Выбрать главу

— Czy rzeczywiście? — Starał się mówić cicho.

— Oni nie wrócą już na Resurgam.

Rozmawiali jak wspólnicy w interesach, unikając fizycznego kontaktu. Cierń nadal był „gościem” rządu i ludzie nie powinni dostrzegać w jego współpracy niskich pobudek. Po przejściach w atmosferze Roka Cierń stał się dla Khouri wyjątkowo atrakcyjny. Tęskniła za intymnym kontaktem, wiedziała, że Cierń pragnie jej również i że taki kontakt musi nastąpić. Dotychczas powstrzymywała ją tylko lojalność względem męża, ale zdawała sobie sprawę, że to lojalność bezsensowna. Od męża oddzielał ją bezmiar czasu i odległości. Ich małżeńska więź była bardzo silna, ale dla obydwojga nadszedł czas, aby zamknąć ten rozdział i zacząć układać sobie życie na nowo.

Cierń dotknął delikatnie jej dłoni; gest skryły dzielące ich cienie.

— Nie zabierzemy ich z powrotem na Resurgam. Ale czy możemy uczciwie powiedzieć, że prowadzimy ich w lepsze miejsce? A jeśli prowadzimy ich tylko do innego miejsca, by tam umarli? — zapytał.

— To gwiezdny statek.

— Któremu nigdzie się nie śpieszy.

— Ale przecież Ilia robi postępy — odparła. — Kapitan powoli wychodzi ze skorupy. Jeśli Ilia zdołała go namówić, by rozstawił broń kazamatową, może go także skłonić, by odleciał.

Cierń odwrócił się od iluminatora. Ostre cienie rzeźbiły mu twarz.

— A potem?

— Inny układ. Nieważne który. Dokonamy wyboru. Wszystko lepsze niż pozostanie tutaj, prawda?

— Może tymczasowo. Czy nie powinniśmy przynajmniej zbadać, co może dla nas zrobić Sylveste?

Wyjęła rękę z jego dłoni.

— Sylveste? Mówisz poważnie? — zapytała z rezerwą.

— Zainteresował się, co robimy wewnątrz Roka… w każdym razie coś się zainteresowało. Rozpoznałaś to jako Sylveste’a lub jako kopię jego osobowości. I ten obiekt powrócił do Hadesu.

— Co sugerujesz, Cierniu?

— Żebyśmy rozważyli rzecz nie do pomyślenia: czy nie warto poprosić go o pomoc. Powiedziałaś mi, że matryca Hadesu jest starsza od Inhibitorów. Może coś jest od nich silniejsze. Z całą pewnością wewnątrz Roka wszystko na to wskazywało. Czy nie powinniśmy sprawdzić, co Sylveste ma do powiedzenia na ten temat? Nawet jeśli nie pomoże nam bezpośrednio, może udzieli użytecznych informacji. Siedzi tam w środku od subiektywnych eonów i ma dostęp do archiwum kultury podróżującej w kosmosie.

— Nie rozumiesz, Cierniu. Mówiłam ci już, ale powtórzę: nie ma łatwego dostępu do matrycy Hadesu.

— Pamiętam o tym. Ale przecież jest tam wejście, nawet jeśli wiąże to się z umieraniem?

— Była też inna droga, ale nie ma gwarancji, że istnieje nadal. Umieranie to jedyny znany mi sposób. Już tam nie pójdę, ani w tym życiu, ani w następnym.

Cierń spuścił wzrok; jego twarz przypominała nieodgadniona maskę. Był rozczarowany czy zrozumiał? Nie miał pojęcia, jak to jest spadać na Hades ze świadomością, że czeka cię pewna śmierć. Raz Khouri wskrzeszono, gdy spotkała Sylveste’a i Pascale, ale nie obiecano, że ta przysługa będzie powtórzona. Sam akt wskrzeszenia zużył znaczną część zasobów obliczeniowych Hadesu, a ci, którzy kierowali tymi niekończącymi się obliczeniami, mogli nie zaaprobować powtórnie tej samej procedury. Cierń traktował sprawę lekko — nie miał pojęcia, jak to wygląda.

— Cierniu… — zaczęła.

Nagle różowe i niebieskie światło przemknęło mu po policzku. Khouri skrzywiła się.

— Co to było?

Cierń odwrócił się do okna.

