— Dzięki, pani. — Nie było go tu tylko jeden dzień, lecz zmiana otoczenia była tak drastyczna, iż wydawało mu się, że upłynęło znacznie więcej czasu.
— Powrócił twój przyjaciel Hulk.
— Świetnie — powiedział Stile. Czuł, że jest jeszcze trochę zesztywniały po wyczerpującej grze w football, ale cieszył się z powrotu, gotów do wysłuchania słów Wyroczni. przyszło do głowy, że zasłona oddzielająca świat nauki od świata magii mogłaby być podobnym zjawiskiem. — Lecz był tam jeszcze jeden pytający, wampir…
— My nigdy nie mieliśmy nic wspólnego z takimi jak on! — zaprotestowała Błękitna Pani.
— Ani też z wilkołakami i jednorożcami — uśmiechnął się krzywo Stile.
Umilkła, lecz wcale nie była udobruchana. Jej mąż z całą pewnością nie utrzymywał kontaktów z podobnymi stworzeniami. Obecność wilkołaków i jednorożców w Błękitnym Królestwie to sprawka Stile’a, który uważał to za zmianę na korzyść. Pani natomiast zaliczała się do konserwatystek.
— Prawdę mówiąc, to był bardzo porządny gość — wyjaśnił Hulk. — W drodze do Wyroczni zabłądziłem, a on właśnie przelatywał, zobaczył, że mam kłopoty, i przybrawszy ludzką postać, zaofiarował mi pomoc. Nie wiedział, że jestem człowiekiem; wziął mnie za małego olbrzyma, czy też ogra, a wszystkie te pseudoludzkie gatunki czują do siebie coś w rodzaju sympatii. Myślę też, że był trochę zaciekawiony moim motocyklem; na Phaze nie ma wielu podobnych urządzeń! Kiedy uświadomiłem sobie, kto przede mną stoi, pomyślałem, że przyjdzie mi stoczyć walkę mego życia, lecz wampir uspokoił mnie, że jego lud żywi się krwią zwierząt hodowanych jedynie w tym celu i dobrze się z nimi obchodzi. W czasie wojny zdarza się im wysysać krew wrogów, lecz nie należy to do reguły. I nigdy nie czynią tego przyjaciołom. Kpił sobie z wiary, że człowiek ugryziony przez wampira sam nim zostaje; to obrzydliwa plotka roznoszona przez zawistne stworzenia. Choć możliwe też jest, że te historie są wynikiem fałszywej interpretacji miłosnych zwyczajów wampirów, w czasie których samiec i samica dzielą się krwią. Opowiadał tak, że wydało mi się to nawet atrakcyjne. Akt dawania i przyjmowania daru. Myślę, że gdybym zakochał się w wampirzej pani, pozwoliłbym jej possać… — Urwał nagle, zawstydzony. — Chyba źle to wyraziłem. Chodziło mi o…
Stile roześmiał się i nawet Pani uśmiechnęła się na chwilę. — Nie należy się wstydzić żadnej z form miłości — stwierdził Stile.
— No, racja — zgodził się Hulk. — I tak sobie rozmawialiśmy, a im dłużej to trwało, tym bardziej mi się podobał. Narysował mi na piasku mapę, żebym mógł bez kłopotów odnaleźć Pałac Wyroczni. A potem zamienił się w nietoperza i odleciał. I wiecie, pokazał mi najkrótszą drogę. Zajechałem w kilka godzin, a poprzednim szlakiem zajęłoby mi to kilka dni.
Hulk znowu wzburzył wodę i fala zniszczyła powstały przedtem na wodzie wzór.
— Coraz trudniej przychodzi mi nie wierzyć w magię. Widziałem, jak człowiek ten przemieniał się, widziałem, jak lata. Był już w Pałacu, gdy tam dotarłem, i zaprowadził mnie do komnaty, w której znajduje się Wyrocznia… Była tam tylko wystająca ze ściany tuba. Poczułem się jak idiota, ale podszedłem i zapytałem: „Jak Stile pokonać ma…” zapomniałem użyć twojego tytułu z Phaze, lecz nie miało to chyba żadnego znaczenia dla Wyroczni. „Jak Stile pokonać ma Ogiera w równej walce na Rożcolimpiadzie?” I tuba odpowiedziała: „Pożyczcie Platynowy Flet”. Nie zrozumiałem, co to ma znaczyć, i prosiłem o wyjaśnienie, lecz tuba milczała.
— Wyrocznia nie lubi głupców — wyjaśniła Pani. — Odpowiada tylko na jedno pytanie i uważa, nie obraź się ogrze, wszystkich ludzi za głupich.
Hulk uśmiechnął się. Najwyraźniej otrzymał jako przydomek nazwę istoty, którą najbardziej przypominał wyglądem; zresztą wcale mu to nie przeszkadzało.
— Tak też to zrozumiałem. Ale boję się, że cię zawiodłem, Stile.
