Kolejne finały były równie ciekawe, lecz Stile nie poświęcał im już tyle uwagi. Kiedy skończą się zawody, będzie musiał stoczyć pojedynek z Głównym Ogierem miejscowego stada. Miał ze sobą Platynowy Flet, a więc mógł korzystać z magii; nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo. Mimo to cała sprawa niepokoiła go, gdyż wcale nie pragnął upokorzyć Ogiera. Chciał tylko, by Neysa nie musiała się w tym roku rozmnażać. Może powinienem jeszcze raz porozmawiać z Ogierem? Wątpił, by dało to jakieś rezultaty. Jednorożce to niezwykle uparte stworzenia! A jednak gdyby zwyciężył tylko dzięki magii, byłoby to nieuczciwe. Z drugiej zaś strony, bez magii nie miał szans. Czyżby nie istniało żadne wyjście z tej pułapki?
Rożcolimpiada powoli zbliżała się do końca, a Stile wciąż jeszcze bił się z myślami. Nie mogąc skupić się ani spokojnie zastanowić, nie potrafił wypracować sobie strategii, która rozwiązałaby wszystkie problemy. Skoro nie może pozwolić, by jednorożec poraził go rogiem, użyje magii i do diabła z towarzyskimi konsekwencjami. Co prawda bardzo nie chciał tego robić; rozumiał, jak ważny jest honor dla stworzeń dominujących na Phaze. Tak naprawdę to właśnie duma zmusiła Ogiera, by go wyzwał. Zwierzę liczyło, że zmusi Stile’a do niesławnej kapitulacji, a Neysę do urodzenia źrebaka zgodnie z planem.
Gdyby nie okoliczności, Stile nie miałby nic przeciwko temu. Neysa od lat marzyła o podobnej możliwości, a on nie pragnął zbędnych sporów. Neysa uważała jednak — a Stile gotów był się z nią teraz zgodzić — że potrzebna mu jest w jego pogoni za mordercą. I to nie tylko jako wierzchowiec, gdyż Stile potrafił zmieniać kształt przy pomocy magii, lecz jako niezbędna pomoc. Przecież jego wróg może okazać się znacznie groźniejszy od czerwia żyjącego we wnętrzu Purpurowych Gór, a Stile, choć miał ze sobą Platynowy Flet, z ledwością go pokonał. Obecność Neysy mogła zadecydować o jego życiu lub śmierci. Nie mógł też uwolnić jej od przysięgi, zaprzestając pogoni, gdyż tropił przecież zabójcę samego siebie. Ta osoba musiała zostać ukarana i nikt tego za Stile’a nie zrobi. Tak więc ze względu na swoje własne bezpieczeństwo i pragnienie Neysy, by dotrzymać przysięgi, musiał zatrzymać ją przy sobie, a to oznaczało konieczność walki z Ogierem. Lub wyrażając się zwięźlej: musiał zdeptać dumę szlachetnego stworzenia tylko po to, by inne stworzenie mogło poświęcić swe nadzieje na macierzyństwo i narażać dla niego swe życie. I to nazywa się dumą!
Nadleciał nietoperz i wylądował obok nich. Przemienił się szybko w człowieka. Nie miał wcale długich, psich zębów, ani przerażających oczu; był to najzwyklejszy w świecie niski, pękaty mężczyzna w średnim wieku, o brązowych włosach. — Czy to ty jesteś Błękitnym? — spytał nieśmiało.
— To ja — odparł czujnie Stile. — Nie szukam zwady z twoim gatunkiem.
— Nazywam się Vodlevile. Spotkałem Hulka, twego przyjaciela — olbrzyma — i dzięki twojej pomocy Żółta Adeptka podarowała mi wywar, który wyleczył mego syna. Winien ci jestem…
Stile zaprzeczył gestem dłoni.
— Spłaciłem tylko długi Hulka za pomoc, jakiej mu udzieliłeś w czasie misji, którą dla mnie wykonywał. Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań. Rad jestem, słysząc, że ci się powiodło, i życzę tobie i twojemu synowi jak najlepiej.
— Pomogłem Hulkowi z czystej przyjaźni — wyjaśnił Vodlevile. — Zapłata byłaby obrazą. — Zamilkł na chwilę. — Bez urazy, Adepcie. To tylko metafora.
— Rozumiem — powiedział Stile, czując rodzącą się sympatię. — I tak pomógłbym twojemu synowi, gdybym tylko wiedział, że potrzebuje pomocy. Błękitna Pani jest uzdrowicielką i z przyjemnością pomaga wszystkim stworzeniom na Phaze. Czyż mógłbym zrobić mniej niż ona?
