Wyłączyła ten głos, a potem wypięła się z fotela i weszła do egzoszkieletu.
— Później, statku. Muszę zlustrować oddziały.
Clavain stał w sztywnych objęciach swego egzoszkieletu. Dłonie zacisnął mocno za plecami i z kopuły obserwacyjnej patrzył na odlot statków szturmowych.
Drony, wabiki, trycykle i statki, opuszczały „Światło Zodiakalne”, obracały, zakręcały i ustawiały się w zaplanowanych eskadrach. Inteligentne szkło kopuły chroniło wzrok przed wściekłym blaskiem wyrzutów z napędów — plamiło na czarno rdzeń każdej żagwi, tak że Clavain widział tylko ich fioletowe obrzeża. W dali, hen poza rojem wylatujących statków, brązowoszary półksiężyc Resurgamu był na wyciągnięcie ręki, jak zasłonięta częściowo mała szklana kulka. Implanty Clavaina wskazywały pozycję światłowca Volyovej, choć tamten statek znajdował się za daleko, by go dostrzec gołym okiem. Clavain wydał jedno polecenie neuralne i kopuła wybiórczo powiększyła część obrazu: dość ostry wizerunek „Nostalgii za Nieskończonością” wynurzył się z mroku. Statek triumwir, odległy prawie o dziesięć sekund świetlnych, był bardzo wielki; kadłub długi na cztery kilometry odpowiadał łukowi kąta jednej trzeciej sekundy, co doskonale mieściło się w zasięgu zdolności rozdzielczej nawet najmniejszych optycznych teleskopów „Światła Zodiakalnego”. Niestety, triumwir miała przynajmniej równie dobry widok jego własnego statku i jeśli poświęcała mu uwagę, musiała zauważyć start floty szturmowej.
Clavain wiedział teraz, że barokowe narośle, które dostrzegł wcześniej, ale uznał je za fantomy oprogramowania przetwarzającego, były całkiem realne, że coś dziwnego przydarzyło się statkowi Volyovej, że statek przebudował się w straszną, ropiejącą karykaturę statku gwiezdnego. Clavain tylko się domyślał, że ma z tym coś wspólnego parchowa zaraza. Tylko w Chasm City — z jego pokręconą, fantasmagoryczną architekturą — widział transformacje nieco podobne. Słyszał o zarażonych statkach i słyszał, że zaraza czasami dosięgała maszynerii naprawczo-projektowej, która sterowała niezbędną ewolucją statków, ale nigdy nie słyszał o statku tak absolutnie zwyrodniałym i nadal funkcjonującym jako statek. A ten funkcjonował. Sam jego widok wywoływał ciarki. Clavain miał nadzieję, że nikt nie uwiązł podczas tych transformacji.
Bitwa odbędzie się w sferze zawierającej odcinek łączący „Światło Zodiakalne” i drugi statek. Odcinek liczył dziesięć sekund świetlnych. Miejsce koncentracji działań będzie oczywiście zależeć od ruchów Volyovej. Clavain uznał, że to właściwy obszar do prowadzenia wojny. Z punktu widzenia taktyki, istotny był nie tyle rozmiar sfery, ile czas przelotu przez nią, osiągany przez rozmaite pojazdy bojowe.
Przy trzech g sferę można przelecieć w cztery godziny; najszybszemu statkowi zajmie to nieco ponad dwie godziny; hiperszybkiemu pociskowi poniżej czterdziestu minut. Clavain już przekopał się przez swoje wspomnienia, szukając paraleli taktycznych. Bitwa o Anglię — mało znana kampania powietrzna podczas jednej z wczesnych wojen transnarodowych, toczona poddźwiękowymi pojazdami powietrznymi o napędach tłokowych — odbywała się na podobnym obszarze, z punktu widzenia czasów przelotu, choć element trójwymiarowości nie miał wtedy takiego znaczenia. Wojny globalne dwudziestego pierwszego wieku nie przypominały bieżącej sytuacji; suborbitalne drony faloskoczki mogły unicestwić każde miejsce planety w czterdzieści minut. Ale już wojny w układzie słonecznym w drugiej połowie tego wieku dostarczały bardziej użytecznych analogii. Na przykład kryzys secesyjny Ziemia-Księżyc albo bitwa o Merkurego; Clavain analizował zwycięstwa, porażki oraz ich przyczyny. Pomyślał także o Marsie, o bitwie przeciw Hybrydowcom pod koniec dwudziestego drugiego wieku. Sfera walki sięgnęła wysoko ponad orbity Fobosa i Deimosa, tak że efektywny czas jej przebycia przez najszybszy jednoosobowy myśliwiec wynosił trzy do czterech godzin. Tam również pojawiły się problemy z opóźnieniami — komunikację w prostej linii blokowano ogromnymi chmurami srebrnego pyłu.
