Nie było jednak dowodów na to, że życie kiedykolwiek rozprzestrzeniło się z jednego układu do innego, choć mogłoby się to stać bez większego problemu. Spoglądając w nocne niebo, ludzcy filozofowie doszli do wniosku, że życie inteligentne musi być niesłychanie rzadkie, że może rasa ludzka to jedyna rozumna cywilizacja w galaktyce.
Mylili się, ale przekonali się o tym dopiero u zarania społeczeństwa międzygwiezdnego, gdy ekspedycje natykały się na resztki upadłych kultur, zrujnowanych światów, wytępionych gatunków. Znaleziono ich niepokojąco dużo.
Życie inteligentne nie było rzadkością, wszystko jednak wskazywało na to, że prawie zawsze życie inteligentne gwałtownie wymiera. Jakby coś rozmyślnie je likwidowało.
Brakującym elementem łamigłówki okazały się wilki, odpowiedzialne za wytępienia. Nieubłagane, cierpliwe maszyny namierzały oznaki inteligencji i wymierzały straszliwą karę. Dlatego galaktyka była samotna, milcząca, patrolowana tylko przez czujne maszyny-wartowników.
Ta odpowiedź nie wyjaśniała jednak, czemu to robili.
— Ale dlaczego? — chciała wiedzieć Felka. — Wasze działanie nie ma sensu. Jeśli tak bardzo nienawidzicie życia, dlaczego nie skończycie z nim raz na zawsze?
— Na dobre? — Wilk wydawał się rozbawiony, zaciekawiony jej spekulacjami.
— Moglibyście zatruć wszystkie planety w galaktyce, porozbijać je. Wygląda to tak, jakbyście nie mieli odwagi ostatecznie załatwić wszelkich form życia.
Usłyszała ciężkie westchnienie, przypominające lawinę kamyków.
— Tu nie chodzi o zniszczenie życia inteligentnego — powiedział Wilk.
— Nie?
— Chodzi o coś dokładnie odwrotnego, Felko. O zachowanie życia. Jesteśmy kustoszami życia, przeprowadzamy je przez największe kryzysy.
— Ale mordujecie. Zabijacie całe cywilizacje.
Wilk usunął się poza pole widzenia, ale znowu do niego powrócił. Teraz jego głos brzmiał szyderczo, był podobny do głosu Galiany.
— Czasami trzeba być okrutnym, jeśli się chce być naprawdę łagodnym, Felko.
Po śmierci Galiany Clavain prawie się nie pokazywał. Cała załoga, aż do najniższych szczebli armii Scorpia, bez słów zrozumiała, że Clavaina można niepokoić tylko w sprawach najważniejszych, pilnych, dotyczących całego statku. Nie wiadomo, czy takie zarządzenie wydał sam Clavain, czy po prostu wprowadzili to jego bezpośredni zastępcy. Stał się postacią zagadkową, widywano go rzadko, słyszano rzadko, był duchem, skradającym się po korytarzach „Światła Zodiakalnego” w godzinach, kiedy reszta statku spała. Od czasu do czasu, gdy na statku panowało wysokie ciążenie, słyszeli w korytarzu nad głowami rytmiczne „łup, łup, łup” — to jego egzoszkielet kroczył po płytach pokładu. Ale sam Clavain był postacią trudno osiągalną.
Mówiono, że w kopule obserwacyjnej przez długie godziny wpatruje się w ciemność za statkiem, porażony jego bezgwiezdnym kilwaterem. Ci, którzy go widzieli, zauważyli, że wygląda znacznie starzej niż na początku podróży, jakby w jakiś sposób pozostał zakotwiczony w szybciej biegnącym czasie na planecie, a nie w rozszerzonym czasie statku. Mówiono, że przypomina człowieka, który porzucił już myśl o dalszym życiu, a teraz tylko wykonuje mozolne rutynowe czynności, finalizując ostatnie obowiązkowe zadanie.
Powszechnie wiedziano, że Clavain został zmuszony do powzięcia strasznej decyzji osobistej. Niektórzy załoganci zrozumieli, że Galiana „umarła” już dawno temu, a to, co się teraz wydarzyło, to tylko narysowanie grubej kreski pod tym wydarzeniem. Wcześniejszą śmierć Galiany traktowano zawsze jako tylko tymczasową. Hybrydowcy trzymali Galianę zamrożoną, w nadziei że w pewnej chwili zdołają oczyścić ją z Wilka. Prawdopodobieństwo było niewielkie, ale w zakamarkach umysłu Clavaina pozostawał cień nadziei, że odzyska Galianę, którą kochał od chwili, gdy poznali się na Marsie, że znów będzie zdrowa i odnowiona. Teraz ostatecznie zlikwidował tę możliwość. Mówiono, że wielki wpływ na jego decyzję miała Felka, ale to jednak Clavain dokonał wyboru. To on miał na rękach krew tej miłosiernej egzekucji.
