Выбрать главу

Linda Coldren otworzyła drzwi, zanim zapukał.

– Co się stało? – spytała.

Twarz miała ściągniętą, co uwydatniło jej wysokie kości policzkowe. Spojrzenie nieobecne, zgaszone. Nie spała tej nocy. Stres, troska, niepewność dały się jej we znaki. Była silna. Próbowała stawić czoło sytuacji. Jednak zniknięcie syna zaczynało ją powoli zżerać.

Myron pokazał kasetę.

– Ma pani magnetowid? – spytał.

W lekkim otępieniu zaprowadziła go do telewizora, w który patrzyła wczoraj, kiedy się poznali. Z pokoju w głębi wyłonił się Jack Coldren z workiem golfowym na ramieniu. On również wyglądał na wyczerpanego. Pod oczami miał mięsiste worki, przypominające miękkie kokony. Błysnął powitalnym uśmiechem, ale tak nikłym jak płomień w zapalniczce, w której się skończył gaz.

– Cześć, Myron.

– Cześć, Jack.

– Co się dzieje?

Myron wsunął kasetę do magnetowidu.

– Znają państwo kogoś, kto mieszka przy Green Acres Road? – zagadnął.

Jack i Linda spojrzeli na siebie.

– Dlaczego pan o to pyta? – zdziwiła się Linda.

– Zeszłej nocy obserwowałem wasz dom. Ktoś wyszedł stąd przez okno.

– Przez okno? – Jack zmarszczył brwi. – Które?

– Okno sypialni waszego syna.

Zapadła cisza.

– A co to ma wspólnego z Green Acres Road? – spytała Linda.

– Podążyłem za nim. Skręcił w Green Acres Road i zniknął… – albo w jednym z domów, albo w lesie.

Opuściła głowę.

– Przy Green Acres Road mieszkają Squiresowie – rzekł Jack, robiąc krok do przodu. – Najbliższy kolega Chada, Matthew.

Myron skinął głową. Nie był zaskoczony. Włączył telewizor.

– To taśma z banku First Philadelphia – wyjaśnił.

– Skąd pan ją ma? – spytał Jack.

– Nieważne.

Otworzyły się drzwi wejściowe i wszedł Bucky. Ubrany dziś w spodnie w kratę i żółtozieloną koszulę, starszy pan wkroczył do pokoju, po swojemu wyciągając szyję.

– Co robicie? – spytał.

Nie odpowiedzieli.

– Pytam…

– Oglądamy, tato – odparła Linda.

– Aha – rzekł cicho Bucky, przysuwając się bliżej. Myron przełączył na trzeci kanał i wcisnął odtwarzanie.

Wpatrzyli się w ekran. Myron już widział to nagranie. Obserwował więc twarze, rejestrując reakcje.

W telewizorze pojawił się podjazd do bankomatów. Kamera patrzyła z góry, czarno-biały szerokokątny obraz bez dźwięku był nieco zniekształcony przez efekt rybiego oka. Myron nastawił taśmę na właściwy moment. Niemal natychmiast w polu widzenia pojawił się samochód. Kamera filmowała od strony kierowcy.

– To samochód Chada – oznajmił Jack Coldren.

W napiętym milczeniu patrzyli, jak szyba auta zjeżdża w dół. Pomimo nieco dziwnego kąta widzenia – z góry, od strony bankomatu – nie ulegało wątpliwości, że za kierownicą siedzi młody Coldren. Chad wychylił się z okna, wsadził kartę w otwór i postukał palcami w guziki jak wytrawna stenografka.

Na twarzy miał promienny, uszczęśliwiony uśmiech.

Gdy jego palce zakończyły małą rumbę, rozsiadł się w samochodzie. Czekając, na chwilę odwrócił się od kamery w stronę fotela dla pasażera. Ktoś tam siedział. Myron znów zbadał reakcje Coldrenów. Linda, Jack i Bucky mrużyli oczy, próbując robić dobrą minę do złej gry, ale się nie dało. Chad obrócił roześmianą twarz do kamery, wyjął pieniądze, chwycił kartę, cofnął się do środka, zamknął okno i odjechał.

Myron wyłączył magnetowid i czekał. W pokoju zapadło milczenie. Linda Coldren wolno podniosła głowę. Nie zmieniła miny, lecz broda drżała jej z napięcia.

– W samochodzie był ktoś jeszcze – powiedziała. – Może mierzył do Chada z pistoletu albo…

– Przestań! – krzyknął Jack. – Widziałaś jego minę, Lindo! Na miłość boską, widziałaś jego uśmiechniętą, zadowoloną gębę!

– Znam mojego syna. Nie zrobiłby tego.

