Выбрать главу

— Lud Kurhanu. Mali Ludzie. Pomiędzy nimi jestem olbrzymem. Wkładają w swoje dzieła trochę magii. Ten flet jest zaczarowany; pożyczono mi go i mogę posługiwać się nim, dopóki nie odnajdę kogoś, kto potrafi lepiej go użyć niż ja. Powinienem rozpoznać cię od razu, kiedy się spotkaliśmy, lecz podejrzewam, że podświadomie nie chciałem rozstać się z tym magicznym instrumentem i tłumiłem w sobie pewne uczucia. Złożyłem jednak przysięgę i muszę jej dotrzymać. Teraz rozumiem, co musiały czuć elfy, gdy oddawały mi ten instrument. Nie tak łatwo jest wypuścić go z rąk.

— Nie wątpię! — Clef obracał flet w dłoniach; nie mógł oderwać od niego oczu. Światło migotało na powierzchni instrumentu, jakby hipnotyzując go. Wreszcie Clef uniósł flet do ust. — Czy mogę?

— Oczywiście. Chciałbym usłyszeć, jak grasz.

I Clef zagrał. Muzyka popłynęła platynowym strumieniem, tak czystym i bogatym, że Stile zadrżał z rozkoszy. Był pewien, że żaden jeszcze człowiek nie grał tak wspaniale. Czysto ludzki zachwyt widać było nawet na twarzy Sheen; coś niezwykłego u robota. Stile nie umiałby tak zagrać.

Clef skończył i znowu wpatrywał się w instrument.

— Muszę go mieć.

— Cena jest bardzo wysoka — ostrzegł go Stile.

— Cena nie gra roli. Wszystko, co zarobiłem na Protonie, jest do…

— Nie pieniądze. Życie. Możliwe, że będziesz musiał porzucić Proton, a nawet swoją karierę zawodowego muzyka. Odwiedzisz kraj magii, gdzie grozić ci będą potwory i wrogie zaklęcia; oddasz flet tym, którzy go zrobili, i nie będziesz miał żadnej gwarancji, że pozwolą ci go zachować. Mogą zażądać od ciebie jakiejś trudnej i czasochłonnej usługi. Może też się zdarzyć, iż raz wszedłszy na ich tereny, nigdy nie zdołasz ich opuścić. Elfy nie lubią ludzi, lecz wciąż poszukują człowieka, którego przyjście zostało przepowiedziane, lecz co takiego ma on zrobić, nie wiem; na pewno coś ważnego i trudnego.

Oczy Clefa nie odrywały się od Platynowego Fletu.

— Pokaż mi tylko drogę.

— Pomogę ci na samym początku, lecz gdy dotrzemy już do ziem Platynowych Elfów, musisz poradzić sobie sam. Flet będzie dla ciebie obroną; w potrzebie może przekształcić się w świetny rapier. Kiedy dojdziesz do Kurhanu, znajdziesz się w mocy elfów. Ale jeszcze raz cię ostrzegam…

— Muszę tam iść — przerwał mu Clef.

Stile rozłożył ręce.

— A więc Flet jest teraz twój. Możesz używać go, dopóki nie dowiesz się, czy naprawdę jesteś tym z przepowiedni. Przeprowadzę cię przez zasłonę. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. — Jakoś nie miał wątpliwości, że Clef z łatwością przekroczy zasłonę.

— Już kiedyś zabrałeś tam Hulka — przypomniała mu Sheen. — Kiedy wrócił…

— Pewne sprawy są poza życiem i śmiercią — odparł Stile. — Będzie to, co ma być. — Cały czas męczył go problem, skąd elfy mogły wiedzieć, że Stile napotka na swej drodze Clefa, człowieka, którego tak bardzo potrzebowały, lecz nie mogły dosięgnąć w tym obcym dla nich świecie. Przecież jego spotkanie z Clefem było czystym przypadkiem… a może…?

Rozdział 10

CZERWIEŃ

— Tak wysłałem go do Ludzi Kurhanu — skończył swą opowieść Stile. — Nie wiem, czego od niego potrzebują, lecz mam nadzieję, że nie spotka go krzywda.

— Elfy nie są złe — odparła Błękitna Pani. — Tak jak i my, posłuszne są swemu przeznaczeniu, lecz zwyczaje ich różnią się od naszych.

— Teraz ja muszę spełnić me przeznaczenie i w końcu stanąć do walki przeciwko mojemu i twojemu wrogowi. Muszę zabić Czerwoną Adeptkę; tak przysiągłem i tak musi się stać.

— Niech więc tak będzie — odparła w zamyśleniu.

