— Kobietę podobną do ciebie spotkałem w alternatywnym świecie — ciągnął Hulk — który geografią przypomina Proton, ale ma prawdziwą atmosferę, wodę, roślinność i wiele gatunków istot żywych. Idealny świat, gdyby nie… — zamilkł na chwilę. — Pamiętaj, ostrzegałem. W tym świecie, nazywanym Phaze, nauka jest bezradna, ale działa magia.
— Magia działa — powtórzyła, chcąc wprawić go w dobry humor.
— Tak. Zabrał mnie do krainy, w której żyją jednorożce, wilkołaki i wampiry. Rzucił kilka zaklęć i został Błękitnym Adeptem, jednym z głównych magów tego świata. Ale wcześniej zabił go inny Adept, więc służyłem mu za straż przyboczną i chroniłem jego żonę, to znaczy ciebie.
— Masz rację — rzekła poważnie Bluette. — Trudno w to uwierzyć. Doceniam twoją wyobraźnię i jestem pewna, że celujesz w grze w kłamstwa. Czuję się też zaszczycona, że uczyniłeś mnie bohaterką tej fantazji. Ale jak się to ma do naszego porwania?
— Wrogi Adept prawdopodobnie też może przekraczać zasłonę — ciągnął niezręcznie Hulk. — Działa więc w obu światach. Nie mogąc pozbyć się Błękitnego Adepta na Phaze, zaczął zastawiać na niego pułapki na Protonie. Na pewno sądził, że Błękitny Adept przyjdzie po ciebie osobiście, więc zorganizował to tak, by każdy, kto pojawi się na zamku, z wyjątkiem twojego pracodawcy i jego niewolników, został porwany. Ale w pułapkę wpadł niewłaściwy człowiek.
— To czemu zalecasz się do żony swego przyjaciela? — spytała czujnie Bluette. Nie należała do istot myślących powoli. Stile już to wcześniej zauważył, mając do czynienia z jej sobowtórem.
— Większość ludzi istnieje w obu światach. Kiedy jeden z sobowtórów umiera, drugi może przejść przez zasłonę, zajmując jego miejsce. Kiedy zginął Błękitny Adept, jego sobowtór z Protonu przeszedł na Phaze i starał się o względy wdowy — Błękitnej Pani. Uznał jednak, że należałoby też ubiegać się o względy jej protońskiego sobowtóra, czyli twoje, Bluette.
— I pozwolił, byś robił to ty, skoro jestem mu niepotrzebna?
— Nie ma niepotrzebnych diamentów — stwierdził Hulk. — Każda cenna rzecz znajdzie swego amatora. Mój przyjaciel jest człowiekiem szczodrym, pani. Kocha cię, lecz weźmie tylko tę z was, którą spotkał jako pierwszą. Jego zainteresowanie twoją osobą nie wynika, moim zdaniem, tylko z waszego podobieństwa.
— Mam nadzieję. A co ty na to? Wyglądasz na człowieka, który może przebierać wśród kobiet. Po co przyjmujesz to, co twój przyjaciel odrzuca? Czy jest on potężniejszy nawet od ciebie?
— W pewnym sensie, pani. Wydaje mi się też, że jesteśmy podobni do siebie w wielu sprawach, włączając w to nasze upodobanie do tych samych kobiet. Lepiej nie potrafię tego wyjaśnić.
— Myślę, że możesz. Czy byłeś blisko z jego żoną?
— Strzegłem jej przed niebezpieczeństwem w czasie jego nieobecności. Poznałem ją dobrze; wszystkie jej ukryte zalety. Jestem człowiekiem honoru: gdy zrozumiałem, co się dzieje, wyjechałem.
— Ale co masz na myśli? — spytała Bluette. — Gdybym była żoną jednego, nie uwodziłabym innych.
— Nigdy! — zgodził się pospiesznie Hulk. — Ty, to znaczy, Błękitna Pani… nigdy w żaden sposób… to wszystko odbyło się w mojej wyobraźni, to jednostronne uczucie… Ale w tym świecie ona nie jest żoną mego przyjaciela i nigdy nią nie będzie; on nie chce jej nawet zobaczyć. To znaczy ciebie. Wobec tego ja do ciebie przyszedłem, do jej sobowtóra.
— Powoli, kolego. Nie udało mi się jeszcze przejść ze świata twojej fantazji do świata rzeczywistego. — Przechyliła głowę. — Jak się nazywasz?
