Выбрать главу

— Wcale nie, jeśli dysponują techniką dławienia bezwładności. Maszyneria została zapewne uszkodzona podczas potyczki, ale może ją naprawią.

Spojrzała na Skade, ale postać nie zareagowała. Wyglądała jak statua wzniesiona na samym brzegu jeziora, lekko makabryczna dekoracja polany.

— Jeśli tylko mogą, zrobią to — zauważył Clavain. — Triumwirat przeprowadził symulacje — oznajmiła Felka. — Przy pewnych założeniach możemy zawsze wyprzedzić ścigające statki, przynajmniej w naszym układzie odniesienia, tak długo, jak zechcesz. Po prostu musimy wciąż pełznąć ku szybkości światła. Ale według mnie to nie jest to żadne rozwiązanie problemu.

— Według mnie też nie.

— W każdym razie nie jest praktyczne. Musimy się zatrzymać, by przeprowadzić remonty, i to wkrótce. Właśnie dlatego cię obudziliśmy, Clavainie.

Clavain wrócił do trzech pieńków. Opuścił się na swój. Stawy skrzypnęły mu w nogach.

— Jeżeli trzeba podjąć jakąś decyzję, należy przygotować warianty. Są przygotowane?

— Tak.

Czekał cierpliwie, słuchając jednostajnego szumu wodospadu.

— Słucham?

Felka przemówiła pełnym szacunku szeptem.

— Jesteśmy głęboko w kosmosie, Clavainie. Układ Resurgamu został dziewięć lat świetlnych za nami, a piętnaście lat świetlnych w żadnym z kierunków nie ma zasiedlonej kolonii. Jednak dokładnie przed nami leży układ słoneczny. Dwie chłodne gwiazdy. To szeroki układ podwójny, ale jedna z gwiazd ma planety na stabilnych orbitach. Są dojrzałe, mają przynajmniej trzy miliardy lat. W strefie nadającej się do zamieszkania jest świat, który ma kilka stabilnych księżyców. Są oznaki, że ma atmosferę tlenową i mnóstwo wody. W atmosferze są nawet pasma chlorofilu.

— Ludzkie terraformowanie? — spytał Clavain.

— Nie. Nie ma oznak, że kiedykolwiek ludzie osiedlili się wokół tych gwiazd. Zostaje więc tylko jedna możliwość.

— Żonglerzy Wzorców.

Była wyraźnie zadowolona, że nie ona musiała to powiedzieć.

— Zawsze wiedzieliśmy, że natkniemy się na dalsze światy Żonglerów, kiedy bardziej rozprzestrzenimy się po galaktyce. Obecne odkrycie nie powinno nas dziwić.

— Bezpośrednio na kursie, tak po prostu?

— Nie bezpośrednio, ale jednak dość blisko. Możemy zwolnić i dotrzeć tam. Jeśli choć trochę przypomina inne światy Żonglerów, może tam nawet być stały ląd. Wystarczająco rozległy, by przyjął trochę osadników.

— Trochę, czyli ile? Felka uśmiechnęła się.

— Dowiemy się, gdy dolecimy.

* * *

Clavain podjął decyzję — w istocie dał błogosławieństwo oczywistej opcji — i powrócił do snu. Wśród załogi miał niewielu lekarzy, i ci przeważnie nie otrzymali formalnego szkolenia, tylko kilka pośpiesznych ładowań pamięci. Ale wierzył im, gdy mówili, że przeżyje jeszcze najwyżej jeden czy dwa cykle mrożenia i odmrażania.

— Jestem już starcem — odparł. — Jeśli pozostanę ciepły, też prawdopodobnie nie dożyję lądowania.

— To musi być twój wybór — oznajmili mu.

Starzał się, to wszystko. Miał bardzo przestarzałe geny i choć po opuszczeniu Marsa przeszedł kilka programów odmładzających, cofały one tylko zegar, który zaraz zaczynał tykać od nowa.

W Matczynym Gnieździe mogliby mu podarować jeszcze pół wieku autentycznej młodości, gdyby sobie tego życzył… ale nie poddał się temu ostatniemu odmładzaniu. Nigdy nie miał na to ochoty po dziwnym powrocie Galiany i jej jeszcze dziwniejszej półśmierci.

Nawet nie wiedział, czy teraz tego żałuje. Gdyby udało im się dokuśtykać do dobrze wyekwipowanej kolonii, jeszcze niespustoszonej przez parchową zarazę, może byłaby dla niego nadzieja. Ale cóż za różnica? Galiana pozostałaby martwa. Wewnątrz czaszki był nadal stary, widział świat oczyma znużonymi czterystu latami wojny. Zrobił, co mógł, brzemię emocjonalne wiele go kosztowało i nie sądził, by miał zapas energii na nowe życie. Wystarczyło, że w tym życiu nie poniósł całkowitej klęski.

