Выбрать главу

I w tym cała rzecz. Jego aspiracje niepomiernie wzrosły. Nie miał żadnej pewności, że zdobędzie to, czego pragnie, lecz musiał postępować tak, jakby było to możliwe. I musiał wytłumaczyć to Neysie tak, by nie zranić jej uczuć.

— To, co zaszło między nami, było dobre — zaczął. — Ale teraz pragnę samicy z mego własnego gatunku, tak jak ty pragniesz urodzić źrebaka, którego dać ci może tylko samiec jednorożca. Nasza przyjaźń przetrwa, gdyż wyrasta ponad to; zmieni się tylko jej charakter. Gdyby nasz związek nie stracił seksualnego charakteru, utrudniłoby to moją przyjaźń z twoim źrebakiem, który niedługo przyjdzie na świat, i twoją z moim dzieckiem, o ile będę je kiedyś miał.

Neysa wyglądała na zaskoczoną. Wydawało się, że wręcz próbuje zastrzyc uszami. Nie pomyślała o tym aspekcie sprawy. Przyjaźń oznaczała dla niej bezgraniczne zaufanie i oddanie, nie podlegające wpływom skomplikowanych interakcji z innymi istotami. Stile miał nadzieję, że będzie w stanie zrozumieć i zaakceptować zmienioną rzeczywistość.

Nagle Neysa pochyliła się i pocałowała go, odnajdując jego twarz z niesamowitą dokładnością — a może to zaklęcie osłabło? — i w chwili gdy ich wargi zetknęły się, powróciła do swej naturalnej postaci. Stile zobaczył, że całuje jednorożca. Zarzucił jej ręce na szyję i ze śmiechem pociągnął za czarną, lśniącą grzywę.

A potem wskoczył na jej grzbiet, objął ją jeszcze raz i ruszyli w dalszą drogę. Wszystko było w porządku.

Rozdział 2

PANI

Po powrocie do Błękitnego Królestwa Stile cofnął zaklęcia: stał się widzialny i odzyskał ciężar, po czym odesłał Neysę na pastwisko i rozpoczął rozmowę z Hulkiem i Błękitną Panią.

— Za dwa tygodnie mam stoczyć rytualny pojedynek z Ogierem — powiedział. — W czasie obchodów Rożcolimpiady. Będziemy walczyć o honor i prawo do posiadania Neysy w tym sezonie. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym mu dorównać, i na pewno skończy się to dla mnie poniżeniem.

— I o to właśnie mu chodzi — stwierdził Hulk. — Nie o krew, a o honor. Ogier pragnie odebrać coś cennego Błękitnemu Adeptowi, publicznie, a nie dzięki kradzieży lub kruczkom prawnym, lecz zgodnie z wszelkimi regułami.

Niebieskie oczy Pani zabłysły ogniem. W tym świecie wyrażenie to należało brać dosłownie: słońce na chwilę zajaśniało. Pani nie była co prawda Adeptem, ale miała spore umiejętności magiczne. Takie drobiazgi wciąż interesowały Stile’a, który dopiero od niedawna przebywał na Phaze.

— Żadne stworzenie nie jest w stanie upokorzyć Błękitnego Adepta! — zawołała.

— Tak naprawdę to nim nie jestem i Ogier dobrze o tym wie — przypomniał jej, zupełnie niepotrzebnie, Stile.

— Masz jego wygląd, moc i stanowisko — odparła stanowczo. — To nie twoja wina, że nim nie jesteś. Dla dobra królestwa nie możesz pozwolić, by jednorożec cię pokonał.

Dla niej wszystko ograniczało się do kwestii przetrwania Błękitnego Królestwa. Stile’a traktowała jak marionetkę.

— Gotów jestem zaakceptować wszelkie propozycje — odparł łagodnie. — Zapytałbym Wyrocznię, jak mogę zwyciężyć, gdyby nie to, że wykorzystałem już moje pytanie, zdobywając obecne stanowisko.

— Wyrocznia — powtórzył Hulk. — Każdy ma prawo do jednego pytania, tak?

— Tylko jednego — potwierdził Stile.

— Wobec tego ja mogę je zadać!

