– To było dawno temu, panie Bolitar. Poznaliśmy się niedługo potem. Zakochaliśmy. Przestał pić. I zaraz potem kupił tawernę… wiem, wiem, że brzmi to dziwnie. Alkoholik właścicielem baru. W jego przypadku zdało to egzamin. Kupiliśmy również ten dom. Myślałam… myślałam, że wszystko jest dobrze.
Myron odczekał chwilę.
– Czy pani mąż z rozmysłem podał Jackowi Coldrenowi zły kij? – spytał.
To pytanie jej nie zaskoczyło. Nie śpieszyła się z odpowiedzią, skubiąc guziki przy bluzce.
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Nigdy nie mówił o tym incydencie. Nawet ze mną. Ale coś w sobie dusił. Czyja wiem, może nawet poczucie winy. – Wygładziła dłońmi spódnicę. – To wszystko jest dziś bez znaczenia, panie Bolitar. Jeśli nawet Lloyd żywił urazę do Jacka, to już nie żyje.
Myron szukał sposobu, jak spytać ją o to taktownie, ale nie znalazł.
– Wydobyli jego ciało, pani Rennart? – rzekł wreszcie. Słowa te spadły na nią jak hak boksera wagi ciężkiej.
– To… to… to… – zająknęła się – była głęboka przepaść. W żaden sposób… peruwiańska policja oświadczyła, że nikogo nie spuszczą na dół. Że to zbyt niebezpieczne. Zresztą Lloyd nie mógł przeżyć. Napisał list. Zostawił tam ubranie. Nadal mam jego paszport…
Głos ją zawiódł.
Myron skinął głową.
– Oczywiście, rozumiem – rzekł.
Lecz kiedy stamtąd wyszedł, świadom był, że nie rozumie niczego.
Rozdział 23
Tito, Paskudny Faszysta, nie pojawił się w Gospodzie Parkera.
Myron siedział w samochodzie po drugiej stronie ulicy. Nienawidził śledzenia. Choć tym razem się nie nudził, prześladowało go wspomnienie zdruzgotanej miny Francine Rennart. Bał się, jakie skutki wywrze jego wizyta na tej kobiecie, w milczeniu zmagającej się z własnym bólem. Przyszedł i brutalnie wyważył z zawiasów drzwi szafy, w której głębi zamknęła swe demony. Próbował ją pocieszyć. Ale co w końcu mógł jej powiedzieć?
Nadszedł czas zamknięcia baru. Nadal śladu Tita. W przeciwieństwie do jego kamratów. Podziemniak i Ucieczka przybyli o wpół do jedenastej, wybyli o pierwszej w nocy. Ucieczka kuśtykał o kulach, bez wątpienia po podstępnym kopniaku w kolano. Myron uśmiechnął się. Małe zwycięstwo, a cieszyło.
Podziemniak otaczał łapą szyję dziewoi z włosami tlenionymi na planecie Kiepskich Farb. „Blondyna” wyglądała w sam raz na amatorkę wydziarganych skinów, czyli, mówiąc to samo nieco inaczej, na bywalczynię Jerry Springer show.
Dwaj koledzy Paskudy zatrzymali się pod ścianą, by opróżnić pęcherze. Podziemniak odcedzał kartofle, nie wypuszczając z objęć partnerki. Chryste! Na tę ścianę sikało tylu, że rodziło to pytanie, czy w spelunce Parkera w ogóle jest ubikacja. Skinheadzi odbili od muru. Podziemniak wsiadł od strony pasażera do forda mustanga, który poprowadziła „Blondyna”. Kuśtykając, Ucieczka wgramolił się na własny rydwan, przypominający motor. Kule przytroczył z boku. Pojazdy odjechały w przeciwnych kierunkach.
Myron postanowił ruszyć za Ucieczką. Masz wątpliwości, podążaj za słabszą zwierzyną.
Trzymał się z daleka, zachowując maksymalną ostrożność. Lepiej zgubić zwierzaka, niż ryzykować, że cię spostrzeże. Nie śledził go długo. Trzy przecznice dalej Ucieczka zatrzymał się i wszedł do podłej rudery. Farba odchodziła od jej ścian płatami wielkości pokryw włazów kanałowych. Dach nad gankiem, pod którym zwaliła się jedna z kolumn, wyglądał, jakby go naderwał jakiś olbrzym. Dwa okna na piętrze ziały pustką niczym oczy pijaka. Ta straszliwa ruina oparła się rozbiórce zapewne tylko dlatego, że inspektor budowlany z pustego śmiechu na jej widok nie był w stanie wypisać nakazu zburzenia.
No dobra, i co teraz?
Myron czekał godzinę, ale nic się nie stało. W jednym z pokojów zapaliło się światło i zgasło. I tyle. Wszystko wskazywało na to, że tracił czas.
