Rozegrali podplansze i wylosowali górę lodową. Konkurencję rozgrywano na zamarzniętym wodospadzie o wysokości około piętnastu metrów, na który wspinano się przy pomocy raków i haków. Asekuracja odgórna zapewniała bezpieczeństwo, lecz wspinaczka była wyczerpująca. Stile nie potrafił sobie wyobrazić, jak starszy mężczyzna miał zamiar sobie z tym poradzić.
Stile był jak zwykle nagi; musiał teraz nałożyć rękawice, buty z rakami i obwiązać się liną. Nie potrzebował odzieży ochronnej; lód zamrażano od wewnątrz, a powietrze w kopule było ciepłe. Nagi mężczyzna mógł sobie dobrze radzić; rozgrzewało go ciepło produkowane w czasie wspinaczki.
Luźne szaty obywatela przeszkadzały we wspinaczce. Zdejmował je powoli.
Stile poczuł zdziwienie. Pod szatą obywatela kryło się żylaste, dobrze umięśnione ciało. Mężczyzna starszy był od Stile’a… może nawet dużo starszy, biorąc pod uwagę procesy odmładzające… lecz miał tors dobrze zbudowanego czterdziestolatka. Przewaga Stile’a okazała się mniejsza, niż sądził.
Zebrali swój sprzęt i podeszli do lodospadu. Błyszczał pięknie jak przezroczysty kwarc. Stile miał się wspinać przy prawej krawędzi, obywatel przy lewej. Pierwszy, który dotknie elektronicznego czujnika na górze, zostanie zwycięzcą. Pierwszy, który odpadnie — przegra. Teoretycznie można było zawisnąć na linie ubezpieczającej i kołysząc się na niej, przeszkadzać przeciwnikowi, lecz oznaczało to porażkę. Rzucanie w drugiego gracza hakami groziło dyskwalifikacją. Na oszukiwanie i nieczystą grę nie było miejsca w Turnieju.
Obywatel stanął twarzą do lodospadu i wpatrywał się w niego, stojąc nieruchomo. Pojedynek powinien się był już zacząć, ale obywateli nie wolno popędzać. Stile musiał czekać.
Mężczyzna trwał w milczeniu przez kilka minut. O co tu chodzi? Stile, zawsze czujny, zaniepokoił się tym postępowaniem. Musiał istnieć jakiś powód. Dlaczego ktoś miałby odwlekać pojedynek, stojąc jak w transie?
Trans! To jest to! Obywatel wprowadzał się w autohipnozę, lub też stosował jedno z ćwiczeń jogi, mających pozwolić mu na wykorzystanie wszelkich możliwości ciała, bez żadnych ograniczeń. To stąd brała się siła szaleńców i matek, broniących zagrożonych dzieci. Stile nigdy tego nie robił; wolał prowadzić normalne, zdrowe życie, zachowując ostatnie siły na prawdziwe niebezpieczeństwo. Najwyraźniej obywatel nie odczuwał takiej potrzeby.
Mogło to oznaczać niezłe kłopoty! Nic dziwnego, że stary zaszedł tak wysoko w Turnieju. Jego wygląd wprost kusił przeciwników, by wybierali konkurencje fizyczne, a wtedy on, korzystając z ukrytych zasobów swego ciała, pokonywał ich. Stile również znalazł się w tej pułapce.
Lecz był przecież dzięki swej niewielkiej wadze, wysokiej sprawności fizycznej i nieustannemu praktykowaniu wszelkich dyscyplin gry doskonałym wspinaczem. A przynajmniej do czasu, gdy przestrzelono mu kolana. Mógł jednak wbijać haki w takich odstępach, by uniknąć nadmiernego zginania stawów, więc zranienie nie powinno mu specjalnie przeszkadzać. Niewielu ludzi potrafi wspinać się szybciej niż on. Trans to świetna sprawa, ale żeby z niego korzystać, trzeba dysponować jakimiś rezerwami sił, a wielokrotnie odmładzane ciało obywatela mogło ich wiele nie mieć.
Stile wykonał kilka lekkich ćwiczeń rozluźniających mięśnie. Oczywiście, potrafił swobodnie wprowadzać się w lekki trans, lecz nigdy tego nie robił. Nawet w takich sytuacjach jak ta.
Wreszcie obywatel wyszedł z transu.
— Jestem gotów — oznajmił.
Opasali się linami. Lina ubezpieczająca przesuwała się w miarę postępów wspinaczki, zawsze do góry, nigdy w dół. W przewidywaniu wysiłku puls Stile’a zaczął bić szybciej, a oddech się skrócił.
