Выбрать главу

Szukał po omacku następnej zdawkowej obiekcji. Nie może wyglądać na zbyt chętnego, gdyż zacznie coś podejrzewać.

— A co, jeśli powiążą to z nami… ze mną?

— Wtedy już będzie po decydującym ciosie. Jeśli zareagują, wtedy będziemy się o to martwić.

— A broń, jaką masz na myśli?

— To szczegóły, kapitanie, szczegóły. Możesz to pozostawić mnie. Nie musisz robić nic więcej niż przekazać mi nad nią kontrolę.

— Nad wszystkimi trzydziestoma trzema sztukami?

— Nie… to nie jest konieczne. Tylko nad tymi, które zaznaczyłam do wykorzystania. Nie zamierzam rzucić wszystkich przeciw Inhibitorom. Jak mi uprzejmie przypomniałeś, niektórych możemy potrzebować później, na wypadek odwetu.

— Przemyślałaś to sobie starannie.

— Powiedzmy, że zawsze miałam plany na różne ewentualności — odparła. Nagle zmieniła ton głosu na wyczekujący. — Kapitanie, ostatnia sprawa…

Wahał się przed odpowiedzią. Oto, być może, zaczynało się. Zaraz zapyta o sygnał laserowy omywający periodycznie jego kadłub, sygnał, od którego chciał odwrócić jej uwagę.

— Śmiało, Ilio — powiedział z ciężkim sercem.

— Nie przypuszczam, żebyś miał trochę więcej tych papierosów. A może jednak?

TRZYDZIEŚCI

Zwiedzała kazamatę, przemierzając ją jak królowa lustrująca swe wojska. Trzydzieści trzy sztuki broni, każda inna. Studiowała je przez większość swego dorosłego życia razem z siedmioma osobami, które obecnie zaginęły lub zostały unicestwione. Choć pracowała ciężko, większość broni znała co najwyżej pobieżnie i musiała ukrywać przed kolegami swoją ignorancję. Była przekonana, że niektórych rodzajów broni nie można nawet przetestować, że służą do jednorazowego użytku. Nie wszystkie jednak były tego typu. Trudność polegała na tym, by broń skatalogować według zasięgu, zdolności niszczenia i liczby możliwych uruchomień.

Powzięła decyzję, jaką broń wykorzysta przeciw maszynerii Inhibitorów. Wprowadzi do akcji osiem sztuk, a dwadzieścia pięć pozostawi na pokładzie „Nostalgii za Nieskończonością”. Te osiem rodzajów broni miało niewielką masę, można więc było je szybko i dyskretnie rozmieścić w układzie. Obliczenia Volyovej wskazywały, że zasięg wybranych ośmiu sztuk broni wystarczy do uderzenia w siedlisko Inhibitorów, ale wiele założeń poczyniła dość arbitralnie. Nie lubiła tego. Nie miała również pewności, czy zdoła wyrządzić szkody, które zakłócą pracę Inhibitorów. Była pewna co do jednego: zostaną zauważeni. Jeśli ludzka działalność w układzie była dotychczas brzęczeniem muchy — irytowała, ale nie stwarzała żadnego niebezpieczeństwa — teraz Volyova zwiększy ją do pełnowymiarowego ataku komarów.

Walnijcie w to packą, sukinsyny, pomyślała.

Przeleciała obok każdej z ośmiu sztuk broni i sprawdziła, czy coś się zmieniło od ostatniej inspekcji. Wszystko wyglądało tak samo. Broń, groźna i ponura, tkwiła w opancerzonych kołyskach dokładnie jak wtedy, gdy ją zostawiała.

— Potrzebuję właśnie tej ósemki, kapitanie — powiedziała.

— Tylko osiem?

— Na razie wystarczy. Nie można wkładać wszystkich kurcząt do jednego jaja, czy jak to się tam mówi.

— Na pewno istnieje jakiś odpowiedni zwrot.

— Na mój sygnał chciałabym, żebyś rozmieszczał broń po jednej. Możesz to zrobić, prawda?

— Kiedy powiesz „rozmieść”…?

— Po prostu przenieś je poza statek. To znaczy poza siebie — poprawiła się, zauważyła już bowiem, że kapitan obecnie mówi o sobie i o statku jako o tej samej istocie. Nie chciała zakłócić jego niespodziewanej ochoty do współpracy. — Po prostu na zewnątrz — ciągnęła. — Potem, kiedy już broń się tam znajdzie, skontrolujemy jeszcze jej układy. Umieścimy cię między bronią a Inhibitorami, na wszelki wypadek. Nie przypuszczam, żeby ktoś monitorował nasze posunięcia, ale ostrożność jest wskazana.

