— Przypominam sobie, że miałaś jasne włosy, jaśniejsze niż Błękitna Pani. Takie złociste warkocze. — Włosy wiedźmy były teraz krótkie, brązowe i kręcone. Oczywiście Żółta mogła dowolnie zmieniać swój wygląd, gdy wywar działał. Był to, jak to ujęła, jej kostium. W każdym razie suknię miała żółtą; stanowiło to wskazówkę co do jej tożsamości. — Sądziłem, że jednorożce… — Wzruszył ramionami.
— Zawieszenie broni obejmuje wszystkich obecnych na Rożcolimpiadzie — wyjaśniła. — Oczywiście, zwierzęta wiedzą, kim jestem, lecz ja nie wykorzystuję tu mojej mocy, a one nie czynią mi wymówek z racji mych uprzednich win. My, Adepci, mamy niewiele okazji do spotkań towarzyskich i rzadko utrzymujemy pokojowe kontakty z innymi, równymi nam mocą. Korzystamy więc chętnie z każdej możliwości.
Stile przypomniał sobie, jak samotnie czuła się Żółta Adeptka w swoim królestwie, a zwłaszcza jak tęskniła za męskim towarzystwem. To naturalne, że brała udział we wszystkich spotkaniach towarzyskich, na których mogła bezpiecznie się pojawić.
— To mi przypomina świątynię Wyroczni — zauważył Stile. — Żadnych waśni. — Rozejrzał się dookoła. — To wszystko Adepci?
— I ich współmałżonkowie. Zapomniałam, że nie pamiętasz. — Uśmiechnęła się olśniewająco i zakołysała biustem, ciesząc się swą chwilową młodością, tak jak cieszyć się tym może tylko staruszka. „Wielkość piersi”, pomyślał Stile, „jest dla kobiet tym, czym wzrost dla mężczyzn”. — Chodź, mój śliczny. Przedstawię cię im.
Okazja, żeby poznać innych Adeptów, z których jeden mógł być jego mordercą! To przypadkowe zrządzenie losu było prawdziwym darem niebios.
Żółta podprowadziła go do odzianej w iskrzącą się, białą szatę kobiety spoczywającej na białej kanapie. Adeptka była w bliżej nieokreślonym, lecz wyraźnie średnim wieku i raczej przysadzistej figury.
— To jest Biała — poinformowała go Żółta, wskazując ją na wpół pogardliwym ruchem kciuka. Potem skierowała go w stronę Stile’a. — To Błękitny i jego Pani.
Biała Adeptka uniosła jasne jak śnieg powieki. Jej oczy nie miały wieku, jak wirujące na wietrze płatki śniegu.
— Wieści o twym zgonie wydają się być przesadzone.
— Nie było w nich żadnej przesady — odparł Stile. — Tropię mojego mordercę.
— Obym znalazła się daleko od miejsca waszego pojedynku — powiedziała bez cienia niepokoju Biała i zwróciła swe lodowate spojrzenie ku polu, gdzie kilka jednorożców przeprowadzało ostatnie próby. Stile przypomniał sobie, że Biała poszukiwała kiedyś białego jednorożca na sprzedaż; Żółta wspominała o tym, gdy się po raz pierwszy spotkali. Miał nadzieję, że żadne takie stworzenie nie padło jej łupem.
Żółciutka poprowadziła ich dalej.
— Wydaje mi się, że twoje przybycie wywołało więcej podniecenia, niż widać to na pierwszy rzut oka. — Jej szept przesycony był ponurą satysfakcją. — Dobrze wiadomo, że jesteś najprawdopodobniej najsilniejszym z obecnych Adeptów, a do tego masz powody, by poszukiwać zemsty. Upewnij się tylko, zanim zaczniesz działać, że znalazłeś właściwego człowieka.
— Na pewno — odparł Stile przez zaciśnięte zęby. Podeszli do odzianego w czerń mężczyzny. Spojrzał obojętnie na Stile’a, gdy Żółta przedstawiała ich sobie.
— Czarny… Błękitny.
— Już się raz spotkaliśmy — stwierdził spokojnie Stile. Czarny przyjrzał mu się uważnie. — Nie przypominam sobie.
— Miesiąc temu, w twoim królestwie. — Czy naprawdę było to tak niedawno?
Stile’owi wydawało się, że wieki całe minęły od chwili, gdy przekroczył zasłonę i przyjął na siebie obowiązki Błękitnego Adepta. Przeżył tyle, że dni wydawały mu się równie drugie jak miesiące. Nawet spotkanie z Czarnym Adeptem zdawało mu się strasznie odległe. A przecież Czarny wcale się nie zmienił i linia, z której był zbudowany, znikała gdzieś w ziemi, łącząc go pewnie z jego zamkiem.
