Выбрать главу

— Panie — odezwał się Stile.

— Chwilowo jesteśmy równi — odparł obywatel. Był wysoki, przystojny, o dobre dziesięć lat starszy od Stile’a i tak pewny siebie, jak mógł być tylko obywatel. — Chodźmy porozmawiać. — Ujął Stile’a za łokieć, kierując go ku ławce.

— Tak, panie — zgodził się ciągle jeszcze oszołomiony Stile.

Pierwszy mecz i musiał trafić na obywatela! Oczywiście wiedział, że obywatele też uczestniczą w Turnieju, ale nie przygotował się wcześniej do takiej sytuacji. Na Protonie istniały tylko dwie klasy: obywatele i niewolnicy. Bogaci i biedni. Stile, tak jak każdy niewolnik, zatrudniony był przez jednego z obywateli; niewolnik nie mający pracodawcy był po bardzo krótkim czasie wydalany z Protonu, a nawet ten zatrudniony nie mógł, poza bardzo ograniczonymi wyjątkami, przebywać na Protonie dłużej niż przez dwadzieścia lat. Wyjątki te związane były. z Turniejem.

Obywatel podprowadził Stile’a do ławki i usiadł obok. Usunęło to jego trzydziestocentymetrową przewagę wzrostu, lecz nie nieporównanie większą przewagę statusu.

— Znany jestem powszechnie jako Strzelec. Może o mnie słyszałeś?

Stile przeżył drugi szok.

— Zwycięzca Turnieju sprzed… piętnastu lat! Oglądałem tę grę… panie.

Strzelec uśmiechnął się.

— Tak, byłem jak i ty niewolnikiem. Zostałem obywatelem, wygrywając Turniej. Lecz pokusa udziału w Grze ciągle mnie tu sprowadza. Z tego nigdy nie można się wyleczyć! A kim ty jesteś?

— Panie, ja…

— Ach, właśnie sobie przypomniałem! Stile to przydomek jednego z najlepszych obecnie graczy. Nie wiedziałem, że skończył się twój kontrakt.

— Zostały mi jeszcze trzy lata, panie. Miałem kłopoty z pracodawcą.

— Rozumiem. A więc wszystko albo nic. To prawdziwa przyjemność! Uczestniczyłem w wielu Turniejach, lecz za każdym razem kiedy moim przeciwnikiem zostawał niewolnik, wybierał nieodmiennie gry losowe, a kilka takich pojedynków pod rząd szybko mnie eliminowało. Trudno pokonać przeciwnika, który nie wierzy, że może zwyciężyć. Jestem pewien, że z tobą będzie inaczej.

— Tak, panie — przyznał Stile. — Nie lubię gier losowych.

Nie lubił też grać z obywatelami, ale tego nie mógł głośno powiedzieć. Ze wszystkich ludzi, którzy mogli być jego przeciwnikami, właśnie ten! Zwycięzca Turnieju! Nic dziwnego, że przeciwnicy Strzelca w poprzednich Turniejach — jako obywatel mógł w nich uczestniczyć, kiedy tylko chciał, gdyż nie obowiązywały go prawa ograniczające niewolników — unikali uczciwej gry. Gry losowe dawały im przynajmniej pięćdziesiąt procent szans, podczas gdy normalnie skazani byli na porażkę. Słabsi gracze często korzystali z opcji LOSOWE, lepsi unikali jej, a mistrzowie pragnęli, by konkurencje te zostały wyeliminowane z rozgrywek.

Stile miał zaledwie dwadzieścia lat — lecz już był wiernym kibicem Turnieju — gdy Strzelec wywalczył sobie zwycięstwo, trafiając sześć kaczek, podczas gdy jego przeciwnik zestrzelił tylko trzy. Wysoko kwalifikowany gracz, który przyjął przydomek przypominający mu o zwycięstwie.

Było to jednak dosyć dawno temu. Strzelec mógł stracić formę, zapomnieć to, co umiał. Chyba że ćwiczył. Ale czy obywatel chciałby się czymś takim zajmować? Wygrywając Turniej, nic nie zyskiwał. Jako obywatel miał przecież prawie z definicji, wszystko. Niezmierzone bogactwa, władzę i prestiż. Kiedy zobaczył śliczną niewolnicę, mógł zatrudnić ją, wykorzystać i zwolnić, wszystko w ciągu jednej godziny. A jej nawet nie przyszłoby do głowy zaprotestować. Obywatel mógł mieć cały dom pełen człekokształtnych robotów, zupełnie nie różniących się od prawdziwych ludzi (chyba że się już je poznało, co nie zabiera wiele czasu), gotowych spełnić każdą jego zachciankę. Wszystkie dostępne w galaktyce luksusy miał do swojej dyspozycji, nie mówiąc już o najbardziej nawet egzotycznych rozrywkach. Nic dziwnego, że wielu obywateli porastało sadłem i traciło chęć do robienia czegokolwiek.

