Выбрать главу

— Cierniu, mówi Vuilleumier. Posłuchaj uważnie. Nastąpiła niewielka zmiana planów. To długa historia, ale przesuwamy się bliżej Resurgamu. Uaktualniłam współrzędne nawigacyjne statku transferowego, nie musisz więc się o to martwić. Ale teraz spodziewamy się, że podróż powrotna zajmie znacznie mniej niż trzydzieści godzin. Może nawet podejdziemy tak blisko, że w ogóle nie będzie potrzebny statek transferowy — po prostu bezpośrednio przewieziemy ich na „Nieskończoność”. To przyśpieszy loty z powierzchni na orbitę. Do ewakuacji całej planety wystarczyłoby tylko pięćset rund promami. Cierniu, chyba nam się uda. Zdołasz zorganizować sprawy u siebie?

Cierń spojrzał w dół na kotłujący się tłum. Khouri chyba czekała na jego odpowiedź.

— Operatorze, proszę to nagrać i przesłać. — Odczekał chwilę. — Mówi Cierń — podjął. — Wiadomość zrozumiałem. Zrobię, co mogę, by przyśpieszyć ewakuację, gdy uznam, że to ma sens. Tymczasem chciałbym przekazać moje zastrzeżenia. To wspaniale, że da się skrócić rundy. Całym sercem to popieram. Ale jeśli sprowadzicie statek gwiezdny tak blisko Resurgamu, śmiertelnie przestraszycie połowę planety, albo będziecie mieli na głowie Urząd Obrony Cywilnej. A to oznacza prawdziwe kłopoty. Porozmawiamy później, Ano. Chyba muszę się czymś zająć. — Spojrzał w dół na tłum i zauważył niepokoje. — Mam więcej roboty, niż mi się wydawało.

Kazał operatorowi wysłać przekaz i zawiadomić go, gdy tylko nadejdzie odpowiedź. Wsunął telefon z powrotem do kieszeni, gdzie aparat spoczął ciężko i bezwładnie jak pałka. Potem Cierń zsunął się w dół, ku tłumowi, ślizgając się i wzbijając kurz.

* * *

— Poza „Światłem Zodiakalnym”, Antoinette.

— Dobrze — powiedziała. — Chyba znowu mogę oddychać.

Za oknami pokładu załogowego wisiał światłowiec — ogromny, rozciągający się w obie strony niczym wielka, ciemna skała, z wystającymi tu i tam dziwnie mechanistycznymi wychodniami, zanieczyszczeniami i wybrzuszeniami. Hangar dokujący, z którego „Burzyk” właśnie wyleciał, był zmniejszającym się prostokątem złotego światła; jego wielkie zębate wrota już się zasuwały, a mimo to nadal pozostawało wystarczająco wiele miejsca, by wylatywały stamtąd mniejsze pojazdy. Antoinette widziała je i na własne oczy, i na rozmaitych displejach taktycznych i kulach radarowych, którymi upakowano pokład załogowy. Kiedy opancerzone szczęki się domykały, szkieletowe stateczki atakujące wielkości pancernych trójkołówek jeszcze mogły się przemknąć między zębami. Pomknęły na zewnątrz, napędzane żwawymi rakietami jądrowymi wysokiego spalania, katalizowanymi antymaterią. Są jak pasożyty, czyszczące jamę gębową jakiegoś gigantycznego podwodnego potwora, pomyślała Antoinette. W porównaniu z nimi „Burzyk” to spora, szacowna ryba.

Nigdy nie wykonywała tak trudnego technicznie wylotu. Niespodziewany atak Clavaina wymagał, by „Światło Zodiakalne utrzymywało stałe przyśpieszenie ujemne trzech g, dopóki nie zbliży się do „Nostalgii za Nieskończonością” na dziesięć sekund świetlnych. Wszystkie statki atakujące z bieżącej fali były zmuszone do wylotu przy tym samym obciążeniu trzech g. Wyprowadzenie pojazdu kosmicznego z hangaru to operacja złożona technicznie, gdy wylatujące statki są ciężkie od paliwa i broni. Wychodzenie przy niezmniejszonym przyśpieszeniu jest o rząd wielkości trudniejsze. Antoinette uważałaby to za opętańcze zadanie, nawet gdyby Clavain zażądał wychodzenia przy pół g, tak jak robią to piloci przy karuzeli Nowa Kopenhaga. Ale trzy g? To po prostu sadyzm.

Ale się udało. Teraz miała w każdym kierunku setki metrów otwartej przestrzeni, a przeważnie nawet więcej.

