Stile zdecydował się na wykop z powietrza, poprzedzony symulowanym tylko podaniem. Jego pomocnik przekaże mu tylko piłkę i spróbuje powstrzymać obronę przeciwnika, do czasu gdy Stile wykopie piłkę.
Udało się. Wykop z powietrza był, przynajmniej jak na Stile’a, po prostu piękny, a co więcej, on sam uniknął zgniecenia. Piłka szybko przeleciała nad głowami zwierząt i zaczęła odbijać się i toczyć po boisku. W pobliżu nie było nikogo.
Pierwszy dobiegł do niej Strzelec, grający w obronie. Piłka podskakiwała jednak jak szalona to w jedną, to w drugą stronę, co wynikało zresztą z jej owalnego kształtu i wydawało się symbolizować te zwariowane czasy, w których ją po raz pierwszy wymyślono, i odbiła się od kolana obywatela. Teraz, według dziwacznych reguł tej gry, była to „ruchoma” piłka i dobiegające do niej androidy Stile’a wykazały na tyle inteligencji, by się na nią rzucić. W rezultacie powstała ogromna sterta walczących androidów, lecz drużyna Stile’a odzyskała piłkę na trzydziestojardowej linii pola przeciwnika. Pięćdziesiąt jardów odzyskane!
— Nieźle — zauważył z uśmiechem Strzelec. — Już się bałem, że będzie nudno.
— Żadna z gier Turnieju nie bywa nudna — odparł Stile. — Panie.
Teraz piłka znalazła się w dogodnym dla niego położeniu, ale czy powinien spróbować strzelić gola? Stile nie był pewien. Po prostu nie wierzył, że zdoła przeprowadzić udaną ofensywę i przesunąć piłkę dalej na pole przeciwnika.
A więc nie pozostawało mu nic innego, jak spróbować strzału z miejsca, gdzie właśnie była piłka. Czterdzieści jardów. Nie, Stile wątpił, czy zdoła strzelić tak daleko i precyzyjnie. Skończy się to stratą piłki, chyba że udałoby mu się przedostać bliżej bramki przeciwnika. Jego androidy nie były do tego zdolne, a on sam zbyt niski; nieudane odebranie piłki wyraźnie mu to udowodniło. To była jedyna gra, w której niski wzrost nie mógł mu się na nic przydać.
A może? Androidy nauczono grać z istotami o podobnych do nich rozmiarach i powoli adaptowały się do odmiennych sytuacji. Zwinny akrobata wzrostu Stile’a mógłby pokazać im kilka niezłych sztuczek. Stile był mały, ale wcale nie zaliczał się do słabeuszy, androidy zaś zaprogramowano tek, by oszczędzały ludzi w grze. Można to wykorzystać.
Poinstruował dokładnie swego środkowego gracza, kiedy wszyscy jeszcze leżeli w jednej kupie. — Przekażesz piłkę do mnie. Postaraj się, żebym ją dostał, i pamiętaj, że jestem niższy od twego zwykłego napastnika. Potem zaraz rzucisz się do przodu z szeroko rozstawionymi nogami. Powtarzam: przekażesz piłkę i zablokujesz mnie z przodu, szeroko rozstawiając stopy. Rozumiesz?
Android posłusznie kiwnął głową. Stile miał nadzieję, że stworzenie będzie dokładnie wypełniać polecenia. Te androidy były fizycznie silniejsze, lecz ich stworzone przez naukę mózgi nie osiągnęły takiego stadium rozwoju jak u ludzi. Mówiono, że androidy o miłych dla oka kobiecych kształtach, cieszyły się popularnością u pewnego typu mężczyzn, którzy uważali brak inteligencji za zaletę. Wyspecjalizowane androidy świetnie nadawały się do takich czynności jak czyszczenie rur kanalizacyjnych. Teraz Stile musiał dojść do granic ich możliwości intelektualnych. W prawdziwym footballu, rozgrywanym na Ziemi całe wieki temu, taki android byłby w pełni kompetentnym graczem. Na Protonie sprawy miały się inaczej.
Stworzenie wykonało rozkaz. Stile złapał piłkę, przykucnął i przemknął się między nogami androida. Ociężali umysłowo zawodnicy przeciwnika nie zauważyli, co się stało; pchali się do przodu, szukając gracza z piłką, którego mogliby zablokować. Stile przebił się o pięć, dziesięć; wreszcie piętnaście jardów dalej, zanim sam Strzelec powalił go na ziemię.
— Świetna gra! — stwierdził obywatel, gdy koziołkowali razem po murawie; ich ubrania ochronne zamortyzowały upadek.
