Żółta jako Adeptka przejęła kierownictwo nad zespołem sędziowskim.
— Jednorożcu, przydzielam ci numer pierwszy — oznajmiła zwierzęciu stojącemu na lewym końcu szeregu. — Kiedy numer ten zostanie wywołany, masz zgłosić się niezwłocznie albo zostaniesz zdyskwalifikowany. Jasne?
Jednorożec posłusznie pochylił róg. Żółta przydzieliła pozostałym numery startowe, aż do szesnastego.
— Oto sędziowie, którzy oceniać was będą we wstępnych eliminacjach. Demon Straszokropny jest starszym w swojej jaskini. Prawdziwie po diabelsku spełniał już rolę sędziego podczas wielu poprzednich olimpiad; w młodości był zwycięzcą tej właśnie dyscypliny na Demolimpiadzie. — Rozległy się uprzejme oklaski, głównie spośród widzów zgromadzonych obok pawilonu; wielu z nich należało do demoniego rodu.
— A to jest Sokolnik Lśniącooki, zwycięzca ostatniej Avolimpiady w konkurencji wypatrywania królików. Potrafi dostrzec każdą sztuczkę jednorożców. — Oklaski były tym razem głośniejsze; brawo bili zwłaszcza obecni w pobliżu zwierzęcogłowego.
— A ja nazywam się Żółta Adeptka — ciągnęła. — W normalnym życiu jestem starą wiedźmą, której magię dobrze zna większość zwierząt. Gdyby nie to, że wszyscy bez wyjątku goście są mile widziani na Olimpiadzie, czekałby mnie lincz. Sądzę jednak, że umiem oceniać zalety zwierząt i jestem w tej mierze obiektywna.
Przez chwilę panowała kompletna cisza; potem rozległy się niepewne oklaski. Błękitna Pani rozejrzała się, zmarszczyła brwi i, zaciskając zęby, mocno uderzyła w dłonie. Przyłączyła się do niej żona Zielonego. Stile i Zielony Adept poczuli się w obowiązku pójść w ich ślady i zwierzęta, zawstydzone, musiały zrobić to samo. Wszystkie bały się śmiertelnie, że zostały schwytane i sprzedane przez Żółtą, lecz tutaj wszelkie urazy odsuwano, przynajmniej w teorii, na bok, a Żółta rzeczywiście sprawiała wrażenie kompetentnej i obiektywnej.
Stile’owi znów przypomniała się scena z Protonu. Strzelec odnosił się do niego przychylnie, zmuszając tym innych obywateli, by traktowali go z kurtuazją pomimo przepaści dzielącej ich od niewolnika. Tutaj rolę katalizatora odegrała Błękitna Pani, lecz zdarzenie miało ten sam sens.
— Zajmijcie teraz miejsca z tyłu i po bokach — dyrygowała Żółta. Oklaski zaskoczyły ją i sprawiły jej przyjemność, lecz zdradził to jedynie lekki rumieniec. — Utwórzcie arenę, otwartą tylko po stronie widzów. Niech nie śmie tu działać żadna obca magia. — Jednorożce spełniły jej polecenie tak szybko i sprawnie, że Stile zrozumiał, iż jest to standardowa procedura. Podobnie działo się przy wszystkich zespołach sędziowskich.
— Numer pierwszy, wystąp — poleciła czarodziejka i ogier o tym numerze przeszedł na środek areny, stając przodem do pawilonu. — Ty i wszyscy następni macie po dwie minuty na występ. Po każdym występie sędziowie naradzać się będą przez minutę, a potem podadzą sumę przyznanych punktów. Dopiero wtedy wolno klaskać, ale nie dłużej niż przez trzydzieści sekund. Jeżeli macie jakieś pytania, to zapomnijcie o nich.
Żadnych pytań nie było.
— Zaczynaj, pierwszy — poleciła Żółta.
Jednorożec rozpoczął pokaz. Był pięknym, szkarłatno-zielonym zwierzęciem z białymi uszami. Stawał dęba, zataczał koła i wykonywał różne układy skoków. Stopniowo przechodził do trudniejszych ćwiczeń — salt w przód i tył, podskoków z klaskaniem kopytami; zakończył imponującym popisem dzikiego konia.
— Czas minął — zazgrzytał sędzia-demon. Najwyraźniej potrafił odmierzać czas. Ogier stał, dysząc ciężko z wysiłku; z rozdętych nozdrzy wydobywała się odrobina ognia. Czekał na wynik.
