Bliski wybuch z pewnością uszkodziłby „Nieskończoność”, myślała Volyova. Pięć sztuk rozstawionej broni kazamatowej było dostatecznie odpornych, ale podmuch bliskiego wybuchu materia-antymateria mógł obezwładnić uzbrojenie kadłuba i pozostawić „Nieskończoność” na pastwę lepiej dogranego ataku. Dokuczliwe było to, że większość pocisków, które musiała niszczyć, nie stanowiła rzeczywistego zagrożenia — ani nie znajdowały się na kursach zderzeniowych, ani nie były uzbrojone.
Nie posunęła się do tego, by pogratulować Clavainowi. Zaadaptował jedynie podręcznikowy schemat ataku nasyconego — związał jej obronę zagrożeniem o niskim prawdopodobieństwie, ale o ogromnych konsekwencjach. Ani to sprytne, ani oryginalne, ale Volyova postąpiłaby analogicznie w podobnych okolicznościach. Jedno przyznawała: z pewnością jej nie rozczarował.
Postanowiła dać mu ostatnią szansę, zanim popsuje mu zabawę.
— Clavain? — zapytała, używając tej samej częstotliwości, na której już wcześniej wysłała ultimatum. — Clavainie, czy mnie słuchasz?
Po dwudziestu sekundach usłyszała jego głos.
— Słucham, triumwirze. Zakładam, że to propozycja poddania się?
— Dam ci szansę, Clavainie, zanim to skończę. Szansę odejścia i walki w innym czasie, z gorliwszym przeciwnikiem.
Poczekała, aż jego odpowiedź przypełznie do niej z powrotem. Opóźnienie mogło być sztuczne, ale niemal z pewnością oznaczało, że Clavain nadal znajduje się na pokładzie „Światła Zodiakalnego”.
— Triumwirze, dlaczego chciałabyś potraktować mnie ulgowo?
— Nie jesteś złym człowiekiem, Clavainie. Po prostu… nie masz rozeznania. Myślisz, że potrzebujesz broni bardziej ode mnie, ale jesteś w błędzie. Nie mam ci tego za złe. Nie doznałam dotychczas żadnych poważnych szkód. Odwołaj swoje siły, a nazwiemy to nieporozumieniem.
— Ilio, mówisz jak ktoś, kto uważa, że ma przewagę. Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien.
— Ja mam broń, Clavainie. — Zorientowała się, że jednocześnie się uśmiecha i chmurzy. — To dość ważne, nie sądzisz?
— Przykro mi, Ilio, jedno ultimatum wystarczy każdemu.
— Jesteś głupcem. Szkoda tylko, że nigdy się nie dowiesz do jakiego stopnia.
Nie odpowiedział.
— I co, Ilio? — spytała Khouri.
— Dałam sukinsynowi szansę. Teraz pora zakończyć gierki. — Podniosła głos. — Kapitanie? Czy mnie słyszysz? Chcę, byś dał mi pełną kontrolę broni kazamatowej siedemnaście. Czy chcesz to zrobić?
Odpowiedzi nie było. Chwila się przeciągała. Po karku biegały jej dreszcze oczekiwania. Jeżeli kapitan nie jest przygotowany, by pozwolić jej na wykorzystanie pięciu rozstawionych sztuk broni, wtedy wszystkie jej plany wezmą w łeb i sytuacja Clavaina nagle zacznie wyglądać o wiele mniej głupio, niż wyglądała przed minutą.
A potem w ikonie broni zobaczyła subtelną zmianę, oznaczającą, że ma teraz pełną militarną kontrolę nad bronią kazamatową siedemnaście.
— Dziękuję, kapitanie — powiedziała słodko Volyova. Potem zwróciła się do broni. — Cześć, Siedemnastko. Miło znowu robić z tobą interesy.
