Выбрать главу

Wizerunek skinął głową.

— Tak, to ona.

— I wie o broni? — spytał Blood.

— Tak, wie.

Clavain spojrzał na swoich towarzyszy, a potem znowu na zbiornik.

— Więc dobrze. Czy ma zamiar oddać ją bez walki?

— Raczej nie możesz na to liczyć. Nie. W zasadzie lepiej zakładać, że sprawy potoczą się dla nas trochę niekorzystnie.

— Co ona wie o pochodzeniu broni? — odezwała się Felka.

— Chyba niewiele. Może ma ogólnikowe pojęcie, ale nie sądzę, by ją to bardzo interesowało. Wie jednak co nieco o wilkach.

Felka nachmurzyła się.

— Jak się dowiedziała?

— Nie wiem. Nigdy nie toczyliśmy aż tak przyjacielskiej rozmowy. Lepiej po prostu założyć, że Volyova w jakiś sposób otarła się o wilki. I przeżyła, czego nie muszę podkreślać. To przynajmniej powinno budzić nasz szacunek. A propos, nazywa je Inhibitorami. Nie zgłębiłem do końca dlaczego.

— Ja wiem — powiedziała cicho Felka.

— Nie musiała wchodzić z nimi w bezpośrednią konfrontację — zauważył Remontoire. — W układzie wilki działają już od pewnego czasu. Bardzo prawdopodobne, że to tylko sprytne domysły z jej strony.

— Sądzę, że ma trochę głębsze doświadczenia — powiedział beta, ale nie rozwijał tematu.

— Też tak myślę — zgodziła się Felka. Wszyscy na nią spojrzeli.

— Czy przekonałeś ją, że traktujemy poważnie całą sprawę? — zapytał betę Clavain. — Czy zawiadomiłeś ją, że wyjdzie na tym znacznie lepiej, jeśli będzie miała do czynienia z nami, a nie z Hybrydowcami?

— Owszem, to do niej dotarło.

— I co?

— „Dziękuję, ale nie, dziękuję”, do tego sprowadzała się odpowiedź.

— Bardzo głupia kobieta ta cała Volyova — powiedział Remontoire. — Szkoda, bo znacznie łatwiej działać po przyjacielsku, bez całej tej agresji.

— Jest jeszcze jedna sprawa — dodał symulowany Clavain. — Prowadzą ewakuację. Widzieliście już, co wilcza maszyna wyprawia z gwiazdą. Pakuje w nią sondę ogniskującą fale grawitacji. Wkrótce sonda dosięgnie rdzenia z paliwem jądrowym i wyzwoli energie w sercu gwiazdy. To tak, jakby wywiercić dziurę u podstawy tamy, wypuszczając wodę o straszliwym ciśnieniu. Tylko że to nie będzie woda, tylko syntetyzujący wodór o ciśnieniu i temperaturze jak w rdzeniu gwiazdy. Według mnie przekształci to gwiazdę w rodzaj miotacza ognia. Kiedy sonda tam dojdzie, energia rdzenia wypłynie bardzo szybko i gwiazda umrze, albo przynajmniej w czasie tego procesu bardzo przygaśnie i ostygnie. Ale jednocześnie wyobrażam sobie, że sama gwiazda zmieni się w broń. Dowolną planetę w promieniu paru godzin świetlnych od Delty Pawia można będzie zmienić w popiół. Wystarczy ją spryskać przelotnie tym ogniem syntezy jądrowej. Myślę, że z gazowego giganta usunęłoby to atmosferę; skalisty świat stopiłoby do metalicznej lawy. Może ludzie na Resurgamie nie wiedzą, co dokładnie stanie się z ich planetą, ale możecie być pewni, że chcą się stamtąd jak najszybciej wydostać. Na pokładzie statku już są ludzie ewakuowani tam z planety. Przynajmniej kilka tysięcy.

— Masz na to dowody? — spytał Scorpio.

— Nie, nie mam bezspornych dowodów.

— Zatem najwidoczniej ich nie ma. To niezdarna próba, by skłonić nas do zaniechania ataku.

* * *

Cierń stał na powierzchni Resurgamu. Zapiął wysoko płaszcz, gdyż ostry polarny wiatr siekł mocno. I choć nie dorównywał burzy maczetowej, był i tak dostatecznie nieprzyjemny. Cierń poprawił niezgrabne gogle. Wpatrywał się w światło gwiazd, szukając ruchomej gwiazdki — statku transferowego.