— Byłem równie rozczarowany, gdy oznajmiono mi „Poznaj sam siebie” — przypomniał Stile. — A memu przyjacielowi, wilkołakowi, polecono „kultywować Błękit” i też nie mógł tego zrozumieć. Wszyscy mamy kłopoty z interpretacją odpowiedzi Wyroczni, a w końcu okazuje się, że zawsze mają sens.
— Choć nie zawsze taki, jaki byśmy sobie życzyli — zgodziła się Błękitna Pani. — Kiedy powiedziano mi: „Żadnych z pierwszym”, sądziłam, że to czysty nonsens. Wiem teraz, ku mojej rozpaczy, co…
Odwróciła się szybko, lecz Stile zdążył dostrzec na jej twarzy cierpienie, którego nie zdołała ukryć. Nie wiedział, że odwiedziła kiedyś Wyrocznię. Odpowiedź musiała być w jakiś sposób związana ze śmiercią jej męża.
Hulk przerwał niezręczne milczenie.
— Jeszcze raz porozmawiałem z wampirem Vodlevilem… tak ma na imię… i porównaliśmy nasze odpowiedzi. Okazało się, że pytał Wyrocznię, jak pomóc swemu synowi, który jest uczulony na krew… dla wampira to nic zabawnego…
— W żadnym wypadku! — zawołał Stile.
— Oczywiście nie cały czas żywią się krwią. — Hulk był zupełnie poważny. — Potrzebują jej, by przybrać postać nietoperza i móc latać. Krew wspomaga magię. A więc chłopiec nie może dotrzymać kroku reszcie rodziny. Cóż, myślę, że na jego miejscu też bym się tym martwił.
— Jasne — zgodził się Stile. Było mu przykro, że wcześniej uznał sytuację za nieco śmieszną.
— Ale Wyrocznia powiedziała mu tylko: „Omotaj Żółtą”. Bardzo go to rozzłościło, bo, jak powiedział, Żółta jest Adeptką, a wampiry nie utrzymują kontaktów z Adeptami. Mieszkają w pobliżu jakiejś Adeptki, lecz boją się jej i trzymają od niej z daleka. A nawet gdy zdarza im się pertraktować z Adeptem, nawet do głowy by im nie przyszło, by go oszukać. Zresztą Żółta jest spośród nich najgorsza. Wiele wampirów zostało przez nią schwytanych i sprzedanych innym Adeptom, którzy za pomocą magii zmuszają je do ślepego posłuszeństwa i używają do szpiegowania i prześladowania innych zwierząt, co wyrabia całemu plemieniu złą opinię. A więc Vodlevile wracał do domu praktycznie bez odpowiedzi. Nie mogłem mu pomóc, nic przecież nie wiem o Adeptach. Bardzo mi go żal.
— Wygląda, że to stworzenie z charakterem — stwierdził Stile. — Dlaczego Wyrocznia miałaby sugerować takiej istocie, że ma kogoś oszukać? Równie dobrze mogłaby wcale mu nie odpowiadać.
— Omotanie kogoś nie musi oznaczać oszustwa — zauważyła Pani. — Sugeruje jakiś fortel, ale niekoniecznie nieuczciwość.
— Vodlevile jest niezwykle prostolinijny — wtrącił się Hulk. — Nie ma w nim żadnej przebiegłości. I zresztą pomógł mi. Powiedział, że większość metalowych przedmiotów znajdujących się na Phaze, takich jak narzędzia, broń czy instrumenty muzyczne, jest dziełem Małego Ludku, szczepu Ciemnych Elfów. Niektórzy z nich tworzą w kości, inni w drewnie, a jeszcze inni w metalach: srebrze, złocie, platynie. Tak więc, gdyby udało się odszukać właściwy szczep elfów…
— Nie tak łatwo je odnaleźć — stwierdziła Błękitna Pani. — Mieszkają głównie w Purpurowych Górach, a że nie cierpią zwykłych ludzi, rzadko utrzymują z nimi kontakty. A Adeptów nie znoszą jeszcze bardziej. Gdy mój pan zapragnął doskonałego instrumentu muzycznego, nie mógł sam udać się do elfów, lecz zmuszony był do handlu z sokolnikiem, który miał znajomości po obu stronach zasłony. Wiele razy twierdził, że chce zawrzeć z nimi znajomość, lecz one odrzucały wszystko, co mógł im zaoferować.
— Vodlevile mówił to samo — wtrącił Hulk. — To dlatego zaraz pomyślałem, że czekają cię niebezpieczeństwa. Zdaniem wampira im cenniejszym metalem zajmuje się dany szczep, tym bardziej unika on ludzi, gdyż ci usiłują kraść drogocenne wyroby. Elfy nienawidzą zwłaszcza wysokich mężczyzn. Zabiliby mnie, jak tylko przekroczyłbym granicę ich terytorium. A co do Błękitnego Adepta… — Hulk pokiwał głową. — Moja wyrocznia też nie na wiele się przyda. Lecz przekazuję ci ją tak, jak została wypowiedziana, i mam nadzieję, że nie przyniesie ci ona nieszczęścia.