Выбрать главу

Podszedł z boku do smoka. Ryj błyskawicznie skierował się w jego stronę. Stile uskoczył i przebiegł obok niego, kierując się ku wejściu do tunelu.

Neysa w postaci jednorożca czekała tam na niego. Tak jak i smok, potrafiła zlokalizować Stile’a samym tylko węchem i słuchem. Na drugi raz, gdy będzie walczył ze zwierzęciem, przygotuje sobie zaklęcia uniemożliwiające usłyszenie go i wywęszenie! Wskoczył na jej grzbiet.

— Wiemy teraz, że ten miecz jest dla niego groźny — oznajmił. — Może gdybym zaszarżował w jego stronę, uderzył i wycofał się, zanim potwór zareaguje, a potem zranił go znowu i znowu…

Umilkł. Nie miał już miecza. Zamiast niego trzymał długą, platynową kopię. Magiczny Flet ukazał jeszcze jedno swe oblicze!

Stile trzymał sztywno kopię, a Neysa pogalopowała ku Robalowi, który właśnie odchylił głowę w bok. Ostrze Uderzyło w szyję, tuż poniżej głowy; Stile nie umiał jeszcze precyzyjnie nim operować. To nie była najłatwiejsza broń! Potrzebował dla niej jakiejś podpórki. Ostrze uderzyło z pełną siłą i Stile zleciał z grzbietu Neysy.

Nic dziwnego, pomyślał, podnosząc się z ziemi. Instrument był zaczarowany, więc nie mógł wypaść mu z ręki, ale siła uderzenia przeniesiona została na jego ciało. Powinien był to przewidzieć.

Robak znowu zaryczał. Cios musiał być bolesny! Kiedy Stile wyciągnął kopię z rany, upływ krwi był większy niż przedtem, lecz tym razem smok nie mógł dotknąć ryjem jej otworu, gdyż uszkodzenie było zbyt blisko głowy.

Stile dostrzegł szansę na zwycięstwo. Uniósł kopię… i zamieniła się ona w to, czego teraz najbardziej potrzebował: w ciężki, obosieczny topór bojowy. Kiedy smok nadaremnie wykręcał się, usiłując dosięgnąć rany, wystawił szyję na cios Stile’a. Stile uderzył, trzymając topór oburącz. Rana była rozległa. Smok gwałtownie szarpnął głową, trafiając w napastnika i rzucając nim o ścianę. Stile uderzył głową o skałę i zobaczył gwiazdy przed oczyma. Osunął się po wklęsłej ścianie. Kręciło mu się w głowie. Udało mu się utrzymać Flet, lecz nie był w stanie go użyć. Co prawda nie stracił przytomności, ale cios mocno nim wstrząsnął.

Łeb potwora skierował się ku niemu. Krąg zębów rozszerzył się, paszcza gotowa była go połknąć, wszystko zakryła mgłą, tak że Stile ledwo co widział.

Odczołgał się w bok na czworakach. Nie był pewien, czy zdoła wstać, nie mówiąc już o tym, by utrzymać się na nogach. Kiedyś, w czasie Gry, stoczył bokserski pojedynek i oberwał tak silny cios, że nogi miał jak z waty; teraz czuł się podobnie. Tylko że tym razem nie będzie przerw między rundami! Ryj sunął za nim, wypuszczając chmury dymu.

Nagle Neysa wbiła róg w szyję Robala, tuż obok pierwszej rany. Nie miała, oczywiście, zaczarowanego fletu, ale róg jednorożca z samej swej istoty jest magiczny, i stanowi broń, której żadne stworzenie nie może lekceważyć.

Robal zareagował odruchowo, zwracając się ku nowemu prześladowcy. Nie był specjalnie inteligentny.

Stile z trudem wstał. Zamachnął się ze wszystkich sił Platynową Maczetą… Maczetą? Flet, uderzając w ciało smoka, znowu zmienił postać!… Paląca, tłusta ciecz napełniała go obrzydzeniem, lecz mimo to ciął dalej.

Smok znowu zwrócił ku niemu łeb, lecz Stile zamachnął się toporem, o mało co trafiając potwora w oko. Głowa cofnęła się, a Stile począł ciąć raz za razem. Przypominało to rąbanie drewna, tyle tylko, że praca stawała się coraz lżejsza i brudniejsza, w miarę jak Stile przerąbywał się przez kręgi do tkanek tłuszczowych. Krew tryskała w takich ilościach, że musiał w niej brodzić, a każde uderzenie rozbryzgiwało ją coraz dalej. Kiedy unosił drzewce topora, posoka ściekała po nim, zalewając mu ręce aż do ramion; jej krople padały mu na twarz. Lecz mimo to jego dłonie, dzięki magii Fletu, nie ślizgały się po trzonku. Jego chwyt był mocny tak długo, jak tego pragnął. Stile nurzał się już wprost we krwi, lecz Robal ciągle żył i miotał się, nie ustępując.