I tak poddał się po raz ostatni kasecie zimnego snu.

Tuż przed uśpieniem zezwolił na transmisję wąskim promieniem do układu Resurgamu. Wiadomość została zaszyfrowana kluczem jednorazowego użytku i przeznaczona dla „Światła Zodiakalnego”. Jeśli tamten statek nie został doszczętnie zniszczony, istniała szansa, że przejmie i zdekoduje ten sygnał. Inne statki Hybrydowców nigdy nie zobaczą tej wiadomości — nawet jeśli siły Skade zdołały jakoś rozsiać odbiorniki w kosmosie wokół Resurgamu, nie zdołają złamać szyfru.

Przekaz był bardzo prosty: Remontoire, Khouri, Cierń i inni, którzy zostali z nimi, mają zwolnić i zatrzymać się w układzie Żonglerów Wzorców. Statek Clavaina poczeka tam na nich dwadzieścia lat. W tym czasie „Światło Zodiakalne” zdąży tam dotrzeć. Dwadzieścia lat wystarczy również, by założyć samowystarczalną kolonię z kilkudziesięciu tysiącami ludzi. Stanowiliby zabezpieczenie na wypadek, gdyby statki spotkała jakaś katastrofa w dalszej podróży.

Czując, że w mały, lecz znaczący sposób uporządkował swoje sprawy, Clavain poszedł spać.

* * *

Zbudził się i przekonał, że „Nostalgia za Nieskończonością” zmieniła się sama, bez konsultacji z kimkolwiek.

Nikt nie wiedział dlaczego.

Zmiany były zupełnie niewidoczne od wnętrza; dopiero z zewnątrz — widziane z promu inspekcyjnego — rzucały się w oczy. Zmiany nastąpiły w fazie opóźnienia, kiedy wielki statek, hamując, wlatywał do nowego układu. Centymetr po centymetrze, z prędkością erozji gruntu, tył stożkowatego kadłuba — tworzący zwykle odwrócony mniejszy samodzielny stożek — stał się spłaszczony jak podstawa bierki szachowej. Opanowanie tej transformacji było niemożliwe i w zasadzie zmiany zaszły, zanim ktoś to zauważył. Wielki statek miał sektory, które odwiedzano tylko raz czy dwa razy na stulecie i tył kadłuba do nich należał. Maszyneria została ukradkiem rozebrana lub przeniesiona stamtąd w górę kadłuba, do innych nieużywanych pomieszczeń. Ilia Volyova mogłaby to zauważyć — jej oczom niewiele umykało — ale teraz liii Volyovej nie było, a statek miał nowych lokatorów, którzy nie badali jego terytorium z takim oddaniem.

Zmiany nie zagrażały życiu i nie zakłóciły funkcjonowania statku, ale pozostawały zagadką i stanowiły dalszy dowód — jeśli trzeba by było dowodów — że psychika kapitana nie zanikła całkowicie i można się spodziewać, że zaskoczy ich jeszcze czasami w przyszłości. Nie było wątpliwości, że kapitan odgrywał pewną rolę w transformacji statku, którym się stał. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy zmianę kształtu przeprowadzono świadomie, czy tylko wynikła z jakiegoś irracjonalnego sennopodobnego kaprysu.

Na pewien czas, z powodu natłoku spraw bieżących, zawieszono drążenie tej sprawy. „Nostalgia za Nieskończonością” weszła na niską orbitę wokół wodnego świata. Posłano sondy do badania atmosfery i rozległego turkusowego oceanu, który pokrywał niemal całą planetę od bieguna do bieguna. Miejscami kremowe chmury tworzyły nad oceanem nieuporządkowane, bujne zawijasy. Nie było wielkich obszarów lądowych; widoczny ocean plamiło jedynie kilka rozrzuconych niedbale archipelagów wysp — plam ochry na tęczówkowej niebieskawej zieleni. Im bardziej się zbliżali, tym mieli większą pewność, że to Świat Żonglerów i że pierwsze wskazówki okazały się trafne. Tratwy żywej biomasy o powierzchni kontynentów pływały po szarozielonym oceanie.

Atmosfera nadawała się dla ludzi, a w glebie i skalnym podłożu wyspy znajdowało się wystarczająco wiele pierwiastków śladowych, by kolonie mogły stać się samowystarczalne.