Wycofana postawa Clavaina miała mniejszy wpływ na sprawy statku, niż by się to mogło wydawać — już wcześniej przekazał większość swoich obowiązków. Przygotowania do bitwy przebiegały gładko i skutecznie, bez jego bieżącej interwencji. Mechaniczne linie produkcyjne pracowały z pełną wydajnością, wypluwając broń i pancerze. Kadłub „Światła Zodiakalnego” był najeżony uzbrojeniem do niszczenia statków. Dzięki ostremu szkoleniu bataliony armii Scorpia przemieniły się w brutalnie skuteczne jednostki, żołnierze zdali sobie sprawę, ile swoich poprzednich sukcesów zawdzięczali jedynie szczęściu. W przyszłości będzie inaczej. Mogą ponieść klęskę, ale już nie wskutek braku przygotowania czy dyscypliny.
Po zniszczeniu statku Skade nie musieli się już bać, że ktoś zaatakuje ich w drodze. Głębokie skanowanie potwierdzało, że inne statki Hybrydowców lecą za nimi, ale nie mogły one przyśpieszać mocniej niż „Światło Zodiakalne”. Po wypadku „Nocnego Cienia” najwidoczniej nikt nie miał już ochoty przechodzić w stan cztery.
W połowie drogi do Resurgamu statek przełączył się w tryb ; hamowania, kierując dysze na cel lotu. To utrudniło pościg, ponieważ prześladowcy nie mogli już namierzać wzmocnionego relatywistycznie promienia napędu. Ryzyko ataku zmniejszyło się jeszcze bardziej, dzięki czemu załoga skoncentrowała się na zasadniczym celu misji. Coraz więcej danych docierało ze zbliżającego się układu i wszyscy skupiali się na szczegółach operacji odzyskania broni. Wokół Delty Pawia działo się coś dziwnego. Skanowanie układu planetarnego wykazało niewytłumaczalny brak trzech ciał niebieskich średniej wielkości, jak gdyby ktoś po prostu wymazał je z obrazu wszechświata. Jeszcze bardziej niepokoił obiekt, który zastąpił jednego z głównych gazowych gigantów układu — obecnie została tam jedynie pozostałość metalicznego rdzenia, otoczona motkiem wyzwolonej materii, motkiem o rozmiarach kilkadziesiąt razy większym od pierwotnych rozmiarów planety. To prawdopodobnie resztki olbrzymiego mechanizmu, który rozkręcał planetę, aż się rozerwała: łuki, rogi i zwoje, teraz rozczłonkowywane i transformowane w nową maszynerię. A w sercu obłoku tkwiło coś większego od tych pomocniczych składników: szeroka na dwa kilometry maszyna, której pochodzenie z pewnością nie było ludzkie.
Remontoire pomógł Clavainowi budować czujniki do odbioru sygnatur neutrinowych broni klasy piekło. Zbliżając się do układu, ustalili, że trzydzieści trzy sztuki broni znajdowały się zasadniczo w jednym miejscu, a sześć pozostałych, uśpionych, czekało na szerokiej orbicie wokół gwiazdy neutronowej Hades. Los jednej broni był nieznany, ale Clavain wiedział już o tym przed opuszczeniem Matczynego Gniazda. Dokładniejsze skanowanie, możliwe dopiero wtedy, gdy wyhamowali i zbliżyli się do celu na ćwierć roku świetlnego, pokazało, że trzydzieści trzy sztuki broni znajdowały się niemal na pewno na statku tej samej klasy co „Światło Zodiakalne”. Prawdopodobnie parkowały w ładowni. Statek — musiał to być pojazd triumwira „Nostalgia za Nieskończonością” — unosił się w przestrzeni międzyplanetarnej, okrążając Deltę Pawia w punkcie Lagrange’a między gwiazdą a Resurgamem.
Wreszcie dowiedzieli się czegoś o swoim przeciwniku. Ale co z samym Resurgamem? W żadnym paśmie promieniowania elektromagnetycznego nie dochodziły z planety żadne przekazy, ale najwyraźniej kolonia nie upadła. Analiza gazów atmosferycznych wskazywała na prowadzone terraformowanie, na planecie było widać obszary wodne o znacznych powierzchniach. Czapy lodowe cofnęły się z powrotem ku biegunom. Powietrze było cieplejsze i bardziej wilgotne niż w ciągu ostatniego miliona lat. Podczerwienne sygnatury flory odpowiadały wzorcom oczekiwanym po roślinności o ziemskim genomie, zmodyfikowanym do przeżycia w środowisku zimnym, suchym i niedotlenionym. Gorące kleksy termiczne pokazywały miejsca wielkich reprocesorów atmosferycznych, wymuszających zmiany. Czyste metale świadczyły o intensywnej industrializacji. Ekstremalnie powiększone obrazy sugerowały nawet istnienie dróg i rurociągów, a od czasu do czasu łapano przesuwające się echo grubych atmosferycznych pojazdów towarowych, w rodzaju sterowców. Planeta była z pewnością zamieszkana, nawet obecnie. Ale jej mieszkańców nie bardzo interesowały kontakty ze światem zewnętrznym.