Ogier uniósł eleganckim lukiem jedną ze swych złocistych, ludzkich brwi.
— Zapewne chciałeś powiedzieć, któż oprócz mnie?
Teraz Stile musiał wycofać się dyplomatycznie.
— Oczywiście. Miałem na myśli klacze.
— Przyznaję, że jak na jej wzrost…
— Czy coś jest nie tak z jej wzrostem? — Był to jeszcze jeden wybieg, mający wprawić przeciwnika w zakłopotanie; Neysa wśród jednorożców była równie mała, jak Stile wśród mężczyzn.
— Jest właściwy. Pewien jestem, że urodzi pięknego źrebaka.
Ten słowny pojedynek prowadził donikąd. Ogier wciąż chciał zaźrebić Neysę.
— Wydaje mi się, że nie zdołałeś do końca uniknąć wpływu przysięgi przyjaźni — zauważył Stile. — Klacz bardziej się podoba niż kiedyś.
Ogier wzruszył ramionami. To moc zaklęcia rzuconego przez Stile’a spowodowała, że inne jednorożce i wilkołaki wymieniły z Neysą przysięgę przyjaźni, i Ogier nie chciał się przyznać, iż czar wpłynął też na niego. Nie dał się jednak sprowokować.
— Możliwe, lecz tutaj twoja moc słabsza jest od mojej, tak jak w twym królestwie twoja była silniejsza.
W czasie poprzedniego spotkania Stile zmusił jednorożca do ustępstwa. Teraz Ogier miał satysfakcję. Obrażanie dzierżącego władzę stworzenia zawsze wiązało się z pewnym ryzykiem, nawet jeśli było się Adeptem.
— Potrzebuję Neysy w tym roku. Jak mogę uzyskać odroczenie?
— To sprawa honoru i dumy. Musisz walczyć ze mną tak, jak walczą jednorożce, tą samą bronią. I jeśli pokonasz mnie w uczciwej walce, spełnię twą prośbę. Jeśli zaś przegrasz…
Stile zdał sobie sprawę, jak okrutny może to być pojedynek.
— Jeśli? — przynaglił Ogiera.
Ogier uśmiechnął się.
— Jeśli przegrasz, spełnisz moje życzenie. Nie walczymy o życie, lecz o pierwszeństwo praw. Ja roszczę sobie prawo do zaźrebiania mych klaczy, kiedy i gdzie chcę; ty zaś żądasz, by honorowano więzy przyjaźni łączące cię z klaczą. Nie wypada, byśmy walczyli inaczej niż pokojowo.
— Zgoda. — Stile wcale nie pragnął walki na śmierć i życie! Miał nadzieję, że wystarczy zwykła prośba, lecz okazało się to naiwnością. — Czy zaczynamy teraz?
— W żadnym wypadku, Adepcie! — Ogier udał zdziwienie. — Nie dopuszczę, by mówiono, że wygrałem, zmuszając do walki nie przygotowanego przeciwnika. Protokół wymaga zachowania właściwego przedziału czasowego. Powiedzmy za dwa tygodnie, podczas Rożcolimpiady.
— Rożcolimpiady?
— Dorocznych zmagań sportowych naszego gatunku, odbywających się równolegle z Wilkolimpiadą wilkoła-ków, Wampolimpiadą ludzi-nietoperzy, Gnomolimpiadą…
— Rozumiem. Czy Neysa weźmie w niej udział?
Ogier najwyraźniej nie podjął jeszcze decyzji.
— Nigdy nie startowała, z przyczyn, o których lepiej teraz nie mówić. Sądzę, że w tym roku będzie mile widziana.
— I nie będą konieczne wyjaśnienia dotyczące niuansów barwy czy wzrostu, na które mogłyby zwrócić uwagę mniej spostrzegawcze zwierzęta?
— Oczywiście.
Stile nie był zadowolony ze zwłoki, ale wiedział też, że nie ma wielkiej szansy w walce z Ogierem, który wyglądał, jakby ważył tonę, wprost tryskał zdrowiem, a na rogu zakarbowanych miał wiele zwycięstw. Stworzenie to dawało mu, w rzeczywistości, czas na ponowne przemyślenie całej sprawy, tak żeby Stile mógł zmienić zdanie i uznać racje Ogiera, nie narażając się na upokorzenie porażki. Był to ładny gest, zwłaszcza że jednocześnie Ogier zgodził się-, by Neysa wystąpiła na zawodach, jeśli tego zechce. Stile był pewien, że Neysa zna wszystkie typowe sztuczki jednorożców, a udział w zawodach pozwoli jej to wreszcie udowodnić. Przez całe lata musiała się wstydzić samej siebie; teraz miała szansę, by publicznie dochodzić swych praw.
— A więc za dwa tygodnie — zgodził się Stile.
Ogier wyciągnął rękę i Stile podał mu swoją. Jego dłoń utonęła w ogromnej, szorstkiej łapie o kopytokształtnych paznokciach. Stile stłumił w sobie pojawiającą się automatycznie urazę i poczucie niższości. Wcale nie jest gorszy, a Ogier zachował się honorowo. Zawarli uczciwy kompromis.
