Ręka Stile’a zastygła w połowie drogi.
— Co?
Odpowiedzi udzieliła mu maszyna.
— Głosy doradcze nie są dla sędziów wiążące. Stile został zwycięzcą ukończonej właśnie konkurencji. Proszę opróżnić salę przed kolejnym meczem.
— Ale… — zaczął protestować oszołomiony Stile, lecz jego słowa zagłuszyły burzliwe oklaski widowni, a w głośnikach rozległ się równie silny aplauz zachwyconych ludzi, którzy przysłuchiwali się transmisji na zewnątrz.
Clef ujął go mocno pod ramię i poprowadził do wyjścia. Zdumiony, nic nie rozumiejący Stile pozwolił sobą kierować.
Za drzwiami uformowała się już kolejka. Na jej czele stał Strzelec. Obywatel złapał Stile’a za rękę i mocno nią potrząsnął.
— Gratuluję! — powtarzał. — Cudowna gra! — Potem inni kolejno zaczęli mu winszować, aż wreszcie przebiła się do niego Sheen.
Clef odwrócił się do wyjścia.
— Poczekaj! — krzyknął Stile. — Nie możesz tak odejść! To jakaś pomyłka! To ty wygrałeś! Czy wszyscy oszaleli?
— Nie, ty jesteś zwycięzcą. — Clef uśmiechnął się. — Dziwne, że jeszcze tego nie zauważyłeś.
— Powinieneś złożyć protest! — upierał się Stile. — Przecież słychać było wyraźnie, że grasz lepiej. Myślę, że jesteś najlepszym muzykiem na świecie!
Sheen zaprowadziła ich do wagonika metra.
— Możliwe… ale dopiero teraz — przyznał Clef. — Pokazałeś mi, jak mam wzbogacić grę. Jestem twoim dłużnikiem.
— Ale jak…
— To przyjemność móc cię czegoś nauczyć. — Uśmiechnął się Clef. — Pamiętasz, jak graliśmy za pierwszym razem i uzyskaliśmy remis?
— Aha — skrzywił się Stile.
— I jak wyjaśniłeś mi, że muzyka nie może obejść się bez współuczestnictwa, że żaden człowiek nie jest wyspą?
— Tak, oczywiście! Okazałeś się bardzo pojętnym uczniem!
— Duet jest przedsięwzięciem wspólnym. Jeden musi pomagać drugiemu albo obaj poniosą klęskę.
— Oczywiście, ale…
— Człowiek, który lepiej gra solo, lepszy też będzie w duecie… o ile znajdzie wsparcie w partnerze. Harmonia i kontrapunkt dadzą muzyce nowy wymiar.
— Tak, grałem lepiej, gdyż wiedziałem… byłem pewien, że nie uczynisz żadnego błędu… Ale ty zagrałeś jeszcze lepiej i wzbogaciłeś muzykę bardziej niż ja.
— Też tak sądzę. Ale było to możliwe tylko dzięki twojej pomocy — tłumaczył Clef. — Ja mogłem ci zaoferować tylko bezbłędne technicznie wykonanie, przynajmniej na samym początku; ty pokazałeś mi, jak wypełnić muzykę uczuciem. Nauczyłeś mnie. Samemu nigdy nie udało mi się tego osiągnąć, lecz w duecie z tobą poczułem prawdziwą siłę muzyki, jej duszę i serce. Napełniła mnie sobą, czułem, jak zlewam się z nią w jedność i po raz pierwszy w życiu… uleciałem.
— I wygrałeś! — wykrzyknął Stile. — Zgadzam się ze wszystkim, co powiedziałeś. Obaj wiemy, jak wiele skorzystałeś. Zagrałeś moim sposobem, ale lepiej niż ja mógłbym to kiedykolwiek uczynić. Jednym susem z ucznia stałeś się mistrzem! Sędziowie nie mogli tego nie dostrzec!
— I dostrzegli. Znam ich od lat i oni mnie. Często razem grywaliśmy.
I mimo to dali zwycięstwo Stile’owi? Czyżby chcieli sprawić wrażenie bezstronnych?
Wagon zatrzymał się. Sheen wzięła ich obu za ręce i zaprowadziła do mieszkania.
— I dlatego wygrałeś — upierał się Stile. — To jasne.
— Spójrz na to z drugiej strony; robisz się równie uparty jak ja kiedyś. Jeśli grasz solo na jakimś instrumencie i robisz to dobrze, a potem grasz ten sam kawałek na innym instrumencie tego samego typu i efekt jest lepszy, to gdzie kryje się źródło poprawy?
— W instrumencie — odparł Stile. — Należy założyć, że moje kwalifikacje nie uległy zmianie.