Co robić?
Nie znalazł odpowiedzi, więc zmienił nieco pytanie.
Co na moim miejscu zrobiłby Win?
Rozważyłby ryzyko. W tak dramatycznej sytuacji należało przede wszystkim ratować szesnastoletniego chłopca, któremu odcięto palec jak zbędną nić.
Czas wcielić się w Wina. Myron skinął głową.
Wysiadł z samochodu. Upewniwszy się, że nikt go nie widzi, zaszedł ruderę od tyłu. Podwórko tonęło w ciemnościach. Brnąc przez trawę na tyle wysoką, że skryłaby oddział Wietkongu, co jakiś czas potykał się o pustaki, grabie, stosy puszek. Dwukrotnie walnął w coś golenią; zmełł w ustach przekleństwa.
Tylne drzwi zabito sklejką. Za to okno po lewej stało otworem. Zajrzał do środka. Ciemno. Ostrożnie wdrapał się do kuchni.
W nos uderzył go odór odpadków. Zabrzęczały muchy. Na moment zląkł się, że odkryje trupa, ale prędzej był to bukiet zapachów ze śmietnika sklepu7-Eleven niż smród rozkładającego się mięsa. Stąpając na palcach i unikając dziur w podłodze, sprawdził inne pomieszczenia. Ani widu porwanego. Ani śladu związanego szesnastolatka. Żywej duszy. Za odgłosem chrapania dotarł do pokoju, w którym z ulicy widział światło. Ucieczka leżał na wznak. Spał. Beztrosko.
Trzeba to było zmienić. Myron podskoczył i wylądował na jego spuchniętym kolanie. Ucieczka rozwarł szeroko oczy. Gdy otwierał usta do krzyku, Myron zamknął mu je mocnym ciosem, w jednej chwili usiadł na nim okrakiem i przystawił pistolet do policzka.
– Krzykniesz, zginiesz – ostrzegł.
Ucieczka wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczami. Z ust ciekła mu krew. Nie krzyknął. Lecz Myron nie był z siebie zadowolony. Krzykniesz, zginiesz? Mało oryginalna odzywka.
– Gdzie jest Chad Coldren? – spytał.
– Kto?
Wsunięta w zakrwawione usta lufa pistoletu uderzyła w zęby, kneblując skina.
– Zła odpowiedź!
Ucieczka milczał. Kozaczek. A może… może nie mógł nic powiedzieć z powodu lufy w ustach. Pomalutku, Bolitar. Z nieprzejednaną miną Myron powoli wyjął lufę.
– Gdzie jest Chad Coldren? – powtórzył. Ucieczka zachłysnął się, łapiąc powietrze.
– Nie wiem, o czym pan mówi, jak Boga kocham! – odparł.
– Ręka.
– Co?
– Daj rękę.
Ucieczka uniósł rękę. Myron chwycił ją za nadgarstek, wykręcił, złapał za środkowy palec, zwinął go i docisnął do dłoni. Chłopak podskoczył z bólu.
– Nie potrzebuję noża. Mogę za to zmiażdżyć ci palec.
– Nie wiem, o czym pan mówi – wydusił z siebie skin. – Przysięgam!
Po zwiększeniu nacisku Ucieczka znów podskoczył. Myron nie chciał złamać mu kości. Lekko się uśmiechnij, przykazał sobie. Tak robi Win. Leciutko się uśmiecha. Niechaj ofiara myśli, że stać cię na najgorsze, serce masz zimne jak głaz i pewnie lubisz zadawać ból. Niech cię tylko nie uzna za kompletnego czuba, niepanującego nad sobą świra, który tak czy owak zrobi ci krzywdę. Zachowaj miarę.
– Proszę…
– Gdzie jest Chad Coldren?
– Tak, byłem tam, kiedy Tit na pana napadł. Obiecał, że da mi stówę. Ale nie znam żadnego Chada Coldrena.
– Gdzie jest Tit? Co za przezwisko!
– Pewnie na chacie. Nie wiem.
Na chacie? Staroświecki żargon w ustach neofaszysty? Ot, ironia życia.
– Czy Tito zwykle siedzi z wami w Gospodzie Parkera?
– No, ale dziś się nie pokazał.
– A miał wpaść?
– Chyba. Nie gadamy o tym.
Myron skinął głową.
– Gdzie mieszka? – spytał.
– Na Mountainside Drive, tej samej ulicy co ja. Trzeci dom na lewo za zakrętem.
– Jeżeli kłamiesz, wrócę i wydłubię ci oczy.
– Nie kłamię. Na Mountainside Drive.
– Po co ci to?
Myron lufą pistoletu wskazał swastykę.
– Co?
– Ta swastyka, cymbale.
– Jestem dumny ze swojej rasy.