Jak zwykle odziana była na błękitno, a jej uroda zniewalała. Znajdowali się w prywatnych komnatach Błękitnego Zamku. Neysa była chwilowo nieobecna; pilnowała, by Clef dotarł bezpiecznie do Ludzi Kurhanu. Wilki Kurrelgyre’a polowały w okolicach zamku, pilnując go przy okazji. Na razie jednak żaden wrogi czyn nie zakłócił spokoju królestwa.

— Rozumiem, co dla ciebie znaczy zemsta — ciągnęła Błękitna Pani. — I z chęcią zobaczyłabym mego pana pomszczonego; nie jestem wcale łagodniejsza od ciebie. A jednak nie podoba mi się to. Jest coś, o czym nie masz pojęcia.

— Mam nadzieję, że nie będziemy się znowu kłócić — zaniepokoił się Stile. — Choć bardzo pragnę twej przychylności, o czym zresztą dobrze wiesz, to jednak nie pozwolę odwieść się od…

— Spór wydaje mi się nieunikniony — przerwała Błękitna Pani — ale inny od poprzednich. Wstyd mi, że wcześniej nadużyłam twej cierpliwości. Obiecałam pomóc ci w twych usiłowaniach i nie złamię danego słowa. Wcale nie podoba mi się rola obrońcy wroga, lecz muszę ci wyjawić, że zostałeś wprowadzony w błąd.

— To nie Czerwona Adeptka jest moim wrogiem? — spytał nagle zaniepokojony Stile.

— Zapomnij choć na chwilę o Czerwonej Adeptce — krzyknęła. — To dotyczy nas.

— Czy obraziłem cię w jakiś sposób? Wybacz, proszę. Są w tym świecie pewne zwyczaje, których jeszcze…

— Nie przepraszaj mnie! To ja cię skrzywdziłam!

— Nie sądzę, byś była do tego zdolna, pani — Stile pokręcił głową.

— Słuchaj mnie! — Jej błękitne oczy rozbłysły nagle, aż pojaśniało w komnacie. — Muszę ci to powiedzieć. — Odetchnęła głęboko. — Wiedz, że nigdy przedtem, zanim ty nie pojawiłeś się w Błękitnym Królestwie, nie skłamałam.

Stile dotąd nie traktował całej tej sprawy poważnie.

— Wiesz przecież, że nie toleruję w królestwie kłamstwa. Jestem pod tym względem wiernym odbiciem mego sobowtóra. Dlaczego mnie okłamałaś? Co ci zrobiłem?

— To dlatego — Błękitna Pani mówiła z trudem — że okłamałam najpierw sama siebie. Nie chciałam dostrzec prawdy. — wyszeptała, a w jej oczach zabłysły łzy.

Stile pragnął objąć ją, pocieszyć, lecz stał sztywno jak najdalej od pani. Nie miał prawa jej obejmować, bez względu na to, co zrobiła. Wspomniał jednak, jak sam wzbraniał się przed uznaniem Clefa za właściwego depozytariusza Fletu, i pomyślał, że może Pani broni się przed ujawnieniem podobnie bolesnej rewelacji. Nie było to kłamstwo, które potępiłby bezwzględnie.

— Pani, muszę to wiedzieć. Co to za kłamstwo?

Kiedyś okłamała go kobieta, bardziej z litości niż gniewu. Kłamstwo to złamało mu serce i odmieniło jego życie. A jednak patrząc teraz w przeszłość, nie potrafił jej tak bardzo winić, gdyż jednocześnie zaznajomiła go z muzyką. Błękitna Pani miała wyższą pozycję niż niewolnica i jej kłamstwo mogło przysporzyć więcej szkód. Wiedział, że nie zrobiła tego dla kaprysu.

Wstała i odwróciła się od niego, zawstydzona.

— Kiedy powiedziałam… kiedy mówiłam ci… — Nie mogła dokończyć.

Stile przypomniał sobie, jak Sheen próbowała początkowo ukryć przed nim swą tożsamość. Zmusił ją do jej ujawnienia i potem tego żałował. Związek z Sheen doprowadził go do Phaze, jeszcze raz zmieniając w zasadniczy sposób jego życie.

Wydawało się, że wszystkie ważne wydarzenia i kryzysy w jego życiu związane są z kłamstwami kobiet.

— Taki jesteś podobny do mego pana! — wyrwało się z ust Błękitnej Pani, ramiona jej drżały.

— To nie przypadek, pani. — Stile uśmiechnął się ponuro. Przypomniał sobie, jak podobna była do niej Bluette, jej protoński sobowtór. Czy zdołała umknąć łapom robota? Stile nie miał odwagi tego sprawdzać. Martwa Bluette byłaby dla niego wyrzutem sumienia. A żywa? Jak miałby się do niej odnosić — pułapka, w którą wpadła, została przecież zastawiona na niego!