– Wcale go nie znasz – odparował Jack. – Spójrz prawdzie w oczy. Żadne z nas go nie zna.

– Na pewno jest inaczej – nie dała za wygraną, mówiąc bardziej do siebie niż do nich.

– Tak? – Poczerwieniały Jack wskazał telewizor. – No to jak wytłumaczysz to, co przed chwilą widzieliśmy? Ha? Śmiał się. Świetnie się bawi naszym kosztem. – Zamilkł, zmagając się z jakąś myślą. – Moim kosztem – poprawił się.

Linda posłała mu długie spojrzenie.

– Idź grać, Jack – powiedziała.

– Tak właśnie zrobię.

Jack Coldren podniósł worek. Spojrzenia jego i Bucky’ego spotkały się. Starszy pan milczał. Po policzku spłynęła mu łza, Jack oderwał od niego wzrok i ruszył do drzwi.

– Jack? – zawołał Myron. Coldren zatrzymał się.

– Mimo wszystko może być inaczej, niż się zdaje.

– Jak to?

– Namierzyłem, skąd do was wczoraj dzwoniono – wyjaśnił Myron. – Z automatu w galerii handlowej.

Opowiedział im w skrócie o wizycie w galerii Grand Mercado i o Paskudzie. Z twarzy Lindy zaczęła znikać nadzieja, wypierana przez rozpacz i konsternację. Myron świetnie rozumiał jej uczucia. Pragnęła, żeby syn był bezpieczny, a zarazem za nic nie chciałaby porwanie okazało się okrutnym żartem. Parszywy dylemat.

– To dowód, że Chad jest w niebezpieczeństwie – oznajmiła, kiedy skończył.

– To żaden dowód – odparł z lekkim rozdrażnieniem Jack. – Bogate dzieciaki też przesiadują w centrach handlowych i ubierają się jak punki. To pewnie kolega Chada.

Linda znów surowo spojrzała na męża.

– Idź grać, Jack – powtórzyła wyważonym tonem. Jack otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował.

Pokręcił głową, poprawił worek na ramieniu i wyszedł. Bucky przemierzył pokój. Chciał przytulić córkę, lecz ona zesztywniała pod jego dotykiem. Odsunęła się od niego, badając wzrokiem twarz Myrona.

– Pan też myśli, że Chad upozorował porwanie – powiedziała.

– Wyjaśnienie Jacka jest sensowne.

– Dlatego zaniecha pan poszukiwań?

– Nie wiem – odparł Myron.

Wyprostowała się.

– Jeśli pan się nie wycofa… – zaczęła – przyrzekam, że podpiszę z panem kontrakt.

– Lindo…

– Czyż nie po to pan się tutaj zjawił? Chce mnie pan reprezentować. Dobrze, umowa jest taka. Pan się nie wycofa, a ja podpiszę, co tylko pan chce. Bez względu na to, czym okaże się to porwanie. Podpisanie umowy z najwyżej sklasyfikowaną golfistką na świecie to chyba duża sprawa.

– Owszem.

– Więc jak? – Wyciągnęła rękę. – Umowa stoi?

Myron zatrzymał ręce przy sobie.

– Pozwoli pani, że o coś spytam.

– O co?

– Skąd u pani tak silne przekonanie, że to nie mistyfikacja?

– Ma mnie pan za naiwną?

– Nie. Po prostu chcę wiedzieć. Opuściła rękę i odwróciła się od niego.

– Tato?

– Hmm? – spytał Bucky z taką miną, jakby ocknął się z oszołomienia.

– Mógłbyś zostawić nas samych?

– A! – powiedział Bucky, wyciągając szyję raz i drugi. Szczęście, że nie był żyrafą. – Tak, dobrze, zresztą i tak chciałem jechać do Merion.

– Więc jedź. Tam się spotkamy.

Kiedy zostali sami, Linda zaczęła chodzić po pokoju. Myron znów znalazł się pod urokiem jej urody – paradoksalnego połączenia piękna, siły i delikatności. Mocnych, muskularnych rąk, a przy tym długiej, smukłej szyi. Rysów wyrazistych i ostrych, a przy tym miękkich chabrowych oczu. Znał określenie „subtelna uroda”, ale to nie odnosiło się do Lindy.

– Nie przywiązuję dużej wagi do – Linda zakreśliła palcami w powietrzu cudzysłów – kobiecej intuicji i bzdur w rodzaju „matka zna syna najlepiej”. Ale wiem, że Chad jest w niebezpieczeństwie. Nie zniknąłby z takiego powodu. Wszystko jedno jak to wygląda, nie upozorował porwania.