Były także inne kampanie, inne wojny. Nie musiał wszystkich przywoływać. Znał już istotne wnioski z błędów popełnionych przez innych; znał także błędy, które popełnił sam we wcześniejszych bitwach w swojej karierze. Nie były to błędy znaczące, pomyślał, w przeciwnym razie nie stałbym w tym miejscu. Ale każda nauczka coś dawała.
Po szkle kopuły przesunęło się blade odbicie.
— Clavainie.
Obrócił się szybko z warkotem egzoszkieletu. Dotychczas wyobrażał sobie, że jest sam.
— Felka.
— Przyszłam zobaczyć, jak wygląda akcja — wyjaśniła.
Jej własny egzoszkielet poprowadził ją ku niemu sztywnym, marszowym krokiem osoby eskortowanej przez niewidzialnych strażników. Razem patrzyli, jak końcówka eskadry szturmowej wypada w kosmos.
— Gdyby człowiek nie wiedział, że to wojna…
— …uznałby to niemal za piękne — dokończyła. — Tak, zgadzam się z tym.
— Robię słusznie, prawda? — zapytał Clavain.
— Czemu mnie o to pytasz?
— Z tego, co mi pozostało, jesteś, Felko, najlepszym przybliżeniem sumienia. Ciągle zadaję sobie pytanie, co zrobiłaby Galiana, gdyby teraz tu była…
— Martwiłaby się, dokładnie tak, jak ty w tej chwili — przerwała mu Felka. — To właśnie ludzie, którzy nie mają żadnych wątpliwości, nie martwią się, że to, co robią, jest dobre i słuszne, to właśnie oni powodują problemy. Ludzie tacy jak Skade.
Wspomniał parzący błysk, kiedy zniszczył „Nocny Cień”.
— Żałuję tego, co się stało.
— Powiedziałam ci, żebyś to zrobił, Clavainie. Wiem, że Galiana by tego chciała.
— Żebym ją zabił?
— Umarła już przed laty. Ona po prostu… się wtedy nie skończyła. Zamknąłeś tylko księgę.
— Zamknąłem jej wszelkie możliwości ponownego życia — odparł.
Felka wzięła go za pokrytą starczymi plamami rękę.
— Ona tobie zrobiłaby to samo. Wiem o tym.
— Niewykluczone. Ale nadal mi nie powiedziałaś, czy zgadzasz się z obecnymi działaniami.
— Zgadzam się, że jeśli zdobędziemy broń, posłuży to na krótką metę naszym interesom. Na długą metę… nie jestem pewna.
Clavain popatrzył na nią uważnie.
— Potrzebujemy tej broni.
— Wiem. Ale jeśli triumwir też ich potrzebuje? Twoja kopia powiedziała, że ona próbuje ewakuować Resurgam.
Clavain starannie dobierał słowa.
— To… nie jest mój bieżący problem. Jeśli organizuje ewakuację planety, a nie mam dowodów, że tak jest rzeczywiście, wtedy ma dodatkowe powody, by dać mi czego chcę, żebym nie przeszkadzał w ewakuacji.
— I nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby chwilę pomyśleć, jak jej pomóc?
— Jestem tu, by zabrać tę broń, Felko. Pozostałe sprawy, nawet wynikające z jak najszlachetniejszych pobudek, to tylko szczegóły.
— Tak właśnie myślałam — rzekła Felka. Clavain wiedział, że lepiej na to nie odpowiadać.
W milczeniu obserwowali, jak fioletowe płomienie jednostek szturmujących opadają ku Resurgamowi i statkowi gwiezdnemu triumwira.
Kiedy Khouri skończyła odpowiedź na ostatnią wiadomość Ciernia, wyciągnęła przykre wnioski. Chodzenie było jeszcze trudniejsze niż przedtem, pozorne zbocze podłogi — bardziej strome. Tak jak przewidywała Volyova, kapitan zwiększył siłę ciągu, jedna dziesiąta g już go nie zadowalała. Według oceny Khouri, a kopia beta Clavaina się z tym zgodziła, do tej chwili przyśpieszenie wzrosło dwukrotnie i prawdopodobnie nadal się zwiększało. Uprzednio poziome powierzchnie teraz wydawały się nachylone pod kątem dwudziestu stopni, co utrudniało przebycie bardziej śliskich przejść. Ale nie to ją zaprzątało.