— To moja broń.
Khouri popatrzyła uważnie na Volyovą — Ilia nie wydawała się bardziej rozbudzona niż przed pięcioma minutami.
— Tak naprawdę nie należy do ciebie — odparł Clavain. — Nadal jest własnością Hybrydowców.
— Nie śpieszyliście się ze zgłaszaniem roszczeń.
— To nie ja zgłaszam roszczenia, Ilio. Ja jestem sympatycznym facetem, który przybył, żeby cię od niej uwolnić, zanim nadlecą tu ludzie naprawdę nieprzyjemni. Wtedy staną się moim zmartwieniem, nie twoim. Mówię „nieprzyjemni” i wiem, co mówię. Ułóż się ze mną, a zawrzesz układ z kimś rozsądnym. Hybrydowcy nawet się nie potrudzą, by negocjować. Po prostu wezmą broń bez pytania.
— Nadal uważam tę historię o twoim przejściu na stronę przeciwnika za dość niewiarygodną.
— Ilio… — Khouri pochyliła się nad łóżkiem. — Ilio, na razie nie przejmuj się Clavainem. Muszę się czegoś dowiedzieć. Co zrobiłaś z bronią kazamatową? W kazamacie naliczyłam tylko trzynaście sztuk.
Volyova zachichotała.
Jest rozbawiona własnym sprytem, pomyślała Khouri.
— Pozostałe rozproszyłam. Upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu. Umieściłam je tak, że Clavain ich łatwo nie dosięgnie, są porozmieszczane po całym układzie. Kazałam im również przełączyć się na autonomiczny tryb ognia przeciwko maszynerii Inhibitorów. Jak sprawują się moje ślicznotki, Khouri? Czy dzisiejsze fajerwerki robią wrażenie?
— Fajerwerki rozbłyskują, ale nie mam bladego pojęcia, kto zwycięża.
— Więc przynajmniej bitwa nadal trwa. To dobry znak, prawda? Volyova nie poruszyła się, ale nad jej głową zmaterializował się spłaszczony glob, przypominający komiksowy dymek z myślami bohatera. Choć lilia została oślepiona w ataku broni kazamatowej, miała nałożone wąskie szare gogle, komunikujące się z implantami, które Clavain-kopia zainstalował w jej głowie. Pod pewnymi względami ma teraz lepszy wzrok niż przedtem, pomyślała Khouri. Dzięki goglom Volyova widziała we wszystkich zakresach fal, jak również odbierała informacje z wielu kanałów nieelektromagnetycznych. Teraz mogła się także podłączać do pól generowanych przez maszyny i uzyskiwać obraz znacznie wyraźniejszy. Mimo to musiała odczuwać wstręt do obecnych w czaszce obcych maszyn. Akceptowała je tylko z konieczności. Rzutowany glob był raczej wspólną halucynacją niż hologramem. Pokrywała go siatka zielonych linii równikowego układu współrzędnych, wybrzuszona przy równiku i zwężająca się przy biegunach. Ekliptyką układu był mleczny dysk, rozciągający się przez cały przekrój bańki, upstrzony wieloma symbolami i wyjaśnieniami. W środku znajdowało się twarde pomarańczowe oko gwiazdy, Delty Pawia. Cynobrowa plama przedstawiała zniszczonego trupa Roka, a twardszy, nieco oddalony czerwony rdzeń wskazywał rozległą trąbkę broni Inhibitorów, teraz sprzężoną z obrotami gwiazdy. Samą gwiazdę pokrywała siatka żarzących się fioletowych linii. Miejsce na powierzchni gwiazdy, bezpośrednio poniżej broni tworzyło wklęsłość głęboką na jedną ósmą średnicy gwiazdy, ćwierć odcinka do rdzenia płonącego ogniem reakcji nuklearnych. Wściekłe, fioletowo-białe pierścienie syntetyzującej materii promieniowały z zapadliska, zamrożone jak fale na jeziorze, ale te ogniska syntezy były jedynie iskierkami w porównaniu z elektrownią samego rdzenia. Mimo że te przemiany budziły wielki niepokój, to nie gwiazda przykuwała uwagę. Khouri naliczyła dwadzieścia czarnych trójkątów w tym samym kwadrancie ekliptyki, co broń Inhibitorów, i wywnioskowała, że to broń kazamatowa.
— Oto bieżące stadium dramatu — oznajmiła Volyova. — Obraz bitwy w czasie rzeczywistym. Czy moje zabawki nie są godne zazdrości, Clavainie?
— Nie zdajesz sobie sprawy, jak ważna jest ta broń — odparł serwitor.
— Czyżby?