— Światła. Migające światła, jak odległa błyskawica. Widzę je zawsze, gdy mijam jakiś iluminator. Mają źródło chyba blisko płaszczyzny ekliptyki, w tej samej połówce nieba, co maszyna Inhibitorów. Nic tam nie było, gdy opuszczaliśmy orbitę. To się zaczęło w ostatnich dwunastu godzinach. Nie sądzę, żeby to miało jakiś związek z bronią Inhibitorów.

— Więc to nasza broń — skonstatowała Khouri. — Ilia widocznie już ją wykorzystuje.

— Powiedziała, że da nam jeszcze trochę czasu.

I to była prawda. Ilia Volyova obiecała im, że nie wykorzysta żadnej broni kazamatowej przez trzydzieści dni i że podejmując decyzję ostateczną, uwzględni postępy ewakuacji.

— Coś się musiało stać — stwierdziła Khouri.

— Albo kłamała — odparł cicho Cierń.

Ujął znowu jej skrytą w cieniach dłoń i palcem wykreślił na niej linię od nadgarstka do nasady palców środkowego i wskazującego.

— Nie kłamałaby. Cierniu, coś się stało. Nastąpiła zmiana planów.

* * *

Statek wyłonił się z ciemności dwie godziny później. Niektórzy pasażerowie i tak musieli zobaczyć „Nostalgię za Nieskończonością” z zewnątrz, więc Khouri i Cierń tylko mieli nadzieję, że reakcje nie będą skrajne. Khouri chciała zasunąć iluminatory płytami — statek był zaprojektowany dawno i iluminatory nie zwężały się do niebytu — ale Cierń ją ostrzegł, że nie powinna robić nic, co by sugerowało, że widok jest z jakichś przyczyn dziwny albo kłopotliwy.

— Może nie będzie tak źle — szepnął. — Ty wiesz, jak powinien wyglądać światłowiec. Wiesz, że transformacje kapitana zamieniły go w coś monstrualnego. Ale większość tych ludzi urodziła się na Resurgamie. Przeważnie nie widzieli gwiezdnych statków nawet na obrazkach. Widywali je w starych nagraniach i operach kosmicznych, którymi karmiła ich telewizja. „Nostalgia za Nieskończonością” wyda im się trochę… niezwykła… ale złowieszcza.

— A kiedy wejdą na pokład? — zapytała Khouri.

— O, to już inna historia.

Okazało się, że Cierń miał rację. Widok szokujących narośli i architektonicznych wykwitów zmutowanego kadłuba niewielu pasażerów wytrącił z równowagi. Większość uznawała, że dziwne elementy konstrukcji służą niejasnym funkcjom wojskowym. Wierzyli przecież, że właśnie ten statek zlikwidował całą kolonię na powierzchni planety i jego wygląd powinien odpowiadać jego złowrogiej naturze. A ponadto na budowie światłowców się nie znali.

— Czują ulgę, że w ogóle jest jakiś statek — stwierdził Cierń. — Są zmęczeni i zobojętniali. Chcą tylko stąd wyjść.

Pojazd transferowy sunął wzdłuż boku kadłuba „Nieskończoności”. Khouri widziała to podejście tyle razy, że obserwowała zbliżenie jedynie z lekkim zainteresowaniem. Coś jednak spowodowało, że znowu się nachmurzyła.

— Nie było tego wcześniej — oznajmiła. — Starała się mówić cicho i nie wskazywać ręką. — Tej… blizny. Widzisz ją?

— Nie można jej nie zauważyć.

Blizna była meandrującym rozcięciem, które wiło się wzdłuż kadłuba przez kilkaset metrów. Wyglądała na głęboką, bardzo głęboką, wcinała się w trzewia statku; zapewne powstała niedawno: krańce były ostre i nikt nie próbował tego naprawiać. Khouri czuła, jak coś skręca się jej w żołądku.

— Jest świeża — powiedziała.

TRZYDZIEŚCI DWA

Prom transferowy ślizgał się wzdłuż większego pojazdu kosmicznego — pojedyncza bańka, dryfująca przy boku pokrytego bliznami wieloryba. Khouri i Cierń przepchnęli się do rzadko wykorzystywanego pokładu załogowego, zamknęli szczelnie drzwi i polecili rozstawienie kilku reflektorów. Świetlne palce macały kadłub, przesadnie uwypuklając formy na powierzchni statku. Widok barokowych transformacji — fałdów, wirów i całych akrów jaszczurzej łuski — wywoływał mdłości, ale nie było oznak dalszych szkód.

— No i co? — szepnął Cierń. — Jaka jest twoja diagnoza? — Jedno jest pewne: normalnie Ilia już by się odezwała. Cierń skinął głową.