— Chyba potrafię zgadnąć, o czym myślisz — stwierdził obywatel. — I mogę rozproszyć twe wątpliwości. Nie jestem w takiej formie jak wtedy, ale zawsze starałem się ćwiczyć i dalej jestem groźnym przeciwnikiem. Oczywiście brak mi teraz motywacji; zwycięstwo nic mi nie da, a klęska niczego nie odbierze. Ale miło byłoby wygrać.

Głos komputera oszczędził Stile’owi konieczności odpowiedzi.

— Uwaga, uczestnicy. Zakończono właśnie rejestrację. Zgłosiło się czterysta obywateli, sześciuset niewolników i dwudziesta czterech cudzoziemców. W każdej rundzie następować będzie losowanie przeciwników. Zasadą Turnieju jest podwójna eliminacja; dopiero dwie porażki usuwają uczestnika z gry. Niewolnicy, którzy przejdą do rundy, w której pozostanie już tylko sześćdziesięciu czterech graczy, otrzymają w nagrodę przedłużenie kontraktu o rok. Dla tych, którzy przejdą do wyższych rund, nagroda jest odpowiednio większa. Zwycięzca Turnieju otrzyma obywatelstwo Protonu. W konkurencjach, w których możliwa jest obiektywna ocena, sędzią będzie komputer; tam gdzie ocena z konieczności musi być subiektywna, podliczane będą głosy widowni; w specjalnych przypadkach sędziować będą zespoły ekspertów. Wyjątkowe gry nagradzane będą premiami. Łamanie przepisów karane jest wykluczeniem z rozgrywek. — Nastąpiła chwila przerwy; to komputer przełączał się na poszczególne sektory. — Para 276 zamelduje się przy planszy.

Dwoje niewolników, kobieta i mężczyzna, pospiesznie wstało i podeszło do planszy ustawionej pośrodku pomieszczenia. Rozpoczął się proces wyboru konkurencji.

— Przypomina mi to dawne czasy — zauważył z nostalgią Strzelec.

— Tak, panie — zgodził się Stile. Wolałby przyglądać się teraz pojedynkowi pierwszej pary, lecz nie mógł przecież zostawić obywatela. — Dla mnie nie są one jednak takie dawne.

— Dla ciebie, oczywiście, to teraźniejszość — zgodził się obywatel. — Śledziłem od czasu do czasu twoje postępy. Rozegrałeś kilka świetnych pojedynków. Nie wiem, czy nie zawodzi mnie pamięć, lecz wydaje mi się, Jesteś również świetnym jeźdźcem.

— Tak, panie. Bytem czołowym dżokejem — poinformował go Stile.

— Ach, już wiem! Postrzelono cię z lasera; sprawca nieznany.

— Tak, panie. Uszkodzono mi kolana.

— To musiał zrobić obywatel.

— Tak, panie.

— Obywatele sami stanowią dla siebie prawa. — Strzelec uśmiechnął się. — Nie zapominaj, że byłem niewolnikiem przez dziewiętnaście lat, a obywatelem jestem dopiero od piętnastu. Myślę wciąż jak niewolnik. A jednak wątpię, czy nawet obywatel z urodzenia pochwaliłby taki akt barbarzyństwa. Interesy można robić zarówno w legalny, jak i nielegalny sposób, i żaden obywatel nie powinien uciekać się do łamania prawa. Obywatel-awanturnik może stać się niebezpieczny dla innych obywateli i dlatego powinien zostać potraktowany z całą surowością, ze względów praktycznych, jak i prawnych.

— Tak, panie.

— Jak już wiesz, uczestniczę w Turnieju tylko dla rozrywki. Widzę teraz możliwość zwiększenia przyjemności. Pozwól, że zaproponuję ci zakład. Jeśli pokonasz mnie w tej rundzie, obiecuję, że przeprowadzę śledztwo w sprawie twojego postrzału i zawiadomię cię o rezultacie, zanim opuścisz tę planetę. Zgoda?

Żaden niewolnik nie odważyłby się odmówić obywatelowi, a Stile nie miał przecież żadnego powodu, by to zrobić. Tak bardzo pragnął poznać tożsamość swego wroga! A jednak zawahał się.