— Dlatego przybyłeś. Nie po to, żeby wynegocjować rozsądne warunki, ale by napełnić nas strachem.
Serwitor skłonił się znowu z dozą mechanicznej skromności.
— Gdybym to osiągnął — powiedział Clavain — uznałbym, że dobrze wypełniłem swoje zadanie. Wariant najmniejszego rozlewu krwi.
— Jeśli chcesz rozlewu krwi — oznajmiła Volyova — zwróciłeś się do właściwej kobiety.
Zaraz potem wpadła w inny stan świadomości, niezbyt daleki chyba od snu. Displeje złagodniały, sinusoidy i harmoniczne histogramy Fouriera odzwierciedliły ostry spadek głównej aktywności nerwowej. Goście obserwowali ją w tym stanie przez kilka minut, zastanawiając się w duchu, czy ona śni, czy też coś knuje, i czy takie rozróżnienie w ogóle ma sens.
Następne sześć godzin minęło szybko. Cierń i Khouri powrócili do promu i konferowali ze swymi bezpośrednimi podwładnymi. Podczas ich wizyty u Volyovej nie nastąpił żaden kryzys na statku. Drobne wybuchy zażegnano bajeczką o problemie z kompatybilnością atmosfer obu okrętów. Teraz upewniono ludzi, że trudności techniczne pokonano — chodziło tylko o niesprawność czujników — i że pasażerowie opuszczą prom w uporządkowany, uzgodniony wcześniej sposób. Przygotowano wielkie pomieszczenie ładowni, kilkaset metrów od hangaru-parkingu, na skraju obrotowej części statku. Był to rejon względnie mało zmieniony przez transformacje kapitana, a Khouri i Volyova ciężko pracowały, by ukryć najbardziej niepokojące miejsca.
Pomieszczenie ładowni było chłodne i wilgotne, i chociaż starały się uczynić je wygodnym, nadal panowała tu atmosfera krypty. Wzniesiono ściany działowe, by utworzyć mniejsze sale, każdą zdolną pomieścić stu pasażerów; w salach ustawione ścianki działowe, by poszczególne rodziny miały nieco odosobnienia. Ładownia mogła przyjąć dziesięć tysięcy pasażerów — cztery następne rejsy promu transferowego — ale przed przybyciem szóstej tury należy rozpocząć rozmieszczanie pasażerów w głównej części statku. Wtedy wszyscy domyśla się prawdy: że przywieziono ich na statek, który niósł przerażającą zarazę parchową, a ponadto został wchłonięty i przekształcony przez własnego kapitana; że w każdym sensie znajdowali się teraz we wnętrzu tegoż kapitana.
Khouri obawiała się wybuchu paniki. Może się okazać niezbędne wprowadzenie stanu wojennego bardziej restrykcyjnego niż obowiązujący na Resurgamie. Będą ofiary śmiertelne, nawet egzekucje, by ludzie zrozumieli powagę sytuacji.
Ale najgorzej gdy wyjdzie na jaw fakt, że Ilia Volyova, znienawidzony triumwir, nadal żyje i że właśnie ona zorganizowała ewakuację.
Dopiero wtedy zaczną się prawdziwe kłopoty.
Khouri obserwowała, jak prom transferowy wychodzi z doku i rozpoczyna podróż powrotną na Resurgam. Obliczała: trzydzieści godzin lotu, plus — jeśli będą mieli szczęście — nie więcej niż połowa tego czasu na ponowny załadunek na drugim końcu. Za dwa dni Cierń powróci. Jeśli do tej pory zdołam utrzymać wszystko w karbach, będę się czuła, jak po wspinaczce na wysoką górę, pomyślała.
A potem jeszcze dziewięćdziesiąt osiem dalszych lotów i pakowanie ludzi na statek…
Jeden krok na raz, pomyślała. Tego właśnie nauczyli mnie w dniach żołnierki: podzielić problem na wykonywalne podproblemy. Wtedy z każdym zadaniem można sobie radzić kawałek po kawałku. Skoncentruj się na detalach, a o szerszą perspektywę martw się później.
Odległa bitwa kosmiczna nadal wrzała. Błyski przypominały przypadkowe impulsy nerwowych złączy w rozpłaszczonym mózgu. Była pewna, że Volyova wie coś o tym, co się dzieje, a może wiedziała o tym również kopia beta Clavaina. Ale Volyova spała, a Khouri podejrzewała, że serwitor odpowie jej najwyżej subtelnym kłamstwem. Pozostawał kapitan, który prawdopodobnie również się w tym orientował.