Sędziowie dyskutowali pomiędzy sobą. Stile nie mógł usłyszeć, co mówili; nie znał też zasad punktowania. Znowu spróbował wypatrzeć, co dzieje się wśród par tanecznych, lecz były za daleko.
— Numer pierwszy zdobył piętnaście punktów — oznajmiła Żółta.
Rozległy się oklaski; jednorożce zagrały na rogach i, nie mogąc klaskać w ręce, uderzały kopytami o ziemię. Oklaski nie były szczególnie burzliwe; Stile zdecydował, że występ zaliczyć należy do średnich. Neysa na pewno mogłaby dorównać temu zawodnikowi, a przecież wybrała inną konkurencję.
— Numer drugi, wystąp — rzekła Żółta i na areną wkroczył następny ogier. Był większy i lepiej umięśniony od swego poprzednika i o wyjątkowo potężnej szyi. Jego sierść miała jaskrawe kolory: błękitne pasy na przemian z jaskrawożółtymi. — Zaczynaj. — I jednorożec rozpoczął swój występ.
Był zręczniejszy od swego poprzednika. Zrobił salto w przód i do tyłu, a potem wykonał całą serię beczek w powietrzu, które wyrwały z rogów niektórych widzów muzykalne westchnienia. Zawodnik stanął na przednich kopytach i uderzał tylnymi o siebie, że aż iskry leciały. Na zakończenie skoczył w górę, odwrócił się w powietrzu i wylądował pewnie na rogu, który zagłębił się w ziemię aż na trzy czwarte długości. Wytrwał w tej pozycji aż do ogłoszenia czasu. Opadł wtedy na ziemię i wyciągnął róg.
— To chyba będzie zwycięzca — stwierdziła Błękitna Pani. — Neysa by tak nie potrafiła.
— Racja — Stile nigdy nie sądził, że jednorożec może stanąć w takiej pozycji.
Sędziowie naradzili się.
— Dwadzieścia sześć — oznajmiła Żółta. Natychmiast rozległy się burzliwe oklaski, przerwane dopiero dokładnie po trzydziestu sekundach. Decyzja zyskała uznanie.
Występowali kolejni zawodnicy, ale żaden nie zdołał dorównać numerowi drugiemu. Stile domyślił się, że każdy z sędziów mógł przydzielić od jednego do dziesięciu punktów; suma maksymalna wynosiła więc trzydzieści. Zaczął przyglądać się konkurencjom rozgrywanym po obu stronach pawilonu Adeptów. Po prawej odbywały się wyścigi; jednorożce galopowały po wyznaczonej bieżni tak szybko, że z nozdrzy strzelały im płomienie, usuwając wytworzone podczas biegu ciepło. Jednorożce nie pocą się, lecz zieją ogniem. Z lewej rozgrywano zawody w precyzji chodu. Zwierzęta tańczyły, demonstrując w perfekcyjny sposób kroki na jeden, dwa, trzy, cztery i pięć taktów. Stile nie widział, co dzieje się w konkurencji, w której startowała Neysa. Zawody zaczynały go już trochę nudzić, lecz Błękitna Pani sprawiała wrażenie bardzo zainteresowanej.
Po upływie nieco ponad godziny eliminacje wstępne zostały zakończone. Wybrano czterech zawodników, którzy przeszli do następnej rundy.
Wybrani skierowali się do następnego pawilonu sędziowskiego, a na ich miejsce zjawiło się czterech zawodników startujących w konkurencjach muzycznych. Każdy z nich zagrał na rogu jakąś melodię i wszystkie były zadziwiająco miłe dla ucha. Jeden z jednorożców miał głos oboju, drugi trąbki, trzeci skrzypiec, a czwarty fletu. Skrzypce zdobyły największą ilość punktów, lecz flet i obój znalazły się tuż za nimi, uzyskując po dwadzieścia dwa punkty.
— Nie podoba mi się to — stwierdziła Żółta. — Są równie dobre. Nie potrafię wybrać lepszego. Czy może pozostali sędziowie mają bardziej zdecydowane zdanie?
Demon i Sokolnik pokręcili głowami. Też uważali, że obaj zawodnicy reprezentują jednakowy poziom.
— Nie chciałabym być niesprawiedliwa — ciągnęła Żółta — ale tak dawno nie słyszałam już fletu, że nie potrafię ocenić, które dźwięki są jego idealnym naśladownictwem. Gdybyśmy mieli do porównania instrument…
Błękitna Pani wstała z lekko kpiącą miną.
— Jeśli sędziowie raczą mnie wysłuchać…
— Jeśli to ważne, to mów, Pani. — Żółta popatrzyła na nią badawczo.