— Nie powinieneś marnować swego pytania na rozwiązywanie cudzych spraw — zaprotestował Stile. — Zapytaj lepiej o swoją przyszłość na Phaze. Kto wie, co dobrego może cię tu czekać — wystarczy, że zapytasz.

— Ale ja chcę to zrobić — upierał się Hulk. — Neysa jest również moim przyjacielem, a ty pokazałeś mi, jak dostać się do tego cudownego, niewiarygodnego świata. Nie mogę nie pomóc ci w tej sprawie.

— Pozwól mu iść — szepnęła Pani.

Stile rozłożył ręce.

— Jeśli naprawdę tak uważasz, to idź, i niech towarzyszy ci moje błogosławieństwo. Pozostanę na zawsze twoim dłużnikiem. I oczywiście zorganizuję ci magiczny pojazd…

— Nie, wolę udać się tam na własnych nogach.

— To zbyt daleko. Nie zdążysz wrócić na czas. Muszę jak najszybciej wiedzieć, co mam robić. Jeśli okaże się, że muszę się czegoś nauczyć…

— No, niech będzie — zgodził się Hulk. — Ale pamiętaj, że nie umiem jeździć na jednorożcach.

Pani uśmiechnęła się i cała komnata na chwilę pojaśniała.

— Nie znam nikogo oprócz mego pana, Stile’a i mnie, kto zdołałby dosiąść jednorożca bez jego przyzwolenia. Adept zawezwie dla ciebie latający dywan.

— O, nie! Tylko nie latający dywan. Jestem pewien, że zaklęcie przestanie działać, gdy tylko znajdę się nad przepaścią albo legowiskiem smoka. Wiecie przecież, że nie jestem zbyt lekki. Czy nie dałoby się załatwić czegoś w rodzaju motocykla?

— Motocykla? — powtórzyła bezmyślnie Pani.

— To urządzenie z tamtego świata — wyjaśnił Stile. — Coś w rodzaju podróżującego koła, przypominające nisko lecący dywan. To nie najgorszy pomysł. Technika tu nie zadziała, ale wyczaruję magiczny pojazd.

Zaczął próbować i w końcu Hulk otrzymał swój motocykclass="underline" dwa drewniane koła, drążek sterowniczy, siodełko i szyba ochronna. Urządzenie to oczywiście nie miało silnika, baku czy kontrolek — napędzane było magią. Hulk musiał jedynie wydawać podstawowe ustne komendy i sterować. Z czystej ciekawości panowie dokładnie zbadali konstrukcję pojazdu, eksperymentalnie sprawdzili zakres działania magii i ustalili, gdzie znajduje się granica między funkcjonującą magią i niefunkcjonującą techniką.

W końcu Hulk dosiadł magicznego motocykla i odjechał bezgłośnie, wzniecając tumany kurzu. Stadko przerażonych tym widokiem kuropatw poderwało się do lotu.

— Mam nadzieję, że nie zabłądzi i nie wpadnie w szczelinę albo na potwora — powiedział Stile. — Mógłby zrobić potworowi krzywdę.

— Nie, Hulk nie jest w stanie nikogo skrzywdzić — zaprotestowała Pani, pomijając milczeniem żart. — W tym ciele atlety kryje się łagodna dusza. Hulk to mądry i uczciwy człowiek.

— Racja. To jeden z powodów, dla których go tu sprowadziłem.

Pani podniosła się i odwróciła, błękitna szata łagodnie zafalowała. Poruszała się z taką elegancją!

— Teraz, kiedy zostaliśmy sami, chciałabym z tobą pomówić, Adepcie.

Stile próbował opanować nagłe bicie serca. Przecież chyba nie powie mu, że jej uczucia w stosunku do niego uległy zmianie. Wiedział, że w oczach Pani wciąż pozostaje uzurpatorem. Jej lojalność wobec zmarłego męża stanowiła przedmiot zazdrości i pragnień Stile’a. Gdybyż odnosiła się tak do niego!

— Kiedy zechcesz, pani — odparł.

Zaprowadziła go do swej komnaty i posadziła na wygodnym, błękitnym fotelu. Z oddaniem i miłością pielęgnowała błękitne symbole Królestwa. „Aż dziwne”, pomyślał z dobrotliwą ironią, „że nie przefarbowała sobie włosów na niebiesko”.