— Ona zdecyduje o przetrwaniu lub wytępieniu całej ludzkiej rasy. My również wiemy coś o Inhibitorach i wiemy, co mogą zrobić. Widzieliśmy to w przekazach z przyszłości: cały ludzki gatunek na krawędzi wyginięcia, wymazany niemal totalnie maszynami Inhibitorów. Nazywamy ich wilkami, ale nie wątpię, że mówimy o tym samym wrogu. Dlatego tutaj nie możesz trwonić tej broni.
— Trwonić? Z pewnością jej nie trwonię. — W jej głosie brzmiała śmiertelna uraza. — To taktyka, by opóźnić działania Inhibitorów. Staram się zyskać cenny czas dla Resurgamu.
— Ile broni straciłaś, od początku swojej kampanii? — sondo wał Clavain.
— Mówiąc ściśle, ani jednej.
Serwitor wygiął się nad nią łukiem.
— Ilio… posłuchaj mnie bardzo uważnie. Ile broni straciłaś?
— Co rozumiesz przez „straciłaś”. Trzy sztuki zadziałały źle. Oto jakość konstrukcji Hybrydowców! Dwie zaprojektowano tylko do jednokrotnego użycia. Nie można nazwać tego stratami.
— Więc żadna z broni nie została zniszczona w wyniku odpowiedzi ogniowej Inhibitorów?
— Dwie sztuki nieco ucierpiały.
— Zniszczono je całkowicie, prawda?
— Nadal odbieram dane telemetryczne z ich uprzęży. Nie będę znała stopnia uszkodzeń, dopóki nie przyjrzę się bitwie dokładnie.
Wizerunek Clavaina odstąpił od łóżka. Zbladł jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe. Zamknął oczy i mamrotał coś. Może pacierze.
— Na początku miałaś czterdzieści sztuk broni. Teraz, jak wnioskuję, straciłaś z nich dziewięć. Ile stracisz jeszcze, Ilio?
— Ile będzie trzeba.
— Nie możesz ocalić Resurgamu. Masz do czynienia z siłami, których nie pojmujesz. Tylko marnujesz broń. Musimy ją wycofać i użyć należycie, dopiero wtedy, gdy naprawdę będzie mogła się przyczynić do zwycięstwa. Tutaj mamy tylko straż przednią wilków, ale będzie ich znacznie więcej. Chodzi o to, że jeśli zbadamy broń, to może zdołamy wyprodukować podobną; tysiące sztuk podobnej.
Volyova znowu się uśmiechnęła. Khouri była tego całkowicie pewna.
— Ta cała przemowa, którą właśnie wygłosiłeś, Clavainie, o tych celach, które nie uświęcają środków. Czy wierzysz choć w jedno swoje słowo?
— Wiem tylko, że jeżeli roztrwonisz broń, wszyscy na Resurgamie i tak umrą. Jedyna różnica polega na tym, że umrą nieco później, a potem zginą jeszcze miliony ludzi. Ale jeśli przekażesz nam broń teraz, zdołamy coś zmienić.
— I pozwolę umrzeć dwustu tysiącom ludzi, by miliony mogły żyć w przyszłości?
— Nie miliony, Ilio. Miliardy.
— Przez chwilę niemal dałam się nabrać. Prawie uwierzyłam, że mogę z tobą prowadzić interesy. — Uśmiechnęła się tak, jakby to był ostatni uśmiech w jej życiu. — Myliłam się, prawda?
— Nie jestem złym człowiekiem. Jestem osobą, która wie dokładnie, co trzeba zrobić.
— Tacy ludzie zawsze są najgroźniejsi. To twoje słowa.
— Nie lekceważ mnie. Przejmę tę broń.
— Dzielą cię od nas tygodnie drogi. Zanim przybędziesz, będę dobrze przygotowana na twoją wizytę.
Wizerunek Clavaina nie odpowiedział. Jak interpretować ten brak reakcji? — myślała z wielkim niepokojem Khouri.
Statek wznosił się nad nią, ledwie się mieszcząc w rusztowaniu remontowym. Wewnętrzne światła były włączone, a w górnym rzędzie okien pokładu załogowego Antoinette widziała sylwetkę pogrążonego w pracy Xaviera. Jedną ręką trzymał kompnotes, w zębach pisak. Przerzucał starodawne przełączniki nad głową i jak zwykle pilnie notował. Zawsze jak księgowy, pomyślała.
Antoinette ustawiła egzoszkielet w pozycji stojącej. Od czasu do czasu Clavain robił załodze prezent: kilka godzin czasu w warunkach zwykłego ciążenia i zwykłej bezwładności. Nie teraz. Egzoszkielet obtarł ją w kilkudziesięciu miejscach, tam gdzie wyściełane podpórki i dotykowe czujniki ruchu drażniły skórę. Wbrew logice prawie z przyjemnością oczekiwała chwili, kiedy dotrą w pobliże Delty Pawia, gdyż tam będą się obywać bez egzoszkieletów.