— Statku, wrzuć tokamak na mój znak. Pięć… cztery… trzy… dwa… i start. — Lata doświadczeń sprawiły, że odruchowo napięła się, oczekując walnięcia w krzyż, zawsze towarzyszącego przełączeniu się z rakiet jądrowych na plazmę.

Nic.

— Płomień jądrowy zainicjowany i stabilny. Na konsoli wszędzie zielono. Trzy g, Antoinette.

Uniosła brwi i potaknęła.

— Cholernie gładko!

— Podziękuj za to Xavierovi i może Clavainowi. Znaleźli byka w jednym z najstarszych podprogramów zarządzających napędem. Był odpowiedzialny za małe niedopasowanie ciągów podczas przełączania między trybami napędu.

Wywołała obraz światłowca w mniejszym powiększeniu, by widzieć cały kadłub. Strumienie prowizorycznych pojazdów atakujących — większość rozmiarów trycykla, ale niektóre wielkości małych promów — wynurzały się z pięciu różnych hangarów rozmieszczonych wzdłuż kadłuba. Wiele z tych pojazdów to tylko wabiki i nie wszystkie miały dość paliwa, by dostać się na odległość sekundy świetlnej do „Nostalgii za Nieskończonością”. Ale strumienie pojazdów robiły wrażenie nawet na kimś, kto o tym wiedział. Wydawało się, że ogromny statek krwawi potokami światła.

— A ty nie miałeś z tym nic wspólnego?

— Zawsze się próbuje zrobić co można.

— Nigdy nie sądziłam inaczej, Statku.

— Przykro mi z powodu tego, co się wydarzyło, Antoinette…

— Jakoś to przeżyłam, Statku.

Nie mogła go już nazywać Bestią. A już na pewno nie mogła się zdobyć, by go nazywać Lile Merrick.

Statek musi się z tym pogodzić.

Włączyła jeszcze mniejsze powiększenie, wywołując nakładkę, która obejmowała w ramki liczne pojazdy atakujące i zaopatrywała je w kody numeryczne, klasyfikujące typ, zasięg, załogę i uzbrojenia oraz pokazywała ich trasy. Teraz objawiła się skala ataku. Ogółem wysłano około stu statków. Około sześćdziesięciu to trycykle, a trzydziestka z tych trycykli rzeczywiście wiozła członków grupy atakującej — zwykle jedną ciężko opancerzoną świnię, choć były także dwa tandemowe trycykle do operacji wyspecjalizowanych. Wszystkie trycykle załogowe wyposażono w broń — od graserów jednokrotnego użytku, aż po bosery Breitenbacha o wydajności gigawata. Załoganci nosili serwopancerze, przeważnie mieli broń palną, a po osiągnięciu statku przeciwnika mogli używać broni wymontowanej ze swych trycykli.

Wysłano trzydziestkę pojazdów pośredniej wielkości: dwa lub trzyfotelowe promy o zamkniętym kadłubie. Wszystkie były albo statkami cywilnymi — albo zostały przerobione ze statków, które już znajdowały się w ładowniach „Światła Zodiakalnego”, kiedy statek został porwany, albo dostarczone przez H z zasobów jego własnych flot wypadowych. Wyposażone w podobną broń co trycykle, wiozły również cięższy sprzęt: wyrzutnie pocisków i specjalizowane urządzenia do twardego dokowania. I jeszcze dziewięć średnich i dużych korwet, o kadłubach dostatecznie długich, by przetransportować małe railgunowe wyrzutnie pocisków. Każda korweta mogła pomieścić co najmniej dwudziestu opancerzonych załogantów. Trzy z nich miały zamontowane supresory bezwładności, co pozwalało im zwiększyć maksymalne przyśpieszenia z czterech do ośmiu g. Ich klockowate kadłuby i asymetryczne kształty uniemożliwiały lot w atmosferze, ale nie przeszkadzały w przewidywanym środowisku walki.

„Burzyk” był znacznie większy od innych statków, mieścił teraz w ładowni trzy promy i tuzin trycykli, łącznie z obsadą. Nie miał maszynerii dławiącej bezwładność — tych urządzeń nie udało się masowo powielać w warunkach „Światła Zodiakalnego” — wiózł natomiast więcej uzbrojenia i był lepiej opancerzony niż pozostałe jednostki szturmowe. To już nie jest frachtowiec, pomyślała, to okręt wojenny. I muszę się do tego przyzwyczajać.

— Panien… to znaczy, Antoinette?

— Tak? — odpowiedziała, zgrzytnąwszy zębami. — Chciałem tylko powiedzieć… teraz… zanim… będzie za późno…