Wspaniale, pomyślała. Teraz muszę tylko przekonać samą siebie.
Jednak godzinę później statek poruszył się znowu.
Tym razem mniej gwałtownie. Khouri zakołysała się jedynie i złapała pośpiesznie za uchwyt. Zaklęła, ale bardziej ze złości niż z zaskoczenia. Nie miała pojęcia, co teraz powie pasażerom, a przecież poprzednie wyjaśnienie nie było zbyt przekonujące. Postanowiła na razie w ogóle tego nie komentować i pozwolić podwładnym na domysły. Może znajdą lepsze wyjaśnienie niż ona.
Poszła do liii Volyovej, cały czas mając poczucie nieokreślonego zakłócenia. Jak gdyby pionowe powierzchnie na statku stały się nieco ukośne. Podłoga nie była już idealnie pozioma i maź zalegająca w zalanych strefach miała po jednej stronie korytarza poziom wyższy niż po drugiej. Skapując ze ścian, nie padała już pionowo, lecz pod wyraźnym kątem. Zanim Khouri dotarła do łóżka Vblyovej, przekonała się, że łatwiej i bezpieczniej jest posuwać się przy ścianie.
— Ilio.
Na szczęście Volyova była przytomna, pochłonięta baloniastą błyskotką swego displeju bitewnego. Kopia beta Clavaina stała przy niej, serwitor utworzył z palców pod nosem kontemplacyjną wieżyczkę. Oglądał tę samą abstrakcyjną reprezentację.
— O co chodzi, Khouri? — dotarł do niej chropawy głos Volyovej.
— Coś się dzieje ze statkiem.
— Wiem. Też to czułam. Clavain również.
Khouri nasunęła okulary i obejrzała ich we właściwej postaci: chora kobieta i starszy siwowłosy mężczyzna, stojący cierpliwie przy łóżku chorej. Wyglądali, jakby znali się przez całe życie.
— Myślę, że lecimy — powiedziała Khouri.
— Więcej niż po prostu lecimy — odparł Clavain. — Przyśpieszamy, prawda? Lokalny pion się przesuwa.
Miał rację. Kiedy statek parkował gdzieś na orbicie, generował grawitację dla swoich potrzeb, obracając sektory swego wnętrza. Osoby we wnętrzu czuły, że wyrzuca je ku zewnętrzu, od długiej osi statku. Lecz kiedy „Nostalgia za Nieskończonością” włączała napęd, przyśpieszenie tworzyło inne źródło grawitacji, dokładnie prostopadłe do pseudosiły wywołanej obrotem. Suma wektorów dawała siłę działającą pod kątem do każdego z nich.
— Coś około jednej dziesiątej g — dodał Clavain. — Wystarczająco, by odchylić lokalny pion o pięć czy sześć stopni.
— Nikt nie prosił statku, by poleciał — zauważyła Khouri.
— Myślę, że sam postanowił polecieć — oznajmiła Volyova. — Właśnie dlatego wcześniej doświadczyliśmy paru szarpnięć. Zapomniałeś precyzyjnego manewrowania, prawda, kapitanie?
Ale kapitan nie odpowiedział.
— Czemu lecimy? — zapytała Khouri.
— To chyba ma z tym coś wspólnego — odpowiedziała Volyova.
Zgnieciona błyskotka reprezentacji bitwy powiększyła się. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło. Ciągle w niej widniały pozostałe sztuki broni kazamatowej oraz urządzenie Inhibitorów.
Pojawiła się jednak nowa ikona, której Khouri nie zauważyła przedtem na displeju. Ikona wskazywała jak strzała na bitewną arenę, skierowana pod ostrym kątem do ekliptyki, dokładnie tak, jakby przybywała z przestrzeni międzygwiezdnej. Obok niej migotało skupisko liczb i symboli.
— Statek Clavaina? — spytała Khouri. — Ale to niemożliwe. Oczekiwaliśmy go dopiero za kilka tygodni…
— Wygląda na to, że się myliliśmy — odparła Volyova. — Prawda, Clavainie?
— Nie mam danych, by się wypowiadać.
— Jego poniebieszczenie spada zbyt szybko — stwierdziła Volyova. — Ale nie wierzyłam danym swoich czujników. Żaden obiekt zdolny do międzygwiezdnych lotów nie może tak ostro hamować jak tamten statek. A jednak…
— Hamuje — dokończyła Khouri.
— Tak. I zamiast znajdować się w odległości miesiąca jest w odległości dwóch lub trzech dni, może nawet mniej. Clavainie, oddaję ci sprawiedliwość. Czy mogę spytać, w jaki sposób udała ci się ta sztuczka?
