Zostawił kobietę samą. Nie czuł radości.
Gdy Stile i Sheen weszli do mieszkania, rozjarzył się ekran informacyjny.
— Zamelduj się u pracodawcy. Oczekuje sprawozdania — oznajmił lakonicznie niewolnik funkcyjny, pokazując jednocześnie identyfikację obywatelki zatrudniającej Stile’a. — W tym miejscu, o tej godzinie. — I z otworu na listy wypadła karta.
Sheen podniosła ją.
— O, nie! — jęknęła. — Mamy tylko pół godziny na dojazd, a to bardzo oddalona kopuła. Liczyłam, że starczy nam czasu…
— Jak na robota, jesteś bardzo przywiązana do jednej czynności — zażartował Stile.
— Tak mnie zaprogramowano! — warknęła.
Sheen została zaprojektowana zgodnie z jego upodobaniami, a najwyraźniej pociągała go uroda, inteligencja i kokieteria. Stile po raz kolejny uświadomił sobie, i wcale nie było to specjalnie miłe, że jest pod tym względem typowym mężczyzną. Jego ujawnione w ten sposób skłonności okazały się podejrzanie jednostronne. A jednak Sheen była pod każdym względem — oprócz jednego — idealną dla niego partnerką. Lecz ta jedna cecha przekreślała wszystkie jej zalety; Sheen nie była człowiekiem. Stanowiła konstrukcję z metalu, pseudociała i sztucznego intelektu.
Stile czuł jednak, że nawet gdyby Sheen była prawdziwą, żywą osobą, nie potrafiłaby utrzymać go przy sobie, od chwili gdy spotkał Błękitną Panią. To, co było ideałem kobiety dwa miesiące temu, przestało nim być. Błękitna Pani miała nie tylko skomplikowaną i fascynującą przyszłość, ale i przeszłość; zmieniała się wraz z upływem czasu, dotrzymując kroku rozwojowi osobowości Stile’a, czego Sheen nie była w stanie dokonać. Pani sprawiła, że Stile zmienił postać swego ideału, nadając mu jej ciało, duszę i historię. Zaczął przyzwyczajać się do życia na Phaze i przestał się identyfikować ze światem Protonu.
I wcale nie chodziło tu o kobietę; i tak pokochałby Phaze. Magia stała się wyzwaniem silniejszym niż Gra. Miał jednak na Protonie pewne zobowiązania i zamierzał je wypełnić. Poza tym dręczyło go pragnienie, by wyśledzić swego anonimowego wroga i załatwić z nim porachunki.
Kto uszkodził mu laserem kolana? Kto przysłał Sheen, by go strzegła? Nie będzie mógł spokojnie żyć na Phaze, dopóki nie znajdzie odpowiedzi na te pytania.
— Nie wolno nam się spóźnić; musimy dojechać na czas. — Sheen zaczęła już go popędzać.
— Masz rację — zgodził się Stile, choć zły był, że musi tracić czas.
Zgodnie z prawem niewolnik przerywał pracę u obywatela z chwilą wstąpienia w szranki Turnieju, gdyż decyzja ta oznaczała rozwiązanie kontraktu. W pewnym sensie jednak niewolnik dalej pozostawał związany ze swoim pracodawcą, gdyż obywatele identyfikowali się ze swoimi pracownikami biorącymi udział w Turnieju i często zakładali się o to, kto zwycięży. Wielu dawało swoim niewolnikom urlop, by mogli przygotować się do Turnieju i lepiej w nim wypaść; tak zrobiła też pracodawczyni Stile’a. A gdyby udało mu się wygrać przedłużenie kontraktu, nadal potrzebowałby jakiegoś pracodawcy. Tak więc bez względu na to, jaki jest teraz jego status prawny, lepiej postępować tak, by nie stracić przychylności obywatelki.
— Nie wiedziałam, że ona ma tam kopułę. — zauważyła Sheen, gdy spieszyli do stacji metra. Jako robot, pozbawiona była ciekawości, lecz wpływ Stile’a i zaprogramowanie obudziło w niej tę najbardziej kobiecą z cech. Rzadko myliła się, oceniając czyjś charakter. — Ale oczywiście wszyscy obywatele są obrzydliwie bogaci. Na pewno oglądała Turniej z jakiegoś ustronnego miejsca.
Wsiedli do wagonu. Przyłączyła się do nich jeszcze jedna pasażerka, ładnie zbudowana niewolnica w średnim wieku. Była oczywiście nago i niosła szczelnie zamknięty termos.