Zmierzchało. Niebo przybrało barwę głębokiego aksamitnego fioletu, na południowym horyzoncie przechodzącego w czerń. Przez gogle widział tylko najjaśniejsze gwiazdy, a gdy wzrok dostosowywał się do nagłego rozbłysku wojujących broni, wydawało się, że nawet one przygasają. Na północy, sięgając nieco ku wschodowi i zachodowi, delikatne różowe firanki zorzy drżały w niewidzialnym powiewie. Tę feerię ktoś mógłby uznać za piękną, jeśli nie wiedział, co ją powoduje. A były to światła złowróżbne. Zorze napędzały zjonizowane cząsteczki, wydrapane z powierzchni gwiazdy przez broń Inhibitorów. Tunel, który broń drążyła w gwieździe, sięgnął teraz do połowy drogi ku rdzeniowi. Wokół ścian tunelu, rozpieranych falami stojącymi wpompowywanej energii grawitacyjnej, wewnętrzna struktura gwiazdy przechodziła drastyczne zmiany. Normalne procesy konwekcyjne ulegały modyfikacji — rdzeń się już odkształcał, gdyż gęstość masy nad nim uległa zmianie. Śpiew neutrin, wypływających strumieniem z serca gwiazdy, zmienił ton. Nadchodził moment rozerwania rdzenia. Ludzie nadal nie mieli pojęcia, co dokładnie się wydarzy, gdy broń skończy pracę, ale lepiej, by nie kręcili się w pobliżu, żeby się o tym przekonać. Tak uważał Cierń.

Czekał na ostatni w tym dniu lot promu, by zakończyć zaokrętowanie. Wokół eleganckiego pojazdu zaparkowanego poniżej pulsował rój potencjalnych przesiedleńców. Wybuchały bójki, ludzie starali się wepchnąć do kolejki. Tłuszcza budziła w Cierniu odrazę. W całym okresie swojej działalności miał do czynienia jedynie z małymi grupkami zaufanych ludzi, których podziwiał. Zawsze jednak przewidywał, że dojdzie do tej właśnie sytuacji. Tłumy na ogół przekształcały się w tłuszczę, a pojawienie się ich właśnie on sam spowodował. Jednak nie musiał lubić tego co zrobił.

Dość tego, pomyślał Cierń. To nie jest właściwy moment, by pogardzać ocalonymi ludźmi, tylko dlatego, że uzewnętrzniają swoje obawy. Wątpił, czy na ich miejscu wykazałby się wielką świętością. Chciałby ewakuować swą rodzinę, a gdyby tak się złożyło, że trzeba by podeptać plany innych ludzi, to trudno.

Ale on sam przecież nie był częścią tłuszczy. To przecież on znalazł sposób opuszczenia planety. To dzięki niemu ucieczka stała się możliwa.

Chyba powinno się to jakoś liczyć.

Jest! Dostrzegł w górze statek transferowy, który osiągnął swój najwyższy punkt i zanurkował w mrok. Co za ulga, że statek nadal tam lata. Jego orbita była ściśle określona, gdyż każda jej zmiana wywołałaby prawdopodobnie atak systemu obronnego powierzchnia-orbita. Choć Khouri i Volyova zatopiły szpony w wielu rządowych departamentach, w niektórych agendach miały jedynie pośrednie wpływy. Na przykład Urząd Obrony Cywilnej przysparzający najwięcej zmartwień. Miał zapobiec powtórzeniu się incydentu z Volyovą. Urząd dysponował szybko reagującymi pociskami powierzchnia-orbita, z głowicami z gorącym pyłem, przeznaczonymi do likwidowania orbitujących statków gwiezdnych, zanim zagrożą całej kolonii. Małe statki Ultrasów potrafiły nurkować pod siecią radarów, ale prom transferowy był zbyt wielki na takie sztuczki. Tak więc po zakulisowych negocjacjach i naciskach uzyskano gwarancję, że pociski pozostaną w silosach, jeśli ani statek transferowy, ani żaden prom atmosferyczny nie zboczy ze sztywno określonego korytarza lotu. Cierń wiedział o tym i ufał, że statkowe systemy awioniczne też to wiedzą, ale gdy tylko statek transferowy pojawiał się w polu widzenia, odczuwał irracjonalną ulgę.

Odezwał się telefon przenośny. Cierń wyłowił spory aparat z kieszeni płaszcza i palcami w grubych rękawicach zmagał się z kontrolkami. Rozpoznał głos jednego z operatorów Domu Inkwizycji.

— Nagrana wiadomość z „Nostalgii za Nieskończonością”, sir. Czy mam ją panu przekazać teraz, czy odbierze pan już na orbicie?

— Teraz, proszę. — Poczekał chwilę, słuchając niewyraźnego gaworzenia przekaźników i syku taśmy analogowej. Wyobraził sobie mroczne urządzenia telefoniczne Domu Inkwizycji, które się poruszają, by go obsłużyć.