Выбрать главу

Mógł też majstrować przy gwiazdach, tak by światy w układach planetarnych periodycznie przechodziły albo przez okropne epoki lodowe, albo smażyły się w płomieniach potężnych żagwi koronowych.

Nawet jeśli się spóźnił, nawet jeśli musiał zaakceptować powstanie złożonego życia, cywilizacji technicznej, istniały sposoby…

Jedna zdeterminowana cywilizacja mogła wymazać całe życie w galaktyce, zręcznie manipulując supergęstymi ciałami gwiezdnymi. Gwiazdy neutronowe można popychać ku sobie, aż unicestwia się wzajemnie w sterylizujących burzach promieni gamma. Strugi z gwiazd podwójnych można przerobić na kierunkową broń energetyczną: miotacze ognia o zasięgu tysiąca lat świetlnych…

Można też zlikwidować życie brutalną siłą. Jedna maszynowa kultura może zdominować całą galaktykę w milion lat, unicestwiając wszelkie życie organiczne.

Ale oni nie są tu po to, by to robić, oznajmiła Felka Clavainowi.

W takim razie po co? — zapytał.

Jest kryzys, odpowiedziała. Kryzys w głębokiej przyszłości galaktycznej, za trzy miliardy lat, licząc od dziś. Tylko że to nie jest przyszłość naprawdę „głęboka”.

Trzynaście obrotów spirali galaktycznej, to wszystko. Zanim przetoczyły się lodowce, można było pójść na ziemską plażę i wziąć do ręki skałę osadową, starszą niż trzy miliardy lat.

Trzynaście obrotów koła? W skali kosmicznej to nic. Niemal już się to zaczynało.

Jaki to kryzys? — zapytał Clavain.

Zderzenie, poinformowała go Felka.

TRZYDZIEŚCI OSIEM

Antoinette, teraz pięćset kilometrów bliżej rejonu bitwy, zostawiła mostek bez dozoru. Ufała, że statek zatroszczy się sam o siebie przez dwie, trzy minuty, a ona pożegna się w tym czasie ze Scorpiem i jego oddziałem. Gdy dotarła do ogromnego, rozhermetyzowanego hangaru, gdzie czekały świnie, wrota zewnętrzne stały otworem, a pierwszy z trzech promów już wystartował. Widziała niebieską iskrę jego płomienia, skręcającą ku gniazdu światła — ku centrum bitwy. Bezpośrednio za promem leciały dwa trycykle. Po chwili następny prom przesunął się ku drzwiom, pchnięty przez przysadziste hydrauliczne tarany, normalnie stosowane do przemieszczania masywnych palet z ładunkiem.

Scorpio już wpinał się do trycykla przy trzecim promie. Ponieważ tutejsze trycykle nie musiały lecieć aż od „Światła Zodiakalnego”, niosły znacznie więcej opancerzenia i broni niż inne jednostki. Pancerz Scorpia bił w oczy zestawem błyszczących kolorów i lustrzanych łat. Broń pociskowa i promieniowa o wyrazistych lufach niemal całkowicie przesłaniała ramę trycykla. Xavier odłączył kompnotes od portu pod siodełkiem trycykla i pomagał Scorpiowi w końcowym sprawdzaniu systemów. Uniósł kciuk i poklepał Scorpia po pancerzu.

— Wszystko wskazuje na to, że jesteś gotów — powiedziała Antoinette na ogólnym kanale komunikacyjnym swego skafandra.

— Nie musiałaś ryzykować statku — odparł Scorpio. — Ale ponieważ zaryzykowałaś, ponownie skalkulowałem zapasy.

— Nie zazdroszczę ci, Scorpio. Wiem, że już straciłeś sporo swoich żołnierzy.

— To nasi żołnierze, Antoinette, nie tylko moi. Uruchomił deskę rozdzielczą trycykla. Rozbłysły displeje, świecące tarcze i siatki celownicze. Za nim drugi prom opuszczał hangar — na puste miejsce pchały go tarany ładunkowe. Zapłon jego napędu malował ostrą niebieską poświatę na pancerzu Scorpia.

— Posłuchaj — powiedział — gdybyś wiedziała, ile średnio trwa życie świni w Mierzwie, wszystkie dzisiejsze wydarzenia nie wydałyby ci się tak bardzo tragiczne. Większość osób z mojej armii umarłaby już przed laty, gdyby się nie zapisała na krucjatę Clavaina. To one coś zawdzięczają Clavainowi, a nie odwrotnie.

