Выбрать главу

— To mi się bardziej podoba, Ilio. Tak, to broń. Bardzo stara broń, o dość niejasnej proweniencji.

— Nie wciskaj mi kitu, Clavainie. Jeśli wiesz o istnieniu broni, prawdopodobnie domyślasz się jej pochodzenia, podobnie jak ja. Oto moja hipoteza: zrobili ją Hybrydowcy. Co na to powiesz?

— Ciepło, ciepło, przyznaję.

— Ciepło?

— Gorąco. Właściwie bardzo gorąco.

— Powiedz, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli to broń Hybrydowców, dlaczego dowiedzieliście się o niej dopiero teraz?

— Ona emituje sygnały pozycyjne. Namierzyliśmy ją.

— Ale wy nie jesteście Hybrydowcami.

— Nie… — Clavain wykonał ręką omiatający gest, doskonale zsynchronizowany z podobnym gestem serwitora. — Ale będę z tobą szczery, choćby dlatego, że może mi to pomóc w negocjacjach. Hybrydowcy naprawdę chcą odzyskać tę broń. I również tu zmierzają. Tuż za „Światłem Zodiakalnym” nadlatuje cała flota ciężkozbrojnych hybrydowskich statków.

Wspomniała, co świnia Scorpio powiedział o załodze Clavaina — że porozbijali ryje pająkom.

— Czemu mi o tym mówisz? — spytała.

— Rozumiem, że to cię niepokoi, nie mam o to pretensji. Też bym się niepokoił. — Wizerunek podrapał brodę. — Właśnie dlatego powinnaś rozważyć wcześniejsze negocjacje ze mną. Pozwól, bym uwolnił cię od tej broni. Ja załatwię sprawę z Hybrydowcami.

— Clavainie, czemu sądzisz, że poszczęści ci się w tym bardziej niż mnie?

— Po pierwsze, parę razy już ich przechytrzyłem. Po drugie, i może ważniejsze, jeszcze niedawno byłem Hybrydowcem.

— Sprawdziłem to, Ilio — zaszeptał kapitan do jej ucha. — Istniał Nevil Clavain powiązany z Hybrydowcami.

— I sądzisz, że to ma znaczenie? — zapytała Volyova Clavaina. Kiwnął głową.

— Hybrydowcy nie są mściwi. Zostawią cię w spokoju, jeśli nie będziesz im miała nic do zaoferowania. Ale jeśli nadal będziesz miała tę broń, rozerwą cię na strzępy.

— Twój sposób myślenia ma małą wadę — powiedziała Volyova. — Skoro ja dysponuje bronią, czy to nie ja właśnie będę rozrywać kogoś na strzępy?

Clavain mrugnął znacząco.

— Wiesz doskonale, jak się nią posługiwać, prawda?

— Mam pewne doświadczenie.

— Nie, nie masz. Udało ci się jedynie włączyć to draństwo. Gdybyś miała doświadczenie, wykrylibyśmy broń już przed wiekami. Nie przeceniaj swej znajomości techniki, którą ledwo rozumiesz. To może cię doprowadzić do zguby.

— Sama to ocenię.

Clavain — dość myślenia o tym urządzeniu jako o Clavainie! — znowu podrapał się w brodę.

— Nie chciałem cię urazić. Ale ta broń jest niebezpieczna. Szczerze sugeruję, żebyś przekazała mi ją teraz i zrzuciła na mnie cały kłopot.

— A jeśli odmówię?

— Zrobimy dokładnie to, co obiecaliśmy: zabierzemy ją siłą.

— Clavainie, posłuchaj. Chcę ci coś pokazać. Dawałeś wcześniej do zrozumienia, że coś o tym wiesz, ale powinieneś znać fakty.

Zaprogramowała kulę displeju, by włączyła się właśnie w tej chwili, wypełniona powiększeniem rozmontowywanego świata. Obłok materii był grudkowaty i porwany, popstrzony gęstymi węzłami agregującej substancji. Ale trąbkowaty obiekt, rosnący w samym sercu chmury, był dziesięć razy większy od pozostałych struktur i teraz wydawał się niemal w pełni uformowany. Chociaż czujniki Volyovej z trudnością przenikały przez zasłaniające megatony materii, coś sugerowało ogromną złożoność obiektu, oszałamiające nagromadzenie koronkowych detali, mierzących od wieluset kilometrów w dół, aż po granicę rozdzielczości czujników. Maszyneria miała wygląd mięśniowy i organiczny, zawęźlony i napuchnięty od chrząstek, ścięgien i guzków gruczołów. Nie wyglądała na coś, co można by zaprojektować, dysponując ludzką wyobraźnią. A nawet w tej chwili do tytanicznej machiny dodawano warstwy materii; Volyova widziała strumienie zagęszczeń, gdzie nadal przepływała masa. Jednak obiekt wydawał się niepokojąco bliski ukończenia.