— Właśnie. A teraz wyobraź sobie, że grasz w duecie z jakąś osobą, a potem z inną i z tą drugą grasz lepiej?
— Prawdopodobnie ten drugi muzyk jest lepszy i to pozwala mi… — nagle Stile umilkł. Zaczynał rozumieć. — Jeśli moja muzyka staje się lepsza dzięki innemu muzykowi, to wszystko zawdzięczam jemu!
— Kiedy graliśmy razem, nauczyłem się więcej niż ty — ciągnął Clef. — Kto z nas wniósł więc więcej do wspólnego przedsięwzięcia? Ten, który stanął na szczycie, czy ten, który go tam postawił?
— Duet… nie jest po to, by popisywać się indywidualnym mistrzostwem — Stile powoli to sobie porządkował. — Ma ujawnić mistrzostwo zbiorowe. Każdy jest tylko częścią zespołu. Ale komputer nie może tego wiedzieć. Więc nie powinien…
— Ostateczna decyzja należała nie do maszyny, lecz do muzyków, i to ich głos był decydujący.
Mózg człowieka jest, mimo wszystko, bardziej złożony od mózgu najinteligentniejszej z maszyn! Oczywiście, muzycy narzucili swój punkt widzenia!
— Tak więc ja wspomogłem twoje wysiłki…
— Bardziej niż ja twoje — dokończył Clef. — Ustąpiłeś mi z drogi; poświęciłeś się dla dobra muzyki. Byłeś lepszy; dałeś z siebie więcej niż ja, tym samym pokazałeś, że twój udział ważniejszy jest od mojego. Przy tobie każdy zostałby mistrzem. To jest właśnie ten drobny aspekt, który rozumieją eksperci, a którego zupełnie nie uwzględnił ani komputer, ani widzowie. Eksperci rozumieli, że ty dałeś mi możliwość pokazania wszystkiego, co we mnie najlepsze. Należysz do tych muzyków, którzy lepiej czują się w grupie; twój talent polega na uzewnętrznianiu zdolności innych.
Duet z Neysą. Ich melodie były zawsze takie piękne.
— Ja… chyba masz rację — przyznał, wciąż jeszcze oszołomiony.
— Teraz pozwól — Clef wyciągnął do niego rękę — że pogratuluję ci zasłużonego zwycięstwa. Jesteś lepszy i mam nadzieję, że daleko zajdziesz w Turnieju.
— Zwyciężyłem dzięki dosyć niekonwencjonalnemu sędziowaniu, ale na pewno nie jestem lepszy. — Stile uścisnął dłoń Clefa. — Lecz skoro przegrałeś… nie będziesz mógł już więcej grać na Protonie.
— Mam przecież jeszcze rok dzięki specjalnej nagrodzie. A poza tym razem daliśmy najpiękniejszy recital harmonijkowy w historii Protonu. Nie to jest jednak najważniejsze. Proton nie jest mi już potrzebny. Ty podarowałeś mi cały Kosmos! Dzięki temu, czego mnie nauczyłeś, mogę grać wszędzie i dostawać nieograniczone wprost honoraria. Mogę żyć jak obywatel. Naprawdę, zyskałem więcej, niż straciłem.
— Cieszę się — uspokoił się Stile, — Muzyk twojego kalibru… najlepszy, jakiego można oczekiwać… — Umilkł i coś wspaniałego zaczęło przychodzić mu do głowy. — Twoim ulubionym instrumentem jest flet, prawda?
Clef uniósł wyrazistą brew.
— Oczywiście. Pracodawca dostarczył mi srebrny flet, a czasami mogę grać na złotym. Mam nadzieję, że pewnego dnia będzie mnie stać na taki instrument. Jego dźwięk…
— A co myślisz o flecie platynowym?
— To byłoby najlepsze! Ale wszystko zależy od tego, kto go zrobił. Mistrzostwo wykonania ważniejsze jest od metalu, choć oczywiście najlepszy rzemieślnik nie może poprawić natury metalu. Lecz na cóż te głupie marzenia. Jedynymi rzemieślnikami, którzy potrafią poradzić sobie z platyną, są ludzie z Ziemi.
— Sheen — mruknął Stile.
Sheen wyciągnęła Platynowy Flet i podała go Clefowi.
Ujął go w ręce z szacunkiem i strachem.
— Więc on naprawdę istnieje! Platynowe arcydzieło! Nie rozpoznaję twórcy, lecz wykonanie wydaje się doskonałe. Kto to był… czy jest to wyrób obcych?
— Elfów — odparł Stile.
— No, nie. — Clef wybuchnął śmiechem. — Ja chcę naprawdę to wiedzieć. To ma dla mnie ogromne znaczenie. Instrument wydaje mi się wprost idealny.