Выбрать главу

Clavain spoglądał na nią. Wbrew wszystkiemu mając nadzieję, że kłamie, tak jak kłamała mu wcześniej. Wiedział jednak, że teraz mówi prawdę. I chociaż znał już odpowiedź, musiał mimo wszystko zadać to pytanie.

— Czy mi ją oddasz?

— Nie. — Skade uniosła czarny, metalowy palec. — Wyjdziesz stąd tylko z Felką albo bez niczego. Twój wybór. Galiana jednak zostaje tutaj. — Po chwili dodała od niechcenia: — Och, i gdybyś się zastanawiał, wiem o mikrokartuszach, które zostawiliście za sobą.

— Nie znajdziesz ich wszystkich na czas — oznajmił Scorpio.

— Nie muszę ich znajdować — powiedziała Skade. — Muszę, Clavainie? To, że mam Galianę, chroni mnie tak mocno, jak to, że miałam Felkę. Nie, nie pokażę ci jej. To niepotrzebne. Felka poświadczy, że ona tu jest. Ona też spotkała Wilka. Spotkałaś go, prawda?

Felka jednak ani drgnęła.

— Chodźże — powiedział Scorpio. — Zabierajmy się stąd, za nim zmieni zdanie.

Kiedy Felka doszła do siebie, Clavain siedział w fotelu obok jej łóżka i drapał się po brodzie. Słyszała dźwięk jak odgłos pasikonika: „cyk, cyk, cyk”. Nieubłaganie wwiercał się w jej podświadomość i ciągnął ku pełnemu rozbudzeniu. Śniła o Marsie, śniła o swym Murze, śniła, że się zagubiła w niekończącym się, pracochłonnym zadaniu zachowywania Muru w stanie nienaruszonym.

— Felka. — Głos był ostry, prawie srogi. — Felka. Obudź się. Tu Clavain. Jesteś teraz wśród przyjaciół.

— Gdzie Skade? — zapytała.

— Pozostawiłem Skade z tyłu. Teraz już nie musisz się nią zajmować. — Dłoń Clavaina spoczywała na jej dłoni. — Dobrze cię znowu widzieć, Felko. Były chwile, gdy myślałem, że nie nastąpi to nigdy…

Ocknęła się w pomieszczeniu niepodobnym do tych, które widziała na „Nocnym Cieniu”. Miało lekko sielski charakter. Najwyraźniej znajdowała się na statku, lecz nie był tak elegancko zaprojektowany, jak statek, który pamiętała.

— Nie pożegnałeś się ze mną przed ucieczką — powiedziała.

— Wiem. — Clavain przecierał palcem oko. Wyglądał na znużonego, starszego niż go pamiętała. — Wiem i przepraszam, ale zrobiłem to rozmyślnie. Inaczej namówiłabyś mnie, bym zaniechał ucieczki. — Jego ton stał się oskarżycielski. — Prawda?

— Chciałam tylko, żebyś o siebie zadbał. Właśnie dlatego przekonałam cię, byś wszedł do Ścisłej Rady.

— Zważywszy wszystko, to chyba był błąd. — Głos mu złagodniał.

Felka przypuszczała, że Clavain się uśmiecha.

— Jeśli masz na myśli dbanie o siebie, to owszem, muszę przyznać, że niezupełnie o to mi chodziło.

— Czy Skade się tobą opiekowała?

— Chciała, bym jej pomogła. Nie pomogłam. Stałam się… zamknięta w sobie. Nie chciałam usłyszeć, że cię zabiła. Naprawdę bardzo się o to starała, Clavainie.

— Wiem.

— Ma Galianę.

— To też wiem — powiedział. — Remontoire, Scorpio i ja umieściliśmy ładunki niszczące na jej okręcie. Nawet teraz mógłbym go zniszczyć, gdybyśmy musieli przybyć na Resurgam później.

Felka zmusiła się do przyjęcia pozycji siedzącej.

— Posłuchaj mnie uważnie, Clavainie.

— Słucham.

— Musisz zabić Skade. To nie ma znaczenia, że ma Galianę. Właśnie Galiana chciałaby, żebyś to zrobił.

— Wiem, ale to wcale nie ułatwia mi całej sprawy — powiedział Clavain.

— Nie! — Felka podniosła głos, nie bojąc się gniewnie przemawiać do człowieka, który właśnie ją uratował. — Nie rozumiesz. Chcę powiedzieć, że Galiana bardzo by chciała, żebyś to zrobił. Wiem o tym Clavainie. Kiedy spotkaliśmy Wilka, znowu dotknęłam jej umysłu.

