W okno uderzył kamień. Szkło pękło z łoskotem, do klasy sypnęły się odłamki, a poryw jesiennego wiatru wniósł czyjś śmiech i tupot nóg...
* * *
Wypracowanie
UCZENNICY MŁODSZEJ GRUPY
Klasy IV B
LIDII SOTOWEJ
na temat: „Gdzie kryją się ludzie?”
Koniec świata nazywa się naukowo apoka... [skreślone]...lipsą. Zdarzają się wtedy wielkie nieszczęścia. Padają ogniste deszcze. Wszyscy ludzie by zginęli, gdyby nie Wrota.
Nikt nie wie, jak są zbudowane. Łamią sobie nad tym głowy naukowcy z całego świata. Niektórzy mówią, że Wrota stworzyli Kosmici, ale to ante... [skreślone] antynaukowa bzdura.
Wrota otwierają się tam, gdzie ludzie mogą je znaleźć. Otwierają się one w kilku miejscach. Ludzie wkraczają we Wrota i przebywają tam straszny czas. Wewnątrz Wrót mija zaledwie trzydzieści sześć godzin. Potem oni wychodzą z Wrót - i rozpoczyna się nowy cykl życia.
Ten, kto w porę nie zdąży dostać się do Wrót, oczywiście zginie. Dlatego ludzie powinni spieszyć do nich bardzo szybko. Mężczyźni powinni przepuszczać do Wrót kobiety i tych, co nie mogą szybko biegać.
O tym, gdzie otworzyły się wrota powiadamia służba O.P. Trzeba bardzo uważnie słuchać radiowych komunikatów i biec nie ku najbliższym Wrotom, a ku tym, które wskaże służba. W przeciwnym razie we Wrotach zrobi się zator...
OCENA: cztery minus
UWAGI: Ucz się formułować myśli bardziej jasno. Dlaczego cały czas używasz słów „oni”, „one”? Staraj się wybierać inne słowa.
ZADANIE: Napisz dwadzieścia razy w zeszycie słowo: „apokalipsa”.
* * *
- Dziewiąta B! Proszę się nie rozchodzić!
O tej porze liceum wydawało się niezwykle obszerne. Starsza grupa opuściła jego mury wiosną, zostawiając budynek na pastwę średniaków i młodszych. Znikł gdzieś zwykły tłok na korytarzach, rozkłady lekcji zmieniły się na dogodniejsze, ale nad wszystkimi - osobliwie podczas pierwszych dni - wisiało poczucie straty.
Jesienią na zajęciach pojawi się tylko młodsza grupa. Oczywiście, jeżeli w ogóle będzie jakaś jesień...
- Ej, Chucherko, co się tam u was stało?
Ktoś chwycił Lidkę za rękaw; szarpnęła się, jakby uderzono ją prądem.
- Coś ty? - zdziwił się Sławek Zarudny.
Lidka wstrzymała oddech; serce waliło jej w piersi jak oszalałe.
- Więc co się stało?
- Szybę wybili... Już drugi raz.
- To te łobuzy z dwieście piątej szkoły. - Sławek spochmurniał. - Przedwczoraj Miszka oberwał po dziobie.
- No to teraz wy im obijcie dzioby.
Sławek się uśmiechnął.
- Widzicie ją, mądralę...
Ujął ją za rękę. Nie ścisnął mocno, tylko tak, leciutko:
- Jaką macie następną lekcję?
Lidka mimo woli rozejrzała się wokół, czy nie widać gdzieś Rysiuka prześmiewcy.
- Matematyka...
- A ja mam dyżur w muzeum... - oznajmił Sławek jakimś osobliwym tonem.
Z na poły otwartych drzwi klasy ciągnęło chłodem. Wybite okno pospiesznie zakrywano jakimś arkuszem kartonu.
- Słyszysz, Chucherko? W muzeum, będę kurze ścierał. Zwolnili mnie z wuefu.
- Winszuję - skwitowała Lidka.
Sławek lekko się zmieszał:
- No to... będziesz wiedziała, dokąd przyjść, jeżeli u was odwołają matematykę?
- Nie odwołają - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Sam zobacz, ile pustych klas...
- No to sama sobie odwołaj...
Lidka uśmiechnęła się nie bez kpiny.