Rozległ się gong oznajmiający początek wyścigu. Obaj przeciwnicy rzucili się do wbijania pierwszego haka. Ta konkurencja ma swoje małe subtelności; zmienne warunki środowiska powodowały przemiany w strukturze lodu. Czasami miękł nieco i haki wchodziły lekko, lecz nie trzymały się dobrze; tego dnia natomiast lód był bardzo twardy i kruchy. Każdy hak należało wbić jak najszybciej, a więc ocena stanu lodu stawała się niezwykle ważna. Jeśli zawodnik guzdrał się, zbyt starannie umieszczając każdy hak i zapominając, że służyć on będzie tylko przez chwilę, tracił czas i zmniejszał swą szansę wygranej; jeśli zaś wspinał się nieuważnie, mógł odpaść i przegrać. Wybór właściwej taktyki był więc równie ważny, jak siła fizyczna i wytrzymałość.
Obywatel był szybszy. Stał już na pierwszym haku i wbijał drugi, wysoko nad głową Stile’a. Spieszył się i uderzał młotkiem zbyt mocno, lecz na razie lód trzymał. Stile był tuż za nim, lecz odległość między nimi powiększała się; Stile grał ostrożnie. Lód to dziwna substancja; czasami wydaje się wytrzymywać wszystko, ale potrafi sprawiać niemiłe niespodzianki.
Posuwali się ku górze. Stile zostawał coraz bardziej w tyle, ale nie odważył się mocniej uderzać w haki. Mógł tylko z podziwem obserwować szczęście, które wydawało się nie opuszczać obywatela, i mieć nadzieję, że prawa natury…
Stało się. W połowie drogi do zwycięstwa lód nie wytrzymał nacisku haka. Obywatel mógł jeszcze przenieść hak na nowe miejsce i wbić go ostrożniej, lecz wtedy straciłby tyle czasu, że Stile by go dogonił. Prawa statystyki w końcu zadziałały.
Jednak pogrążony w transie obywatel zupełnie tego nie zauważył. Automatycznym ruchem stanął na haku, który natychmiast wypadł. Obywatel zawisł na linie… Został zdyskwalifikowany.
Stile nie musiał nawet kończyć wspinaczki. Wystarczyło, że wspiął się o centymetr wyżej niż jego przeciwnik. Ostrożność, uwaga i znajomość praw statystyki przyniosły mu łatwe zwycięstwo. Mimo to dziwnym trafem nie uważał, że osiągnął je tanim kosztem.
Tym razem nie było żadnych fałszywych wezwań. Sheen zajęła się wszystkim; wypytała go o ostatnie przeżycia na Phaze i pozwoliła mu zasnąć. Podobnie jak Błękitna Pani, nie pochwalała walki z Czerwoną Adeptką w jej własnym królestwie.
— To twarda sztuka. Widziałam na hologramie. Jest gotowa poderżnąć ci gardło z radosnym uśmiechem. Lecz ja jestem tylko maszyną logiczną — poskarżyła się. — Nie mogę powstrzymać nielogicznego postępowania cielesnego stworzenia o męskim mózgu od popełnienia szalonej głupoty.
— Racja — zgodził się spokojnie Stile. — Powiedz nawet „błazeńskiej głupoty”. — Sheen zawsze powoływała się na swoje techniczne pochodzenie, kiedy coś wytrąciło ją z równowagi.
Najpierw jednak musiał rozegrać siódmą rundę. Przeciwnikiem okazał się niewolnik w tym samym co Stile wieku. Na imię miał Clef, co nawiązywało do symbolu klucza muzycznego używanego w zapisie nutowym. Był to wysoki, szczupły mężczyzna, który znalazł się wśród zakwalifikowanych do Turnieju wyłącznie dlatego, że najlepsi gracze jego drabiny wiekowej chcieli uniknąć uczestnictwa. Stile znał wszystkich mistrzów gry wśród niewolników, lecz Clefa widział po raz pierwszy. Oznaczało to, że człowiek ten nie mógł być wykwalifikowanym graczem, choć prawdopodobnie był ekspertem w pojedynczych konkurencjach.
Oczekując swojej kolejki, gawędzili przez chwilę. — Zwycięzca tej rundy otrzyma dodatkowy rok pobytu na Protonie — przypomniał Stile — albo nawet więcej, jeśli dojdzie do wyższych rund.
— Tak, moim największym marzeniem jest osiągnięcie ósmej rundy — stwierdził Clef. — Nie mam, w przeciwieństwie do ciebie, szans na wygranie Turnieju.
— W przeciwieństwie do mnie?
— Mam nad tobą pewną, że tak powiem, przewagę — wyjaśnił Clef. — Znam twoje kwalifikacje w grze. Żeby było fair, powinienem wyjawić ci moje mocne punkty.