Mając piętnaście punktów przewagi, mógł sobie pozwolić na wspaniałomyślność. Powiększająca się wciąż widownia nagrodziła Stile’a brawami.
Stile dotknął piłką ziemi na piętnastu jardach, ale zdecydował, że nie będzie powtarzał tej sztuczki. Zresztą z tego miejsca mógł już strzelić gola, tyle tylko, że wolałby nie znaleźć się w centrum akcji, gdy wszystkie androidy rzucą się na strzelającego.
Poszukał w pamięci — oczywiście, dropkick. Piłka nie była przejmowana przez innego gracza, lecz wykopujący upuszczał ją na ziemię i kiedy się odbiła, kopał ją. W odróżnieniu od wykopu z powietrza, stosując dropkick, można było strzelić bramkę. Wadą była mniejsza, w porównaniu do wykopu z powietrza, precyzja strzału, gdyż piłka mogła odbić się od ziemi w zupełnie niespodziewanym kierunku, zaletą zaś to, że wykop ten nie wymagał dłuższych przygotowań. Szybkość akcji mogła zaskoczyć androidy i umożliwić Stile’owi strzał, zanim zostanie zagrzebany pod górą zawodników.
Postanowił spróbować. Przejął piłkę jako napastnik, cofnął się o kilka jardów i upuścił ją na ziemię. Piłka odbiła się od ziemi, androidy zaś stanęły w miejscu widząc, że nie będzie to wykop z powietrza…
Stile z zadowoleniem obserwował, jak piłka przelatuje między słupkami bramki. Strzał może i nie był zbyt pewny, ale mieścił się w granicach tolerancji. Sędzia zasygnalizował wynik: trzy punkty.
— Prawdziwy dropkick! — zawołał Strzelec. — Nie widziałem go już całe lata! Cudowne! — Wyglądał na bardziej uszczęśliwionego niż Stile.
Teraz przyszła kolej na wykopanie piłki do Strzelca Stile zdecydował się znowu zaryzykować.
— Czy słyszeliście o wykopie ze środka pola? — spytał swoich zawodników.
Popatrzyli na niego zupełnie bezmyślnie. Świetnie zwierzęta nie miały tego w programie. Prawdopodobnie druga strona też tego nie zna, więc Stile mógł liczyć na sukces. Oczywiście Strzelec będzie wiedział, o co chodzi, lecz Stile miał zamiar kopnąć piłkę jak najdalej od niego.
Spróbował i udało się. Drużyna Stile’a odzyskała piłkę w połowie boiska.
— Och, wspaniale! — zawołał obywatel.
Androidy zbiły się w gromadkę wokół Stile’a.
— Numer Jeden przechwyci piłkę — tłumaczył androidom, mając na myśli numer wypisany na koszulce Strzelca. — Otoczcie go, zablokujcie, lecz nie próbujcie przejmować piłki. Ja to zrobię.
Androidy nie zrozumiały, lecz zgodziły się wykonać polecenie.
Stile najpierw wykopał piłkę z powietrza. Tym razem nabrał już wprawy i piłka zawisła wysoko, dając jego drużynie czas na dobiegnięcie do miejsca, w którym miała spaść. Strzelec, zawsze czujny, sam złapał piłkę, zwołując do siebie swoje androidy. W ten sposób obie drużyny utworzyły nieregularne koło wokół niego, a zwierzęta Stile’a usiłowały przedrzeć się przez graczy obywatela, lecz tak, by go nawet nie dotknąć.
Zdziwiony ich ostrożnością obywatel zaczął biec z piłką. W tej właśnie chwili Stile prześlizgnął się między dwójką swoich zawodników, skoczył wysoko i złapał Strzelca za prawe ramię tam, gdzie przyciskał piłkę do boku. Nie uderzył w niego całym ciałem, by nie narażać się na karę ze strony sędziego, lecz mocno szarpnął go za rękę.
Kiedy już wili się na ziemi, piłka szybko przeszła w ręce Stile’a. Stile był prawdziwym mistrzem w takich manewrach, często stosował je w innych grach. I znowu jego zespół znalazł się w posiadaniu piłki.
— Znakomicie — stwierdził Strzelec, trochę mniej entuzjastycznie niż przedtem.
Piłka znalazła się za linią dwudziestu jardów. Jeszcze jeden dropkick i Stile zdobył bramkę. Miał już sześć punktów. I jedenaście minut do końca gry.
Wiedział, że nie powinien ryzykować jeszcze raz tego typu wykopu. Obywatel na pewno zdążył już odpowiednio poinstruować swoje androidy. Stile nie miał co próbować bardziej wyrafinowanych manewrów. Mógł tylko mieć nadzieję, że uda mu się zatrzymać potężny atak obywatela.