Khouri poszła sama przez statek. Zdezelowanym systemem wind zjechała do kazamaty, tak jak robiła to wcześniej setki razy w towarzystwie Volyovej. Miała dziwne poczucie, że podróżując bez towarzystwa, płata komuś figla.
Kazamata była równie ciemna i pozbawiona ciążenia jak w czasie ich ostatnich odwiedzin. Khouri zatrzymała windę na poziomie śluzy, a potem wcisnęła się w skafander i jednostkę napędową. Po kilku chwilach znalazła się wewnątrz. Unosiła się w mroku. Odfrunęła od ściany, starając się ignorować własny niepokój, zawsze ujawniający się w pobliżu broni kazamatowej. Wywołała układ nawigacyjny skafandra i czekała, aż ustawi się na latarnie transponderowe kazamaty. Szarozielone sylwetki opatrzone podpisami zawisły na szybce jej hełmu, odległe o kilkadziesiąt, a czasami kilkaset metrów. Pajęczynową jednoszynówkę przedstawiono jako system ciemnych linii przecinających kazamatę pod rozmaitymi kątami. W kazamacie nadal znajdowała się broń. Ale mniej, niż się spodziewała.
Przed jej wylotem na Resurgam były trzydzieści trzy sztuki. Osiem rozstawiła Volyova, zanim kapitan podjął próbę samozniszczenia. Khouri widziała, że sylwetek jest znacznie mniej niż dwadzieścia pięć. Policzyła unoszące się kształty i ponownie je przeliczyła, wprowadziwszy skafander głębiej w pomieszczenie, po prostu na wypadek gdyby wystąpiły problemy z transponderem. Ale pierwsze podejrzenie okazało się prawdziwe. Na pokładzie „Nostalgii za Nieskończonością” pozostało tylko trzynaście sztuk tego draństwa. Dwadzieścia gdzieś się zapodziało.
Ale przecież dokładnie wiedziała, gdzie są! Osiem było gdzieś na zewnątrz, przypuszczalnie pozostałych dwanaście również. Najprawdopodobniej były oddalone od „Nieskończoności” o pół układu. Odpowiadały za niektóre rozbłyski i mrugania, które dostrzegła z promu.
Volyova — lub jakaś inna osoba obecna na statku — rzuciła dwadzieścia sztuk broni kazamatowej do bitwy przeciw Inhibitorom.
I dla każdego było jasne, kto zwycięża.
Poznaj swego wroga, pomyślał Clavain.
Ale on swego wroga nie znał w ogóle.
Siedział samotnie na mostku „Światła Zodiakalnego” zatopiony w myślach. Miał przymknięte oczy, zmarszczone czoło i przypominał szachowego mistrza, który za chwilę wykona najważniejsze posunięcie w swej karierze. Za wieżyczką z palców wisiał rzutowany obraz: złożony, wielowarstwowy schemat światłowca, zawierającego dawno zagubioną broń.
Przypomniał sobie, co jeszcze w Matczynym Gnieździe mówiła mu Skade. Ślady prowadziły do „Nostalgii za Nieskończonością”. Najprawdopodobniej statkiem dowodziła kobieta o nazwisku Ilia Volyova. Potrafił przywołać w pamięci jej wizerunek — Skade mu go pokazała. Ale nawet jeśli rzeczywiście będzie miał do czynienia z Volyovą, prawie nic mu to nie mówiło. Mógł ufać jedynie swoim obecnym, rozszerzonym zmysłom.
Schemat zawierał całą istotną wiedzę taktyczną wrogiego pojazdu. Jego szczegóły wciąż się przesuwały i zmieniały konfigurację, w miarę jak systemy wywiadowcze „Światła Zodiakalnego” ulepszały swoje wnioski. Długotrwała podstawowa analiza interferometryczna rozplątywała profil elektromagnetyczny statku w zakresie od promieni gamma do niskich częstotliwości radiowych. Na wszystkich długościach fal rozpraszanie wsteczne dla promieniowania wprowadzało dezorientacje — oprogramowanie interpretacyjne zawieszało się lub dawało nonsensowne wyniki. Clavain musiał interweniować, gdy oprogramowanie wyrzucało następną absurdalną interpretację. Z jakichś przyczyn program ciągle się upierał, że statek to dziwaczne połączenie pojazdu, katedry i jeżowca. Clavain dostrzegał leżący pod tym kształt funkcjonalnego pojazdu kosmicznego i musiał stale poszturchiwać programy, by odstąpiły od cudacznych rozwiązań. Wyobrażał sobie tylko, że światłowiec ukrył się w skorupie materiału maskującego, czymś w rodzaju obłoków zaciemniających, stosowanych od czasu do czasu przez habitaty w Pasie Złomu.