— Moja pracodawczyni upiera się, że lody z pewnego supermarketu smakują lepiej niż skądkolwiek — zwierzyła się im, pukając palcem w termos. — A więc codziennie muszę tam jechać i przywieźć je osobiście. Ona uważa, że mechaniczny posłaniec zepsułby ich smak.
— Bardzo możliwe — uśmiechnęła się tajemniczo Sheen.
— Obywatele już tacy są — zauważył Stile, poddając się atmosferze koleżeństwa typowej dla niewolników. — Biorę udział w Turnieju, lecz moja pracodawczyni nalega, bym osobiście złożył jej raport, tak jakby nie wystarczył jej oficjalny, i muszę odbyć podróż równie bezcelową jak twoja. — Nie obawiał się ukrytych kamer i urządzeń podsłuchowych, mogących przekazać tę rozmowę jakiemuś obywatelowi; istniały oczywiście mechanizmy kontroli, ale obywatele nie interesowali się poglądami niewolników i wręcz oczekiwali, że będą oni narzekać.
— Dziwne — powiedziała kobieta. — W tej kopule mieszka tylko troje obywateli. Moja pracodawczyni w ogóle nie interesuje się Turniejem, drugi z obywateli wyjechał w interesach na inną planetę, a trzeci… — Urwała nagle.
Sheen bardzo się tym zainteresowała.
— A co z tym trzecim?
— Cóż, on nienawidzi Turnieju. Twierdzi, że to strata czasu, a jedynym efektem jest tworzenie nowych obywateli, choć i tak jest ich zbyt wielu. Na pewno nie z nim macie się spotkać.
— Mój pracodawca jest kobietą — wyjaśnił Stile.
— Moja jest jedyną kobietą mieszkającą w tej kopule, a ona na pewno nie sponsoruje twojego występu.
Stile pokazał jej kartę z adresem.
— To ten przeciwnik Turnieju! — wykrzyknęła niewolnica. — Na pewno nie jest kobietą! — Uczyniła drobny, choć wiele znaczący gest w okolicy brzucha. — Wiem przecież.
Stile i Sheen spojrzeli po sobie. Kobieta zasygnalizowała, że obywatel, o którym mówili, wypożyczył ją do celów seksualnych, do czego miał prawo, o ile oczywiście wyraził na to zgodę jej pracodawca. Obywatele obojga płci mogli używać w ten sposób niewolników bez względu na ich płeć i kobieta musiała wiedzieć, kim był wypożyczający.
— Moja pracodawczyni jest kobietą — powtórzył Stile, czując przypływ niepokoju. Czyżby kazała mu stawić się osobiście, gdyż miała ochotę na drobny flirt? Nie mógłby jej przecież odmówić, choć wcale nie pragnął podobnych komplikacji. — Czy jesteś pewna, że miejsce to nie zmieniło ostatnio właściciela?
— W żadnym wypadku. Byłam tam przedwczoraj. — Znowu ten sam gest. — Niebo i piekło.
— Może moja pracodawczyni przyjechała go odwiedzić — zauważył Stile.
— Bardzo możliwe — zgodziła się niewolnica. — On lubi kobiety i woli obywatelki, jeśli tylko uda mu się jakąś zdobyć. Czy ona jest piękna?
— Ładna — odparł Stile. — Podobna do ciebie. Niewolnica pokiwała znacząco głową. — Ale ty — zwróciła się do Sheen — trzymaj lepiej swoje wspaniałe ciało z daleka od niego, bo możesz popsuć szyki swojej pani.
Stile uśmiechnął się. Oczywiście, niewolnica wzięła Sheen za koleżankę. Sheen potrafiła pokrzyżować plany każdej rywalce i to nie tylko posługując się swą urodą.
Wagon zwolnił.
— To już moja stacja — oznajmiła kobieta. — Wy musicie wysiąść na następnej. Powodzenia!
Kiedy zostali sami, Stile poczuł, że musi przedyskutować to z Sheen.
— Zupełnie mi się to nie podoba. Nie możemy zlekceważyć tego polecenia, ale coś mi tu brzydko pachnie. Czy wiadomość mogła być sfałszowana?
— Była prawdziwa — uspokoiła go Sheen. Jako robot umiała rozróżniać takie rzeczy. — Ale zgadzam się z tobą. Coś tu jest nie tak. Wezwę pomoc.