Ogier wrócił do swej naturalnej postaci. Zagrał krótki akord na rogu. Krąg jednorożców rozstąpił się i Stile poczuł, że jego ciało staje się coraz lżejsze i bardziej przezroczyste. W miarę jak słabło magiczne oddziaływanie jednorożców, jego stare zaklęcia nabierały mocy. Warto to zapamiętać: zaklęcia działały cały czas, tylko ich efekt uległ chwilowemu przytłumieniu.
Neysa podeszła do nich z widocznym wahaniem.
— Ogier zaprasza cię do udziału w Rożcolimpiadzie za dwa tygodnie — poinformował ją Stile, wskakując na jej grzbiet.
Tak ją to zdumiało, że o mało co nie przekształciła się w dziewczynę, co akurat teraz byłoby dosyć niewygodne. Zagrała pytającą nutę, nie śmiąc wierzyć nowinie. Lecz Ogier odpowiedział jej potwierdzającym akordem.
— Będę tam również, by spotkać się z Ogierem na ubitej ziemi — dodał po namyśle Stile.
Tym razem naprawdę zmieniła kształt i Stile spostrzegł, że siedzi na plecach dziewczyny, obejmując nogami jej cienką talię. Pospiesznie zsiadł.
— Nie… — powiedziała Neysa.
— Rzeczywiście, nie! Gdybym nie był lekki jak piórko i niewidzialny, upadłabyś pod moim ciężarem i leżała teraz w bardzo nieeleganckiej pozycji. Wracaj natychmiast do właściwej postaci, ty koniu!
Pospiesznie spełniła jego żądanie. Wskoczył na grzbiet i galopem opuścili stado. Wydawało się, że żaden z jednorożców nic nie zauważył, dopóki nie usłyszeli drwiącego śmiechu saksofonu. Clip nie zdołał dłużej powstrzymywać swej radości.
Neysa odpowiedziała mu gniewną salwą dźwięków i pogalopowała szybciej. Prawie frunęli nad zboczem. Wkrótce byli już daleko.
— Odpłać mu, zmuszając go do wzięcia udziału w Rożcolimpiadzie — zaproponował Stile i Neysa parsknęła potwierdzająco.
Stile powrócił zaraz do swego głównego problemu.
— Może mógłbym zapytać Wyrocznię, jak poradzić sobie z Ogierem? — rozmyślał na głos. Ale to nie był dobry pomysł; zużył już swoje jedyne pytanie, kiedy usiłował poznać swą tożsamość w tym świecie.
— Jeszcze jedna rzecz mnie niepokoi — zauważył po chwili Stile, gdy galopowali piękną równiną. — Dlaczego Ogier był dla mnie taki uprzejmy? Mógł przecież zmusić mnie do walki już dzisiaj i na pewno by wygrał. Nie jestem mu do niczego potrzebny, a jednak potraktował mnie niezwykle uczciwie.
Neysa skręciła ku kępie dębów. Kiedy znaleźli się w bezpiecznej gęstwinie, poruszyła łopatkami sygnalizując, że powinien zsiąść, a pozbywszy się go, przybrała postać dziewczyny.
— To twoje zaklęcie — wyjaśniła. — Całe stado związane jest ze mną przysięgą przyjaźni i gdyby zdobył mnie nieuczciwym sposobem, upokarzając cię, wszyscy zwróciliby się przeciwko niemu.
Stile uderzył się w czoło niewidzialną dłonią.
— Oczywiście! Nawet król musi brać pod uwagę nastroje poddanych.
A więc zaklęcie naprawdę podziałało na Ogiera, choć bardzo okrężną drogą, poprzez tych, z którymi miał do czynienia.
Czekała, nie zmieniając postaci i patrząc na niego z nadzieją, choć, oczywiście, go nie widziała. Wziął ją w ramiona. — Chyba jeszcze nigdy nie wypowiedziałaś do mnie tylu słów za jednym razem — rzekł i pocałował ją. Potem ją puścił, lecz ona wciąż czekała. Stile wiedział na co, ale nie mógł tego zrobić. Byli kiedyś kochankami, a Neysa w swej ludzkiej postaci wciąż była najmilszą i najładniejszą dziewczyną, jaką znał. Nie przeszkadzała mu też myśl, że w rzeczywistości jest jednorożcem. Lecz stosunki ich uległy zmianie, gdy Stile spotkał Błękitną Panią. Zrozumiał, że nie posiada możliwości psychicznych, by mieć w każdym z alternatywnych światów więcej niż jedną kochankę w tym samym czasie. Ironia polegała na tym, że Błękitna Pani nie była dla niego ani kochanką, ani niczym innym, choć tego pragnął. Jeśli miała mu wystarczyć lojalność, koleżeństwo, a nawet seks, to Neysa była ich ucieleśnieniem.