Beta potrząsnął głową.
— Nie wiem. Ta informacja techniczna została usunięta z mojej osobowości, zanim zostałem tu przekazany. Ale mogę snuć domysły równie dobrze jak ty, Ilio. Albo mój odpowiednik ma mocniejszy napęd niż urządzenia znane Hybrydowcom, albo włada czymś niepokojąco bliskim technice dławienia bezwładności. Wybierz sobie. W obu wypadkach uznałbym to za niezbyt dobrą nowinę, prawda?
— Czy chcesz powiedzieć, że kapitan zobaczył tamten nadlatujący statek? — spytała Khouri.
— To pewne — odparła Volyova. — Wszystko, co ja widzę, widzi również on.
— To dlaczego lecimy? Czyżby on nie chciał umierać?
— Chce, ale chyba nie tutaj i nie w tej chwili — odparł Beta. — Kierujemy się na Resurgam, prawda?
— Tak, za jakieś dwanaście dni dotrzemy w okolice planety — potwierdziła Volyova. — Z naszego punktu widzenia to za długo. Clavain będzie tam wcześniej. Inna sprawa, że statek może jeszcze przyśpieszyć. Przy jednym g doleci do Resurgamu za dwa dni, jeszcze przed Clavainem.
— Co mu to da? — spytała Khouri. — Mamy tak samo słabą ochronę tam, jak i tutaj. Clavain może nas dosięgnąć wszędzie, gdzie polecimy.
— Ochrona nie jest słaba — oznajmiła Volyova. — Nadal mamy trzynaście sztuk broni kazamatowej i zamierzamy je wykorzystać. Nie domyślam się, z jakich głębszych motywów kapitan nas przenosi, ale wiem jedno: to znacznie ułatwia operację ewakuacji.
— Czyżby w końcu próbował nam pomóc?
— Nie wiem, Khouri. Ale to wyraźna teoretyczna możliwość, i tyle. Lepiej powiedz Cierniowi.
— Co mu mam powiedzieć?
— Żeby przyśpieszył sprawy. Wąskie gardło może się za chwilę pojawić w innym miejscu.
TRZYDZIEŚCI CZTERY
W pojemniku obrazowym „Światła Zodiakalnego” jakaś postać uformowała się w migotliwy konkret. Clavain, Remontoire, Scorpio, Blood, Cruz i Felka siedzieli półkolem wokół urządzenia, gdy wizerunek mężczyzny wyostrzył, się i ożywił.
— A więc wróciłem — powiedziała kopia beta Clavaina.
Clavain miał niepokojące wrażenie, że patrzy na własne odbicie, przerzucone z lewa na prawo, a wszystkie subtelne asymetrie jego twarzy zmieniono w przesadny relief. Nie lubił kopii beta, a zwłaszcza swoich kopii beta. Doskwierało mu takie naśladownictwo i im było dokładniejsze, tym mniej mu się podobało. Czy ma mi pochlebiać, że istotę mojej osobowości tak łatwo małpuje zestaw bezmózgich algorytmów?
— Zhakowano cię — powiedział Clavain do swego wizerunku.
— Proszę?
Remontoire pochylił się ku pojemnikowi.
— Volyova bardzo dużo z ciebie usunęła — powiedział. — Widzimy jej pracę, widać szkody, jakie powstały, ale nie da się dokładnie stwierdzić, co zrobiła. Możliwe, że zdołała tylko usunąć ważne ograniczenia pamięci, ale ponieważ nie wiemy tego na pewno, musimy cię traktować jako potencjalnie zawirusowanego. To znaczy, że po tym przesłuchaniu będziesz poddany kwarantannie. Twoje wspomnienia nie zostaną neuralnie zmieszane ze wspomnieniami Clavaina, ponieważ występuje zbyt wielkie ryzyko zarażenia. Zostaniesz zamrożony w substracie pamięciowym typu ciała stałego i zarchiwizowany. Praktycznie rzecz biorąc, będziesz martwy.
Wizerunek Clavaina wzruszył ramionami.
— Miejmy nadzieję, że zanim to nastąpi, przydam się na coś.
— Dowiedziałeś się czegoś? — spytał Scorpio.
— Dowiedziałem się mnóstwa rzeczy. Oczywiście nie mam pewności, które z moich wspomnień są prawdziwe, a które zostały wszczepione.
— Zajmiemy się tym — powiedział Clavain. — Po prostu nam powiedz, co odkryłeś. Czy dowódcą statku naprawdę jest Volyova?