— Hulk. To ze starożytnego komiksu. Uśmiechnęła się.
— A mnie nazwano na cześć słynnego konia.
Roześmiali się czując, że zaczynają się lubić.
— No więc, Hulk — powiedziała po chwili. — Co dało ci powód, by sądzić, że któraś z moich postaci będzie gotowa ulec twoim zabiegom? Dlaczego miałabym flirtować ze strażnikiem w którymkolwiek z alternatywnych światów?
— Jak to przyjmiesz, to już twoja sprawa — Hulk rozłożył ręce — ale ja musiałem spróbować. Zawsze mnie możesz odrzucić.
— A jednak musiała być to trudna decyzja.
— Pewnie tak. — Hulk kiwnął głową. — Phaze jest pełna życia, włączając w to bakterie i wirusy. Moja naturalna odporność na tego typu choroby jest niewielka, gdyż Proton jest prawie zupełnie sterylny. — Umilkł zastanawiając się. — Tak, sterylny i to nie tylko w tym jednym aspekcie. — Machnął ręką sygnalizując, że nie ma to większego znaczenia. — Zachorowałem. Błękitna Pani zorientowała się, o co chodzi. Kazała mi się położyć i dotknęła mnie, a jej dłonie miały w sobie leczniczą moc, która przeniknęła mnie na wylot.
— O, tak — zgodził się Stile, odrywając się na chwilę od magii holograficznej wizji. — Ja też poznałem dotyk tych dłoni.
— Nie jesteś zazdrosny? — spytała Sheen. — Interesuje mnie to tylko z punktu widzenia robota.
— Co oznacza, że to ty jesteś zazdrosna — stwierdził Stile. — Uważasz, że Błękitna Pani jest zbyt piękna.
— Gdyby chodziło tylko o urodę, to miałabym jakieś szansę. Uważam, że poświęcasz jej zbyt wiele uwagi.
— Ale nie na Protonie. Hulk odstąpił mi ją na Phaze; ja robię dla niego to samo na Protonie. Dla żadnego z nas nie była to łatwa decyzja. Tak, jestem zazdrosny. Ciężko mi patrzeć, jak zaleca się do niej inny mężczyzna.
— A jeszcze ciężej, gdy ona patrzy na to przychylnie. Dobrze ci tak.
— Dobrze mi tak — zgodził się Stile.
— Nie oddaję tak łatwo ani mego ciała, ani serca — tłumaczyła Bluette Hulkowi. Kiedy Sheen i Stile rozmawiali, holograficzna scena zamarła; to Sheen dotknęła któregoś z przycisków. — Jesteś śmiesznym człowiekiem opowiadającym bajki. Ale nie ma żadnych wątpliwości, że zostaliśmy uwięzieni i na pewno ktoś będzie nas przesłuchiwał. Czy opowiesz tę samą historyjkę porywaczom?
— Nie wiem jeszcze. Nie jestem tym, którego miano porwać. — Hulk zastanawiał się przez chwilę. — Pani, obawiam się, że nic dobrego nie może nas czekać, gdy pomyłka zostanie zauważona. Byłoby lepiej, gdyby porywacz nie zdawał sobie z tego sprawy.
— Dlaczego?
— Myślę, że porywacz chce czegoś więcej niż tylko śmierci mego przyjaciela. W przeciwnym wypadku roboty nie przyniosłyby nas tu, lecz zabiły na miejscu. Może potrzebne mu są informacje. A skoro porwanie jest przestępstwem, nawet jeśli dotyczy niewolnika, porywacz zabije mnie, bym nie mógł opowiedzieć tej historii mojemu pracodawcy.
— Aha. Ja też nie będę nadawać się więcej na przynętę. Ale nie wiem, co możemy zrobić. Jeśli zepsujemy holoprzekaźnik, porywacz zaraz o tym się dowie i przyśle… Mówiłeś, że to były roboty.
— Kiedy odzyskiwałem przytomność, zobaczyłem dwa.
— I to one mają maski tlenowe, w których nas tu przyniosły — stwierdziła Bluette, która nagle zrozumiała, o co tu chodzi. — Co proponujesz, Hulk?
— Po pierwsze, muszę zniknąć z oczu kamery. Po drugie, musisz nazywać mnie Stile i opisać jako bardzo niskiego mężczyznę, niższego niż ty. Historia pozostaje ta sama… Zgodnie z tym, co on ci powiedział, przyszedł, żeby cię wyratować, i wpadł w pułapkę.