— Tam nie pozostało nic z Galiany, Felko.

— Pozostało. Wilk robił co mógł, by ją ukryć, ale… ja ją czułam.

Spojrzała mu w twarz, studiując jej starodawne, ukryte zagadki. Ze wszystkich znanych jej twarzy z rozpoznaniem tej był najmniejszy kłopot, ale co to właściwie oznaczało? Czy łączyło ich coś więcej niż przypadek, okoliczności i wspólna historia? Wspomniała, jak skłamała Clavainowi, że jest jego córką. Nic w jego nastroju nie wskazywało, że się dowiedział, że to kłamstwo.

— Felko…

— Posłuchaj, Clavainie… — Chwyciła jego dłoń i ścisnęła. — Posłuchaj. Nigdy ci tego nie mówiłam, gdyż zbyt mnie to wytrącało z równowagi. Jednak w eksperymentach Osnowy miałam świadomość, że sięga ku mnie jakiś umysł. Z przyszłości. Czułam niewypowiedziane zło. Czułam jednak również coś, co rozpoznawałam. Galianę.

— Nie… — powiedział Clavain. Ścisnęła jego dłoń mocniej.

— To prawda. Ale teraz rozumiem, że zło to nie jej wina. To był jej umysł, po tym, jak go przejął Wilk. Skade pozwoliła Wilkowi uczestniczyć w eksperymentach. Potrzebowała jego rady na temat maszynerii.

Clavain pokręcił głową.

— Wilk nigdy nie współpracowałby ze Skade.

— Ale współpracował. Przekonała go, że musi jej pomóc. W ten sposób to ona, a nie ty odzyskałaby broń.

— Jaką korzyść odniósłby z tego Wilk?

— Żadnej. Ale lepiej, żeby broń przechwyciła grupa, na którą Wilk ma jakiś wpływ, niż jakaś trzecia strona, na przykład ty. Tak więc zgodził się jej pomóc, wiedząc, że kiedy będą pod ręką, łatwiej będzie ją zniszczyć. Byłam tam, Clavainie, w jego dziedzinie.

— Wilk na to pozwolił?

— Zażądał tego. A raczej zażądała ta jego część, która nadal była Galianą.

Felka zamilkła. Wiedziała, jak trudne musi to być dla Clavaina. Ją samą to raniło, a przecież Galiana dla Clavaina znaczyła jeszcze więcej.

— Chcesz powiedzieć, że istnieje część Galiany, która nadal nas pamięta? I pamięta jak było wcześniej?

— Galiana nadal pamięta, Clavainie. Nadal pamięta i nadal czuje. — Felka znów umilkła, wiedząc, że teraz będzie najtrud niej. — Dlatego właśnie musisz to zrobić.

— Zrobić co?

— To, co planowałeś, zanim Skade cię poinformowała, że ma Galianę. Musisz zniszczyć Wilka. — Znowu spójrzała mu w twarz, czując smutek, że mu to robi. — Musisz zniszczyć statek.

— Ale jeśli to zrobię — powiedział Clavain gwałtownie i z podnieceniem, jakby zauważył w argumentach Felki jakiś fatalny błąd — zabiję Galianę.

— Wiem. — Powiedziała Felka. — Wiem. Ale mimo to musisz to zrobić.

— Nie możesz tego wiedzieć.

— Mogę i wiem. Czułam ją, Clavainie. Czułam, że chce, byś to zrobił.

* * *

Siedział samotnie w ciszy, w kopule obserwacyjnej niedaleko dzioba „Światła Zodiakalnego”. Rozkazał, by go nie niepokojono, dopóki sam się nie zgłosi, nawet jeśli nie uczyni tego przez wiele godzin.

Po czterdziestu pięciu minutach miał oczy przyzwyczajone do ciemności. Wpatrywał się w morze niekończącego się mroku za swym statkiem, czekając na znak, że praca została wykonana. Okazjonalny promień kosmiczny wydrapywał fałszywy ślad w jego polu widzenia, ale Clavain wiedział, że sygnatura wydarzenia będzie wyglądała inaczej i nie pomyli jej z niczym. Na tym mrocznym tle na pewno jej nie przeoczy.

Niebieskobiały błysk wyrósł z serca ciemności. Rozpłomienił się do swej maksymalnej jaskrawości w ciągu trzech czy czterech sekund, a potem zamierał powoli, zjeżdżając przez spektralne odcienie czerwieni i rdzawego brązu. Wypalił jasną dziurę w polu widzenia Clavaina — parzącą fioletowa kropkę, która nie znikała, nawet kiedy zamknął oczy.