W grupie średniaków owszem, można było czasem opuścić lekcję. Ale nieobecność Lidki matematyczka zauważy natychmiast - puste miejsce w pierwszej ławce, pod samym nosem. Nawet gdyby Rysiuk niczego nie mówił, ale on oczywiście nie będzie milczał...
Zabrzęczał dzwonek na lekcję i pojawiła się matematyczka, dzwoniąca kluczami niczym strażnik więzienny - na jej zajęcia oddano gabinet obrony cywilnej, zwykle zamknięty na trzy spusty. Znajdowały się w nim maski przeciwgazowe, akwalungi, rakietnice i inne drogie urządzenia, łakomy kąsek dla złodziejów. A kradzieże ostatnio stały się zjawiskiem powszechnym, nawet w liceum, pomimo nieustannych dyżurów milicji.
Uczniowie młodszej B korowodem ruszyli po schodach w górę, a spojrzenie matematyczki zatrzymało się na Lidce:
- Sotowa, przynieś, proszę, kilka kawałków kredy z magazynku, w gabinecie O.C. zawsze jej brakuje. Tylko szybko, na jednej nodze.
- Aha... - zgodziła się Lidka. - Zaraz...
Popłynęła pod prąd - koleżanki i koledzy z klasy szli w górę, ona w dół. Na drugie piętro, po nawoskowanym parkiecie, na prawo i prosto korytarzem - tam, gdzie obok pokoju nauczycielskiego i niewielkiego szkolnego muzeum, znajdował się magazynek.
Na widok zwykłego tu ruchu zapomniała o strachu. Nauczyciele wyglądali, jakby nic się nie stało; a znajome ściany zdawały się mówić: nic ci się nie stanie, bo nic ci się stać nie może. Świat jest niewzruszony... dopóki dorośli zachowują spokój.
Na chwilę wstrzymała oddech i zmusiła się do uśmiechu.
W drzwiach muzeum stał Sławek Zarudny. Gestem gospodarza kręcił kluczem nałożonym na palec. Ujrzawszy Lidkę, uśmiechnął się szeroko i chyba nawet poczerwieniał.
- Odwołali lekcję?
- Nie, przyszłam po kredę - odparła Lidka, nie patrząc mu w oczy.
Sławek pomarkotniał. Miał już prawie siedemnaście lat, ale do tej pory nie nauczył się ukrywania swoich uczuć.
- Posłuchaj, Chucherko, a może po lekcjach?
- Po lekcjach przyjdzie po mnie ojciec - Lidka zrozumiała, że przykro jej jest skwitować prośbę Sławka odmową. Sławek to dobry chłopak, kręcą się koło niego przynajmniej trzy dziewczyny i każda z nich na miejscu Lidki natychmiast zapomniałaby o matematyce.
- A co mi chciałeś pokazać? - spytała, zwodniczo obojętnym tonem. - Może minuta wystarczy?
- Minuta?! - poderwał się Sławek.
Wizyty w muzeum znudziły się Lidce już w drugiej klasie. Zakurzone eksponaty znała niemal na pamięć - oczywiście tylko tę ich część, którą wystawiono dla zwiedzających. Uczniowie mówili, że w zamkniętej części muzeum, do której wstęp mieli tylko nauczyciele i absolwenci, od trzech już lat znajdowała się mumia: - okopcony trup człowieka, który swego czasu nie zdążył dobiec do Wrót; ciała nieszczęśników zwykle zamieniają się w popiół, ale archeologom (albo zwykłym budowlańcom) zdarza się niekiedy znaleźć w jakiejś piwnicy takie właśnie okopcone ciała. I tylko archeolog potrafi orzec, czy taki człowiek żył przed dziesięcioma cyklami, czy znać go mogli jeszcze w zeszłym cyklu twoi rodzice...
Lidka nie lubiła takich myśli i nawet się ich bała.
- Poczekaj, Zarudny.
Weszła do składziku. Wzięła trzy kawałki kredy - czerwoną, niebieską i białą. Zawinęła je w papier - nie znosiła zapachu kredy na palcach; dlatego też nie lubiła odpowiedzi przy tablicy.
Sławek czekał przy wejściu do muzeum.
- Posłuchaj. Chucherko, wejdź choć na minutkę...