Wepchnęła dłoń w projekcję i zacisnęła palce na unoszącej się ikonie broni. Ikona znowu zareagowała opornie, odzwierciedlając ociężałość broni wyciąganej zza kadłuba „Nieskończoności” — osłony przed wrażymi czujnikami. Broń zmieniała położenie i jednocześnie się ustawiała, zabójczo celując swą długą osią w odległy, choć nie aż tak bardzo, cel — „Światło Zodiakalne”. Pozycje statku Clavaina Volyova rozpoznawała z dwudziestosekundowym opóźnieniem, ale była to drobna dokuczliwość. W nieprawdopodobnym przypadku, gdyby statek nagle się poruszył, nadal miała zapewniony łup. Omiotłaby bronią cały obszar prawdopodobnego przebywania statku, z gwarancją, że w jakimś punkcie go trafi. I będzie wiadomo, kiedy to nastąpi; wybuch hybrydowskich napędów rozświetli cały układ. Jeśli Inhibitorzy mieli w ogóle zwrócić na coś uwagę, to tego na pewno nie przeoczą.
Pozostawało tylko wykonać ten plan.
Jednak tuż przed egzekucją Volyova drżała. Czuła, że to, co robi, jest niewłaściwe: zbyt ostateczne, zbyt gwałtowne, nieszlachetne — i to ją zaskoczyło. Czuła, że jest winna Clavainowi ostatnią szansę odwrotu. Że powinna mu wysłać ostateczne, złowieszcze ostrzeżenie. Przecież przebył tak długą drogę, wyobrażając sobie, że ma szanse przejąć broń.
„Clavainie… Clavainie” — mówiła do siebie w duchu. „To nie powinno być tak…”.
Ale było i koniec.
Poklepała ikonę, jak dziecko szturchające błyskotkę.
— Żegnaj — szepnęła.
Chwila minęła. Wskaźniki statusu i symbole obok broni kazamatowej zamigotały, sygnalizując głęboką zmianę w stanie broni. Spojrzała na wizerunek statku Clavaina w czasie rzeczywistym i w myślach odliczała dwadzieścia sekund, które upłyną, zanim statek zostanie rozerwany na strzępy przez broń siedemnaście. Promień wygryzie w statku Clavaina ranę wielkości kanionu, nawet jeśli nie spowoduje natychmiastowej i fatalnej detonacji napędu Hybrydowców.
Po dziesięciu sekundach statek się nie poruszył. Wiedziała więc, że dobrze wycelowała, że uderzenie będzie precyzyjne i niszczące. Clavain nie dowie się niczego o własnej śmierci, o nadchodzącym zapomnieniu.
Czekała pozostałe dziesięć sekund, spodziewając się gorzkiego poczucia triumfu, które będzie towarzyszyć zniszczeniu.
Czas upłynął. Mimowolnie wzdrygnęła się przed nadchodzącą jasnością, jak dziecko oczekujące najbardziej efektownego fajerwerku.
Dwadzieścia sekund zmieniło się w dwadzieścia jeden… dwadzieścia jeden w dwadzieścia pięć… trzydzieści. Przeszło pół minuty. Potem minuta.
Statek Clavaina pozostawał na widoku.
Nic się nie wydarzyło.
TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ
Usłyszała znów jego głos. Był spokojny, prawie przepraszający.
— Wiem, co właśnie próbowałaś zrobić, Ilio. Ale chyba nie sądzisz, że nie przewidziałem możliwości, że skierujesz broń przeciw mnie?
— Co… takiego… zrobiłeś? — wyjąkała w odpowiedzi. Dwadzieścia sekund rozciągnęło się w wieczność.
— Po prostu kazałem broni, by nie strzelała — odparł Clavain. — To nasza własność, Ilio, nie twoja. Czy nie wpadło ci do głowy, że mamy sposób, by się przed nią chronić?
— Kłamiesz — powiedziała.
Clavain mówił z rozbawieniem, jakby się spodziewał, że zażąda od niego dowodu.
— Mogę ci to znowu pokazać, jeśli sobie życzysz. Powiedział jej, by zwróciła uwagę na pozostałą broń kazamatową, tę, którą już skierowała przeciw Inhibitorom.
— Teraz skoncentruj się na broni najbliższej szczątkom Roka. Za chwilę zobaczysz, jak przestanie strzelać.
Od tego momentu wojna się zmieniła. W ciągu godziny pierwsze fale sił szturmowych Clavaina dosięgły obszaru kosmosu bezpośrednio wokół „Nostalgii za Nieskończonością”. Oglądał to ze stałym opóźnieniem dziesięciu sekund. Czuł się tak odległy od bitwy jak starożytny generał, który przez lornetkę ogląda swe armie ze szczytu wzgórza i nie może słyszeć wściekłych odgłosów walki.