— Proszę o wybaczenie — rzekł Vodlevile. — Nie zauważyłem Pani. Poznałem cię po grze na Flecie, a o niej zapomniałem. Witaj, o piękna.
— I ty witaj, przyjacielu — odrzekła Błękitna Pani. Zwróciła się w stronę Stile’a. — Nigdy nie prosiliśmy o zapłatę za oddane innym przysługi, lecz nie odrzucaliśmy też wdzięczności tych, którym pomagaliśmy.
— Jak sądzę — Stile uśmiechnął się — polecono mi właśnie, bym przyjął to, co chcesz mi zaofiarować, choć ja sam uważam, że nie powinieneś czuć się zobligowany.
— Nie przyniosłem niczego materialnego. Gdyby było coś, co mógłbym dla ciebie zrobić…
— Nikt nie może zrobić za mnie tego, co muszę uczynić sam — poważnie odparł Stile.
— A cóż to takiego?
— Muszę zmierzyć się z Głównym Ogierem w równej walce — powiedział Stile i pokrótce wyjaśnił sytuację.
— No tak, panie, to tylko kwestia zachowania twarzy. My wampiry lubimy działać skrycie i potrafimy rozwiązywać podobne problemy.
— A więc jesteście inteligentniejsi ode mnie — stwierdził ponuro Stile.
Vodlevile opisał zalecaną w podobnych okolicznościach strategię. Stile aż uderzył się pięścią w czoło.
— Oczywiście! — wykrzyknął. — Niczym nie mogłeś mi się lepiej przysłużyć niż tą prostą radą.
Wampir był bardzo z siebie zadowolony.
— Za każdym razem, kiedy widzę, jak mój syn zamienia się w nietoperza i lata, wspominam Błękitnego Adepta. — Przemienił się szybko w nietoperza i odleciał.
— Jesteś bardzo podobny do mego pana — wyszeptała Błękitna Pani. — On też miał wielu przyjaciół i nielicznych wrogów.
„Ale jeden z nich zabił go”, pomyślał ponuro Stile. „Ten jeden liczy się bardziej niż wszyscy pozostali”.
Ostatnia konkurencja dobiegła końca i zwycięski jednorożec dumnie zszedł z areny. Przyszła teraz pora na specjalne wydarzenie — Główny Ogier przeciwko Błękitnemu Adeptowi w walce uważanej przez wszystkich za nie podlegającą wpływowi magii.
Ogier wkroczył na arenę; umaszczenie i muskulatura czyniły go po prostu wspaniałym. Stile wstał, lecz poczuł, że powstrzymuje go dłoń Błękitnej Pani. Odwrócił się ku niej, niepewny, co chce mu powiedzieć.
Błękitna Pani zawsze wydawała mu się piękna, lecz w tym momencie była wprost nieziemsko urocza.
— Bądź ostrożny, mój panie — powiedziała, i w jakiś sposób słowa te stały się najwspanialszym komplementem.
— Dziękuję ci, pani — odparł. I niosąc Platynowy Flet, ruszył naprzeciw Ogierowi.
Jednorożce utworzyły wokół nich ogromny krąg, odcinając ich od zewnętrznej magii. Sądziły, że dzięki temu Stile nie zdoła skorzystać z zasobów znajdującej się w środowisku mocy, i w normalnych warunkach miałyby rację. Lecz Wyrocznia pozwoliła mu znieść to ograniczenie. Był to dług, który miał wobec Hulka, gdyż przyjaciel poświęcił dla jego dobra swoje jedyne pytanie, które mógł zadać Wyroczni; z tego właśnie powodu Stile wziął na siebie zobowiązanie Hulka wobec wampira. Vodlevile jednak odwdzięczył mu się teraz za oddaną przysługę i w związku z tym Stile uważał, że nadal jest dłużnikiem ogra.
Stile podarował Hulkowi prawo do odszukania protońskiego odpowiednika Błękitnej Pani, czym może spłacił po części swój dług, a może to nie wystarczy. Pamiętał dobrze, że zgodził się na odwiedziny Hulka w Wyroczni tylko dzięki subtelnym naleganiom Błękitnej Pani, która czuła, na co się zanosi. Chciała rozwiązać ten problem, zanim Stile zorientuje się we wszystkim. Jak więc należało postąpić? Stile czuł, że musi jeszcze raz przemyśleć całą sprawę; niełatwo ustalić, co jest słuszne, ale zawsze warto próbować.
Stał teraz pośrodku ogromnej areny, naprzeciw Ogiera. Kontrast między ich postaciami był uderzający: ogromny jednorożec i drobny mężczyzna. Mimo to nikt z widowni nie śmiał się; Stile jest Błękitnym Adeptem.