym Hybrydowcem, jednym z najlepszych. Naprawdę służyłaś Matczynemu Gniazdu, tak jak ja. Ale potem wysłano cię na operację Chateau.
Obudził jej zainteresowanie. Zobaczył, jak mimowolnie rozszerzają się jej oczy.
— Chateau de Corbeaux? Co to ma z czymkolwiek wspólnego?
— O wiele więcej niż sądzisz — powiedział Clavain. — Ty jedna przeżyłaś misję, ale nie wróciłaś sama. Prawdopodobnie nie pamiętasz, co się tam na dole wydarzyło, ale to nie ma znaczenia. Coś się do ciebie dobrało, jestem tego pewien. I jest odpowiedzialne za wszystkie ostatnie wydarzenia. — Próbował się uśmiechnąć. — Właśnie dlatego cię nie nienawidzę ani nie mogę cię zbytnio winić. Jesteś albo nie tą Skade, którą znałem, albo wydaje ci się, że służysz czemuś większemu od siebie.
— To śmieszne.
— Ale chyba prawdziwe. Wiem to, Skade, sam tam byłem. Jak to możliwe, że cały czas siedzieliśmy ci na ogonie? Technikę z Chateau wykorzystaliśmy obydwoje. Technikę obcych, pozwalającą na manipulowanie bezwładnością. Ale ty wykorzystałaś ją do czegoś znacznie większego, prawda?
— Wykorzystałam ją, by osiągnąć cel, to wszystko.
— Próbowałaś zbudować statek nadświetlny, podobnie jak Galiana. — Kiedy wspomniał imię Galiany, zobaczył kolejny błysk zainteresowania. — Czemu, Skade? Co było tak ważne, że musiałaś to zrobić? To tylko broń.
— Też bardzo jej pragniesz. Clavain skinął głową.
— Ale jedynie dlatego, że pokazałaś, jak bardzo ci na niej zależy. Pokazałaś mi też tamtą flotę, sądzę więc, że planujesz ucieczkę z tej części kosmosu. Co to takiego, Skade? Co takiego zobaczyłaś w swej kryształowej kuli?
— Mam ci to pokazać, Clavainie?
— Pokazać? — zapytał.
— Udziel mi dostępu do swego mózgu, a ja zaimplantuję tam dokładnie to, co mi pokazano. Wtedy będziesz wiedział. I może patrzył na sprawy tak jak ja.
— Nie rób tego — powiedział Scorpio.
Clavain opuścił tarcze obronne w mózgu. Obecność Skade wtargnęła tak nagle, że aż się wzdrygnął. Ale Skade, tak jak obiecała, tylko malowała mu w umyśle obrazy.
Clavain zobaczył koniec wszystkiego. Zobaczył łańcuchy ludzkich habitatów roziskrzone jasnymi iskierkami ognia anihilacji. Nuklearne girlandy plamiły powierzchnie światów zbyt ważnych, by je rozmontowywać. Zobaczył komety i asteroidy nakierowywane na kolonie, fala po fali, zbyt liczne, by można je było zneutralizować istniejącymi środkami obrony. Wywoływano rozbłyski na powierzchni gwiazd. Ogniskowano je. Ogniste żagwie mazały po obliczach światów, sterylizując wszystko na swej drodze. Zobaczył skaliste globy, rozpylane, rozbite na gorące obłoki międzyplanetarnego gruzu. Widział gazowe giganty rozkręcane do rozerwania, zniszczone jak zabawki nadąsanych dzieci. Zobaczył, jak umierają same gwiazdy, jak, zatrute, świecą zbyt silnie lub zbyt słabo. Jak są rozrywane na kilkanaście różnych sposobów. Widział statki, detonowane w przestrzeni międzygwiezdnej, gdy ich załogi wyobrażały sobie, że są bezpieczne od wszelkich szkód. Słyszał przerażone chóry przekazów radiowych i laserowych. Na początku mnogie, przerzedzały się do garstki rozpaczliwych samotnych głosów, które kolejno uciszano. Potem słyszał tylko bezmózgi warkot przekazów maszynowych, ale nawet one zaczynały milknąć, gdy kruszyły się ostatnie bastiony ludzkości.
Eksterminacja rozpościerała się na obszar o średnicy kilkudziesięciu lat świetlnych. Trwała wiele dekad, ale — jeśli porównać ją z powolnymi żarnami historii galaktycznej — dokonywała się momentalnie.
I wszędzie dookoła wyczuwał koordynującą tę eksterminację ciemną bezlitosną inteligencję. Był to zespół umysłów maszynowych, z których większość unosiła się tuż pod progiem samoświadomości. Były stare, starsze niż najmłodsze gwiazdy, i znały się jedynie na sztuce tępienia. Nic więcej ich nie zaprzątało.
— Jak odległa jest ta przyszłość? — zapytał Clavain.
— To już się rozpoczęło. Po prostu jeszcze o tym nie wiemy. Ale w ciągu stulecia wilki dosięgną podstawowych kolonii, tych najbliższych Pierwszego Układu. Za niecałe sto lat z rasy ludzkiej zostanie kilka kulących się grup, zbyt przerażonych, by próbować podróży czy nawiązywania łączności między sobą.
— A Hybrydowcy?
— Jesteśmy wśród tych grup, równie podatni na zranienia, równie prześladowani. Nie ma już Matczynego Gniazda. Gniazda Hybrydowców w niektórych układach zostały kompletnie unicestwione. Tak to wyglądało, kiedy te wiadomości wysyłano w przeszłość.
Clavain skinął głową. Był gotów chwilowo założyć, że to prawdziwe informacje.
— Jak się o tym dowiedziałaś?
— Z eksperymentów z Osnową — odpowiedziała głowa Skade — Galiana badała połączenia ludzkich umysłów ze spójnymi stanami kwantowymi. Ale materia w stanie superpozycji kwantowej jest splątana w sensie spektralnym z każdą cząsteczką, która kiedykolwiek istniała czy kiedykolwiek zaistnieje. Eksperymenty Galiany miały na celu zbadanie nowych trybów świadomości równoległej, ale przy okazji otworzyły okno w przyszłość. Kanał nie był doskonały, więc na Marsa dotarły z przyszłości jedynie słabe echa. A każda wiadomość przesłana przez kanał wzmacniała szumy tła. Rozumiesz, kanał miał ograniczoną pojemność informacyjną. Osnowa była cennym zasobem, który można było wykorzystywać tylko w chwilach najostrzejszych kryzysów.