— Z całą pewnością masz słuszność, Ilio.

— Więc w porządku. Zaczniemy od starej poczciwej broni numer siedemnaście.

— Jest broń siedemnaście, Ilio.

Ruch był nagły i niespodziewany. Tak dawno broń się w ogóle nie ruszała, że Volyova, zapomniała jak to wygląda. Szyna podpierająca przechylała kołyskę, aż wielka jak obelisk broń ześlizgnęła się gładko i cicho na bok. Wszystko w kazamacie odbywało się w ciszy, ale mimo to Volyovej wydawało się, że panuje tu teraz cisza głębsza, cisza pełna refleksji, cisza miejsca, w którym wykonują egzekucje.

Układ szyn umożliwiał broni kazamatowej dotarcie do sali o wiele mniejszej, umiejscowionej tuż pod halą główną. W tej sali mogła się pomieścić największa z broni — w tym celu kiedyś gruntownie przebudowano tę część statku.

Volyova patrzyła, jak broń siedemnaście znika w mniejszej sali, i wspominała swe spotkanie z „Siedemnastką” — podosoba sterującą bronią — tą, która wykazywała niepokojące oznaki wolnej woli i wyraźnie lekceważyła jej polecenia. Volyova nie wątpiła, że podosoba jakiegoś typu istnieje w każdej broni, ale miała tylko nadzieję, że kapitan i broń zrobią to, o co prosiła.

Mimo to prześladowały ją straszne przeczucia.

Wrota między pomieszczeniami zamknęły się. Volyova przełączyła monitor skafandra na zewnętrzne kamery i czujniki. Chciała obserwować wynurzanie się broni z kadłuba, co miało nastąpić dopiero za kilka minut.

A jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Skafander, połączony z monitorami na kadłubie, zameldował, że statek jest bombardowany światłem lasera optycznego.

W pierwszej chwili Volyovą ogarnęło przytłaczające uczucie porażki. Czyżbym zaalarmowała Inhibitorów i przyciągnęła ich uwagę samą intencją rozmieszczenia broni? — pomyślała. Omiatające światło lasera musiało pochodzić z ich czujników dalekiego zasięgu. Spostrzegły statek, wywąchały go w mroku.

Wtedy zauważyła, że emisje nadchodzą z niewłaściwej strony nieba.

Z przestrzeni międzygwiezdnej.

— Ilio…? — spytał kapitan. — Czy coś nie gra? Mam przerwać rozmieszczanie?

— Wiedziałeś o tym, prawda?

— O czym?

— Że ktoś oświetla nas laserem z częstotliwością komunikacyjną?

— Przepraszam, Ilio, ale ja tylko…

— Nie chciałeś, żebym się o tym dowiedziała. Dopiero kiedy podłączyłam się do czujników na kadłubie, by obejrzeć wynurzanie się broni, zauważyłam emisje.

— Co za emisje… ach, czekaj. — Jego wspaniały, godny Boga głos zawahał się. — Teraz wiem, co masz na myśli. Nie zauważyłem ich, działo się tyle innych rzeczy. Bardziej niż ja zwracasz uwagę na takie rzeczy… Ostatnio zbyt mocno koncentruję się na sobie. Jeśli poczekasz, cofnę się w czasie i określę, kiedy te emisje się zaczęły… Mam dane z czujników.

Nie uwierzyła mu, ale nie mogła dowieść, że kłamie. Kontrolował wszystko i dowiedziała się o sygnale laserowym tylko dlatego, że przez chwilę nie uważał.

— Dobrze. Jak długo to trwa?

— Nie więcej niż dzień, Ilio. Około dnia…

— Co to znaczy „około”, kłamliwy sukinsynu?! — Miałem na myśli… że to kwestia kilku dni. Najwyżej ty dzień… przy ostrożnym szacowaniu.

— Swinoj. Kłamliwy świński sukinsyn. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

— Założyłem, że już wiesz o sygnale. Nie złapałaś go, kiedy zbliżał się do mnie prom?

Aha, więc to teraz sygnał, a nie „pozbawiony znaczenia naturalny impuls światła laserowego”, pomyślała z sarkazmem. Co jeszcze wiedział kapitan?