— To nie oznacza, że powinny dzisiaj umrzeć.

— I większość nie umrze. Clavain zawsze wiedział, że musimy zaakceptować pewne straty i moje świnie też to wiedziały. Każde zajęcie budynku w Chasm City oznaczało dla nas rozlew świńskiej krwi. Ale większość wróci i wrócimy z bronią. Już wygrywamy, Antoinette. Kiedy Clavain wykorzystał kod pacyfikacyjny, wojna Volyovej się skończyła. — Scorpio ściągnął swoją przyłbicę jedną krótką rękawiczką. — Teraz już nawet nie toczymy wojny. To po prostu operacja sprzątania.

— A jednak życzę ci powodzenia.

— Życz, co ci się podoba. To nie gra roli, bo i tak jestem dostatecznie dobrze przygotowany.

— Powodzenia, Scorpio, tobie i całej twojej armii.

Na miejsce startu pchano trzeci prom. Antoinette patrzyła, jak wylatuje razem z pozostałymi trycyklami — łącznie z trycyklem Scorpia — po czym poleciła statkowi, by się uszczelnił i opuścił pole walki.

Volyova dotarła bez szwanku do broni siedemnaście. Choć bitwa o statek nadal szalała wokół, Clavain najwidoczniej włożył wiele wysiłku, by łupy pozostały nieuszkodzone. Przed wylotem przestudiowała wzorzec ataku jego trycykli, promów i korwet, i doszła do wniosku, że prawdopodobieństwo ostrzelania jej pojazdu wynosi siedemnaście procent. Zwykle taki wynik uznałaby za zły i nie do przyjęcia, ale teraz z pewnym przerażeniem, stwierdziła, że szanse są raczej sprzyjające.

Podleciała do broni siedemnaście i przy niej zaparkowała prom. Jeśli ktoś chciałby zniszczyć prom, musiałby uszkodzić broń. Potem, aby uniknąć korowodów ze śluzą, rozhermetyzowała całą kabinę. Wspomagany skafander ułatwiał ruchy, dając jej fałszywe poczucie siły i żywotności. Ale może nie cały ten efekt zawdzięczała skafandrowi.

Wciągnęła się przez otwartą śluzę promu i przez chwilę zastygła w bezruchu między statkiem a wielkim bokiem broni siedemnaście. Czuła się odsłonięta, jak na celowniku, ale widok bitwy działał hipnotycznie. Gdziekolwiek spojrzała, widziała pędzące statki, tańczące iskierki żagwi i przelotne, niebieskobrzegie kwiaty eksplozji jądrowych i anihilacyjnych. Radio trzeszczało od ciągłych interferencji. Czujnik promieniowania skafandra terkotał, wskazując przekroczenie wszystkich poziomów alarmowych. Wyłączyła obydwa urządzenia — wolała ciszę i spokój.

Zaparkowała prom dokładnie nad włazem broni siedemnaście. Niezgrabnymi palcami wklepywała polecenia w grube ćwieki na bransolecie skafandra, ale nie śpieszyła się i nie popełniała pomyłek. Ponieważ Clavain przekazał broni rozkaz wyłączenia systemu, nie spodziewała się, że broń wykona jej polecenia.

Ale luk się otworzył, wypluwając chorobliwie zielone światło.

— Dziękuję — powiedziała Volyova, nie zwracając się do nikogo w szczególności.

Głową naprzód wsunęła się w zieloną studnię. Wszystkie oznaki wojny zniknęły jak zły sen. Nad sobą widziała tylko opancerzony dolny luk swego promu, a wokół siebie wewnętrzną maszynerię broni, skąpaną w mdłej zielonej poświacie.

Volyova powtarzała tę samą procedurę, którą przechodziła wcześniej, na każdym kroku spodziewając się niepowodzenia. Wiedziała jednak, że nie ma absolutnie nic do stracenia. Generatory trwogi broni pracowały pełną mocą, ale tym razem wywoływany przez nie strach dodawał liii raczej otuchy, niż przeszkadzał. Oznaczał bowiem, że istotne funkcje urządzenia są nadal aktywne i że Clavain tylko ogłuszył broń. Nie spodziewała się niczego innego, ale w jej umyśle wciąż gościł cień zwątpienia. A jeśli sam Clavain nie rozumiał tych kodów należycie?

Ale broń nie była martwa, jedynie spała.