Lidka nagle odsunęła się od ekranu, z którego spojrzała na nią znajoma, żółtawa twarz przedstawiciela ruchu „O czystość duszy” i mistrza obliczeń wedle metody Filke-Brodowskiego. Zdjęcia wykonano z profilu i en face.
- A teraz - przemawiał zza ekranu przenikliwy głos deputowanego Zarudnego - zechciejcie spojrzeć na tego człowieka. Oto Wiktor Aleksandrowicz Brodowski, rodzony syn autora tamtej ulotki, który stawia czoła już trzeciej swojej apokalipsie... przejąwszy i wzbogaciwszy metody działania ojca. Aktualnie przeciwko dwudziestu trzem jego poplecznikom prowadzi się dochodzenie, a przynajmniej setkę czekają jeszcze aresztowania. Pozostali zostaną zatrzymani za rozpowszechnianie fałszywych wiadomości dotyczących czekającej nas apokalipsy, dokonane ze szczególnym cynizmem przy pomocy środków masowego przekazu. Za chciwość, próby przekupstwa urzędników państwowych, rozpowszechnianie oszczerstw, bezprawne zajmowanie i okupację budynków społecznego użytku, okazywanie nieposłuszeństwa wobec władz, uchylanie się od płacenia podatków...
Lidka wstrzymała oddech. Wydało jej się, że z każdym słowem deputowanego fotografia żółcielca robi się coraz bardziej ponura i odpychająca, policzki Brodowskiego nabierały ceglastej barwy, a pod płonącymi oczami pojawiały się coraz głębsze, posępne cienie. Po sekundzie, na ekranie pojawiła się już surowa, skupiona twarz papy Sławka.
- Parlamentarna komisja do spraw zbliżającej się apokalipsy dała mi pełnomocnictwa, na mocy których pragnę oświadczyć, że w całym kraju położono kres działalności licznego i dobrze zorganizowanego ugrupowania antyspołecznego. Rozpowszechniane przez jego członków rzekomo naukowe obliczenia mówiące o tym, że dziewiątego czerwca nastąpi nie kolejna apokalipsa, a ostateczny koniec świata, są pozbawione wszelkich podstaw, to po prostu cyniczne kłamstwo. Daty apokalipsy nie sposób obliczyć! Tylko od nas, ludzi, zależy, ile ofiar pociągnie za sobą kolejny kataklizm! Wzywam pokolenia, by się zjednoczyły! Dziesiątego czerwca czeka nas ogólne święto - bale maturalne średnich grup licealnych, nasze dzieci, wnukowie i bracia wkraczają w dorosłe życie... niechże ten dzień stanie się dniem demonstracji jedności pokoleń wobec apokalipsy, w którym położymy fundamenty pod nowy, pełen spokoju i powodzenia cykl...
Andriej Igorowicz wstał. Lidce wydało się nagle, że patrzy na nią. W tej właśnie chwili - patrzy na nią...
* * *
Wypracowanie egzaminacyjne
UCZENNICY MŁODSZEJ GRUPY
Klasy V B
LIDII SOTOWEJ
Temat „Rola młodzieży w nowym cyklu”
My, przedstawiciele młodego pokolenia, stajemy wobec swojej pierwszej apokalipsy z nadzieją i obawami. Dla nikogo nie jest sekretem, że z powodu braku odpowiedzialności, złej organizacji, egoizmu i niskich pobudek, a także społecznego zbydlęcenia społecznego wobec perspektywy kryzysu, droga do Wrót dla wielu ludzi może się okazać drogą ostatnią. My, młodzi, powinniśmy jednak ufnie spoglądać w przyszłość, Powinniśmy się uczyć i przygotowywać do dorosłego życia. Na początku nowego cyklu to właśnie na nas spocznie obowiązek odtworzenia przemysłu i zapewnienia ludzkości potomstwa, to znaczy rodzenia dzieci. Powinniśmy śmiało patrzyć w przyszłość, zadzierzgiwać mocne więzy przyjaźni i pamiętać wszystko, co dała nam szkoła. Powinniśmy szanować rodziców i starszych. I nasz rząd, oraz parlament, a szczególnie członków komisji do spraw apokalipsy. Jest to obecnie najbardziej potrzebna z komisji. Wiemy, że w nowym, pięćdziesiątym czwartym cyklu czeka na nas wiele ciekawej pracy. Przygotowujemy się do niej już teraz...