Wreszcie Stile’owi udało się rozrąbać jego ciało. Szyja i głowa leżały po jednej stronie, a reszta wiła się po drugiej; zadanie zostało wykonane. Stile zabił smoka.

Lecz myśl o zwycięstwie okazała się przedwczesna. Stwór nie umierał. Krwawiące końce pokryły się pianą, zastygającą jak gąbka i zatrzymującą wyciekające płyny. Głowa wraz z szyją pełzły gdzieś oddzielnie, a reszta ciała rzucała się na oślep, szukając przeciwnika.

To był przecież robak. Robaka można przeciąć na pół i obie części utworzą nowe zwierzęta. Stile jeszcze niczego nie dokonał.

No nie, coś jednak zrobił, Głowa pozbawiona ciała nie mogła zamachnąć się do ciosu, a samo ciało nie miało narządów czuciowych. Z czasem stwór odzyska sprawność, ale na razie Stile miał wyraźną przewagę. Musi pójść na całość i zniszczyć Robala, póki jest to możliwe.

To właśnie miał na myśli Pyreforge, mówiąc, iż potrzebny jest dobry i wytrwały szermierz. Co za robota!

Stile przesunął się wzdłuż ciała smoka, wybrał miejsce i zaczął znowu rąbać robaka swoją maczeto-siekierą. Znowu trysnęła krew, tułów zaczął wić się z bólu, bezskutecznie usiłując walczyć, lub też uciec. Ucięty koniec wygiął się, sądząc, że jest głową; wysmarował Stile’a na wpół zakrzepłą krwią, przyprawiając go o mdłości, lecz nie mogąc zranić. Stile nie ustawał, czując się bardziej rzeźnikiem niż bohaterem. We wszystkich powieściach fantastycznych szermierz raz tylko przebijał rozwścieczonego smoka i bestia gładko padała trupem. W tym pojedynku nie było nic czystego, zręcznego ani specjalnie bohaterskiego; Stile brodził w śmierdzącej krwi, rąbiąc na kawałki bezbronną górę tłustego mięsa. Bohaterstwo? Chciało mu się rzygać!

Kiedy udało mu się przeciąć tułów, ramiona opadały mu ze zmęczenia. Jednak wszystkie części Robala żyły. Jeśli Stile przerwie pracę, wyrosną z nich trzy nowe, małe smoki. Musiał w jakiś sposób zlikwidować ten bałagan.

Nagle coś przyszło mu do otępiałej głowy. Własna magia smoka obroniła go wcześniej przed zaklęciami Stile’a. Teraz jednak potwór nie stanowił jednej całości. Może więc uda się go dobić czarami. Trzeba spróbować.

Podniósł Flet do ust. Instrument pokryty był zakrzepłą krwią. Stile poczuł mdłości i zdecydował się rzucić zaklęcie bez muzyki. — Potworze bury — zaintonował z niejaką ironią — zamień się w chmury.

Leżący przed nim segment Robala zadrżał, opierając się zaklęciu. Czy działo się to z powodu szczątkowej antymagii smoka, czy też Stile nie zdołał zgromadzić odpowiedniej ilości czarodziejskiej siły?… Sam nie był pewien. A jednak fragment bestii roztopił się i ulotnił w cuchnącą chmurę. Zaklęcie podziałało!

Stile wymyślił czary, które usunęły pozostałe dwa segmenty, a potem oczyściły jego, Neysę i tunel z całej tej posoki. Wykonał zadanie i uzyskał prawo do pożyczenia Fletu, ale wcale nie czuł satysfakcji. Czy nie było innej drogi niż rąbanie na kawałki sędziwych, magicznych bestii? Jak on sam by się czuł, gdyby był stary, a jakiś młody, pełen werwy karzełek chciałby porąbać go na kawałki?

Gdyby jednak tego nie zrobił, Błękitna Pani mogłaby znaleźć się w trudnym położeniu. Wciąż zresztą może się to zdarzyć, jeśli Stile nie odnajdzie i nie usunie mordercy Błękitnego Adepta, zanim ten go nie dosięgnie.

Teraz jednak był ciekaw, kto wygrał w szachy.

Rozdział 5

ZAGADKI

Sheen była bardzo zadowolona.

— Zostaniesz tu przez cały tydzień?