Czarny zmarszczył cieniutkie linie brwi.
— Nikt nie śmie przekraczać granic mego królestwa.
— Przyszedłem tam z moimi przyjaciółmi, jednorożcem i wilkołakiem.
Powoli Czarny coś sobie przypomniał.
— Ach, jeden z Małego Ludu. Już pamiętam. Miałem wrażenie, że nie żyjesz. — Adept zmrużył oczy. — Dlaczego wtedy nie objawiłeś swojej mocy?
— Przyszedłem w pokoju… wtedy. — Stile zmarszczył brwi.
Czuł niechęć do Adepta, który uwięził go i skazał na śmierć głodową. Mimo to nie podejrzewał, by Czarny był poszukiwanym przez niego mordercą. Czarny zupełnie nie interesował się sprawami innych magów; był prawdziwym odludkiem. Dziwne, że w ogóle zdobył się na przybycie na Olimpiadę Jednorożców. A gdyby naprawdę zamordował Błękitnego Adepta, to przecież teraz rozpoznałby go bez trudności. I wreszcie jeszcze jedno: Stile poznał rodzaj magii, jakim posługiwał się Czarny; jego specjalnością były linie, a nie golemy, czy też amulety.
— Jeśli kiedyś przekroczysz nieproszony granice mego królestwa, potraktować cię mogę z podobną kurtuazją.
— Nie potrafię wyobrazić sobie okoliczności, które skłoniłyby mnie do odwiedzenia twego królestwa, jak również do utrzymywania kontaktów z istotami podobnymi do Żółtej — odparł zimno Czarny.
— Chyba że potrzebować będziesz magicznego wywaru albo jakiegoś zwierzęcia, mój ty arogancie — odcięła się Żółta. — Wtedy będziesz się lepiej wyrażał o starej wiedźmie. — Poprowadziła Stile’a dalej.
— Ci ludzie budzą we mnie niepokój — powiedziała cicho Błękitna Pani. — Mój pan nigdy nie zabierał mnie na spotkania z nimi.
— Twój pan odznaczał się nieskazitelnym gustem — mruknął z tyłu Czarny.
— A więc Błękitny nie jest twoim panem? — spytała Żółciutka nie bez złośliwości. — Jacyż ciemni potrafią być chłopi!
— Nie nazywaj Błękitnej Pani chłopką! — warknął rozgniewany Stile. Poczuł się nagle tak, jakby znalazł się w gnieździe skorpionów.
Piękna twarz Żółciutkiej wykrzywiła się grymasem, którego nie zdołałaby powtórzyć dziewczyna, za jaką Adeptka chciała uchodzić.
— Nazwałam ją…
— Tym, czym jest — wtrąciła szybko Błękitna Pani. — Moi przodkowie od zawsze byli wieśniakami, uprawiali ziemię i hodowali zwierzęta. Nie ma w tym żadnej hańby.
— To prawda — Żółta złagodniała — nie ma nic poniżającego w hodowli zwierząt. A zresztą, uważam, że przestałaś być chłopką w chwili, gdy poślubiłaś Błękitnego. Wycofuję tę część mojej uwagi.
Adepci najwyraźniej nie byli przyzwyczajeni do oddawania czegokolwiek za darmo.
— Tę część? — spytał ostro Stile, któremu nie wystarczyło połowiczne ustępstwo. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się dokładnie jak typowy Adept, ale nie miał zamiaru się wycofać. — Masz ją za głupią?
— Jest dobry sposób, by temu zaradzić — odparła Żółta. — Mam miłosne wywary, które…
— Dość tego! — wykrzyknął Stile. — Pani jest wdową. Przyjąłem obowiązki Błękitnego Adepta tylko po to, by królestwo to nie zostało umniejszone, a krzywdy wyrządzone Pani mogły zostać pomszczone. Nie jestem jej panem.
— Obcy wędrowiec — mruknęła Żółciutka. — Mając moc wystarczającą do zaczarowania całego stada jednorożców, nie użyje jej, by zdobyć Panią, która piękniejsza jest niż zwykłe śmiertelnice, równie śmiała jak najwspanialsze ze zwierząt i prawnie stanowi jego własność jako spadek po poprzedniku. Myślę, że to mężczyzna jest głupcem.
— Może wedle twej definicji — zauważyła Błękitna Pani.