OCENA: cztery
UWAGI: w zasadzie myśli uczennicy idą w pożądanym kierunku.
Bała się, że słuchawkę podniesie Klaudia Wasiliewna. Mama Sławka uważa z pewnością, że czas deputowanego jest zbyt drogi i na uroczystą rozmowę z uczennicą nie warto tracić nawet minutki..
Zaraz po balu maturalnym Sławka rodzice mieli wywieźć na jakieś letnisko i Lidka straci wszelkie preteksty, by dzwonić na domowy telefon Zarudnych. Dlatego liczyła na to, że słuchawkę podniesie Sławek i wtedy, pogadawszy przez chwilę o niczym, będzie się można umówić na wizytę.
Ale przecież nie mogła się spodziewać, że...
- Lida? Aaa, witaj... Jak tam egzaminy?
Zamknęła oczy, kurczowo ściskając w dłoni słuchawkę.
Chciała powiedzieć Andrzejowi Igorowiczowi, że ją uratował i przywrócił życiu. Że gdyby nie on, to któregoś dnia z pewnością rzuciłaby się z balkonu, choć to tylko trzecie piętro. Że strasznie żałuje, iż ostatnio nie mogła się z nim spotkać, porozmawiać i pograć w stołowego hokeja. Ale liczy na to, że zobaczą się, na przykład na maturalnym balu, choć najbardziej ze wszystkiego na świecie chciałaby zobaczyć się z nim w jego domu.
- Dzień dobry, Andrieju Igorowiczu...Jakie egzaminy?
Uśmiechała się głupio i przyszło jej do głowy, ze to dobrze, iż rozmówca nie może zobaczyć jej szczenięcej radości...
Z matematyki mimo wszystko dostała tróję. Choćby nie wiedzieć jak długo ślęczało się nad podręcznikiem w ostatnią noc przed egzaminem, nie sposób uzupełnić straconych na półrocznym wagarowaniu wiadomości. Może by się jakoś wyrobiła na starych tematach, które przerabiali jeszcze w ósmej klasie - ale pechowo trafiła na kartkę z równaniami. Za to z historii otrzymała piątkę: Michaił Feoktistowicz nawet nie dosłuchał do końca obszernej odpowiedzi, machną ręką, postawił „bardzo dobrze” i Lidka oddała się bezgranicznej radości, którą tylko troszeczkę psuła świadomość, że u Feo wszystkie dziewczyny otrzymały oceny bardzo dobre. „Mądry staruszek - oznajmił Rysiuk. - Domyśla się, że na uniwerek i tak żadna z was się nie dostanie i bal debiutantek zobaczycie jak własne uszy bez lustra. Absolutnie nieszkodliwa, darmowa masa piątek”.
Lidka radośnie potrząsnęła głową:
- Andrieju Igorowiczu, z historii dostałam „piątkę”!
- Gratuluję! - ucieszył się szczerze rozmówca, a Lidka nagle się przestraszyła, że zaraz uprzejmie złoży jej życzenia i położy słuchawkę.
- Andrieju Igorowiczu, przyjdziecie na bal maturalny Sławka? - zapytała pospiesznie i nie było to pytanie, a sformułowanie życzeń, stworzenie prawdopodobieństwa, sprzyjającego ziszczeniu się jej pragnienia. Zdaje się, że nazywano to „warunkiem powodzenia”.
- Nie - odpowiedział deputowany Zarudny, jednym słowem unicestwiając wszystkie jej plany. - W żaden sposób nie dam rady, Lido. Sprawy bieżące...
Lidka milczała. Rozmówca nie mógł zobaczyć jej twarzy, z pewnością trzeba było powiedzieć coś w rodzaju: „Jakże mi przykro”.
Z jakiegoś powodu, którego sama nie potrafiła sprecyzować, liczyła na ten wieczór. Po uroczystym powitaniu absolwentów zacznie się kolacja, potem tańce, i będzie można jeśli nie porozmawiać, to chociaż postać obok.
- Andrieju... Igorowiczu... chciałam wam powiedzieć...
Pauza.
- Co, Lido?
Drogocenne sekundy czasu deputowanego płyną bez pożytku i wsiąkają, jak woda w piasek.
- Chciałaś mi powiedzieć coś ważnego?
Lidka otworzyła oczy.
- Tak. Coś ważnego.
- To przyjdź do zoo - odezwał się wesoło deputowany, Lidce zaś wydało się nagle, że się przesłyszała.