— Czy wcześniej widziałeś wiele takich rzeczy, Clavainie? — zapytała.

— Trochę. Nie tak wyraźnie jak tu.

— Co o tym sądzisz?

— Może byś mi, Ilio, powiedziała najpierw, co ty o tym sądzisz. Zmrużyła oczy.

— Obserwowałam, jak maszyny rozrywają na strzępy trzy małe światy. Potem zabrały się za ten. To obcy. Zostali zwabieni tutaj przez coś, co zrobił Dan Sylveste.

— Tak. Zakładaliśmy, że miał z tym coś wspólnego. Podejrzewaliśmy również istnienie maszyn.

— Kto „my”? — zapytała.

— Hybrydowcy. Przestałem być jednym z nich dopiero nie dawno. — Przerwał na chwilę, a potem ciągnął dalej. — Kilka stuleci temu wysłaliśmy ekspedycje w przestrzeń międzygwiezdną znacznie dalej, niż się to udało innym odłamom ludzkości. Te ekspedycje natknęły się na maszyny. Nadaliśmy im nazwę „wilki”. Sądzę, że w zasadzie widzimy tutaj te same istoty.

— Nie posiadają nazwy dla siebie — oznajmiła Volyova. — Ale my nazywamy ich Inhibitorami. To nazwa, która zyskały w czasie swego rozkwitu.

— Dowiedzieliście się tego z obserwacji?

— Nie — odparła Volyova. — Niezupełnie.

Mówię mu za dużo, pomyślała. Ale Clavain był tak przekonujący, że nie mogła się powstrzymać. Jeśli nie będę uważać, opowiem mu o wszystkim, co wydarzyło się wokół Hadesu: jak Khouri pozwolono zerknąć w ciemną przedludzką historię galaktyki, w nieskończony szereg tomów opisujących wytępienia i wojny, od teraz aż do zarania samego życia rozumnego…

Istniały sprawy, które chciała przedyskutować z Clavainem, i sprawy, które na razie chciała zachować dla siebie.

— Jesteś zagadkową kobietą, Ilio Volyova.

— Jestem również kobietą zapracowaną, Clavainie. — Przybliżyła na sferze obraz puchnącej maszyny. — Inhibitorzy budują broń. Mam poważne podejrzenia, że wykorzystają ją do wywołania jakiegoś kosmicznego kataklizmu. Włączyli żagiew by zlikwidować Amarantinów, ale chyba tym razem szykują się do czegoś znacznie większego: prawdopodobnie do ostatecznego rozwiązania. A ja po prostu nie mogę na to pozwolić. Na Resurgamie przebywa dwieście tysięcy ludzi, i wszyscy zginą, jeśli ta broń zostanie użyta.

— Doskonale to rozumiem, uwierz mi.

— Wobec tego rozumiesz, że nie przekażę ci żadnej broni, nigdy. Po raz pierwszy Clavain wydawał się zirytowany. Przeciągnął dłonią po gęstej czuprynie, aż zjeżyła się w kostropate, białe kolce.

— Daj mi tą broń, a dopilnuję, by użyto jej przeciw wilkom. Cóż w tym złego?

— Nic — odparła Ilia pogodnie. — Tylko że ja ci nie wierzę. I jeśli ta broń jest tak potężna, jak mi opowiadasz, nie chcę jej nikomu przekazywać. Przecież opiekowaliśmy się nimi przez wieki. Nie stało się nic złego. To nas ustawia raczej w dobrym świetle, prawda? Byliśmy odpowiedzialnymi kustoszami. Byłoby niefrasobliwością z naszej strony, gdybyśmy ją oddali jakiejś garstce typów spod ciemnej gwiazdy. — Uśmiechnęła się. — Zwłaszcza skoro przyznajesz, Clavainie, że nie jesteście prawowitymi właścicielami.

— Pożałujesz, że zadałaś się z Hybrydowcami, Ilio.

— Uhm. Ale przynajmniej będę miała do czynienia z legalnym odłamem.

Clavain naciskał czoło palcami prawej dłoni, jak ktoś walczący z migreną.

— Ale nie w takim sensie, jak myślisz. Oni chcą tej broni tylko po to, żeby czmychnąć z nią w głęboki kosmos.

— Ty zaś chcesz ją wykorzystać w sposób znacznie bardziej wielkoduszny…