Выбрать главу

Neysa parsknęła powątpiewająco, lecz nic nie powiedziała.

Korytarz zwęził się i wprowadził ich do sali luster. Stile o mało co nie wszedł w pierwsze z nich, ustawione pod kątem czterdziestu pięciu stopni, co powodowało, że przejście, choć skręcało, wydawało się prowadzić prosto. Neysa, bardziej niż on wyczulona na takie sztuczki, zatrzymała go w ostatniej chwili. Potem był już ostrożniejszy i omijał lustra w bezpiecznej odległości.

Niektóre z nich zniekształcały obraz, zamieniając go w wielkogłowego i wielkostopego gobłina, a Neysę w groteskową lalkę. Potem następne lustra sprawiły, że wyglądali jak mocno nadmuchane balony. Potem…

Poczuł, że spada. Zapatrzony w lustro, nie zauważył braku jednego fragmentu podłogi. Prymitywna pułapka, a on dosłownie w nią wpadł. Zareagował w dwa różne sposoby i oba okazały się niewłaściwe. Złapał za brzegi otworu, które były zbyt śliskie, by mógł się utrzymać, i rzucił zaklęcie:

— Leć, nie zwlekaj, z pułapki uciekaj!

Zatrzymało to upadek i spowodowało, że zaczął wznosić się do góry, lecz jednocześnie uruchomiło najbliższe amulety, którymi okazały się lustra. Zaczęły zmieniać kształt, wyciągając się jak rozgrzane szkło, sięgając ku niemu amebowatymi pseudokończynami. Były wszędzie, nawet na suficie i w podłodze; Stile nie chcąc wpaść w ich silikonowe objęcia, musiał unosić się pośrodku komnaty.

Neysa przyjęła formę świetlika i krążyła wokół niego. Lustra spuszczały ku nim z sufitu galaretowate macki, zamieniając pokój w jaskinię o przezroczystych stalaktytach. Jeszcze chwila, a zajmą całą wolną przestrzeń.

Drogę ucieczki pokazało im prowadzące ich światełko. Przefrunęli jego śladem przez otwór, w który wpadł przed chwilą Stile, a potem w górę do następnej komnaty, gdzie amulety pozostały uśpione.

Stile chciał już anulować swoje zaklęcie o lataniu, lecz uświadomił sobie, że nie może tego zrobić bez magii, a to znowu uruchomi pułapkę. Nawet nie sądził, że tak trudno będzie mu powstrzymać się od używania czarów. Na razie lepiej już było latać; taki sam dobry sposób przemieszczania się jak każdy inny.

Płynęli w powietrzu za światełkiem. Prowadziło ich przez pokoje z ruchomymi podłogami — co nie było dla nich teraz żadnym utrudnieniem — potem przez las błyszczących włóczni, być może pokrytych trucizną, aż dotarli do komnaty, której osadzone na ruchomych walcach ściany gotowe były zmiażdżyć każdego, kto był na tyle nieostrożny, by włączyć mechanizm wyzwalany naciskiem na środkową płytę podłogi. Była to prawdziwa komnata strachów. Wydawało się, że jedynym ratunkiem może być tu tylko magia. Znaleźli wyjście z tej sytuacji; długo trwający czar nie uruchamiał amuletów. Czyniło to jedynie rzucenie nowego zaklęcia. A więc mieli szansę przetrwać.

Przefrunęli pod portalem i nieoczekiwanie znaleźli się w przyjemnym apartamencie urządzonym w guście protońskich obywateli: freski na ścianach, dywany na podłodze, w oknach zasłony, automat z jedzeniem, odtwarzacz hologramów i sofa. Wytwory techniki nie funkcjonowały na Phaze. Chyba że uruchamiała je magia. Stile nie był pewien, na ile było to możliwe. Czy urządzenie techniczne, pracujące dzięki magicznej mocy, mogło się stać…

Nagle Stile zreflektował się; na sofie spoczywała Czerwona Adeptka.

Zatrzymał się w powietrzu. Tym razem Czerwona nie ukrywała swej płci. Nosiła obcisłą, czerwoną suknię, rozciętą po bokach i z przodu, tak że widać było jej nogi i zagłębienie między piersiami. Bujne, czerwone włosy opadały lśniącą kaskadą na jej ramiona. Patrząc bezstronnie, była zgrabną, atrakcyjną kobietą w tym samym wieku, co Stile… i o głowę wyższą od niego. Nie było wątpliwości, że to ona jest winna śmierci Hulka.

— Zanim to rozstrzygniemy — rzekła — odpowiedz mi, Błękitny, na jedno pytanie: dlaczego?

Zaskoczyło to Stile’a, który spodziewał się raczej nagłego ataku niż pytania. — I ty, wcielenie zła, pytasz mnie, dlaczego?

— Adepci przeważnie nie występują przeciwko sobie. Wiele złego może się zdarzyć, gdy zderzają się wrogie magie. Dlaczego zdecydowałeś się pogwałcić tę zasadę i przyczynić wszystkim tak wiele kłopotów?

— To ja żądam od ciebie odpowiedzi na to pytanie! Cóż złego ci uczyniłem, że zapragnęłaś zamordować mnie i to w obu światach?

— Nie udawaj niewiniątka, draniu! Przecież najechałeś właśnie moje królestwo, co planowałeś od dawna. Słyszałam pogłoski, że uważasz się za uczciwego człowieka. Daj temu teraz dowód i wyjaw mi swoje motywy. Nie potrafię ich sama zgadnąć.

Było w tym coś dziwnego. Czerwona zachowywała się tak, jakby to ona była stroną pokrzywdzoną, i robiła to przekonywająco. Dlaczego miałaby kłamać, przecież jej zbrodnie były dla wszystkich oczywiste? Zachwiało się w nim przekonanie o słuszności i sprawiedliwości jego sprawy; musiał rozwiązać tę sprzeczność… w przeciwnym wypadku nigdy nie będzie pewien słuszności swego czynu.

— Czerwona Adeptko, wiesz dobrze, że przybyłem cię zniszczyć. Nie ma sensu ukrywać dłużej prawdy. Powiedz, czy jesteś szalona, czy też miałaś jakieś powody, by tak postępować?

— Powody! — wykrzyknęła. — Dobrze, Błękitny, skoro już zdecydowałeś się na tę niesmaczną grę, to proponuję ci układ. Ujawnię ci moje motywy, jeśli ty zrobisz to samo.

— Zgoda — odparł, trochę zdziwiony. — Powiem ci, zanim cię zabiję. I jeśli twoja odpowiedź usatysfakcjonuje mnie, zabiję cię szybko, bez niepotrzebnych cierpień. Tyle mogę ci zaofiarować. Przysiągłem z tobą skończyć.

— Oto moje uzasadnienie — zaczęła takim tonem, jakby dyskutowali o pogodzie. — Wróżby były niejasne, lecz niepokojące i ukazywały nadciągające zło. Lud wampirów burzył się i niechętnie spełniał moje polecenia. A jeden z nich zwrócił się nawet do Wyroczni z pytaniem: „Jak możemy pozbyć się ucisku Czerwonej?” Wyrocznia odparła: „Poczekajcie dwa miesiące”. Oddany mi szpieg przyniósł tę wiadomość do zamku i oczywiście musiałam ją sprawdzić. Nigdy nie można być pewnym takich nie przekazywanych bezpośrednio słów Wyroczni; można interpretować je na nazbyt wiele sposobów. Wydawało mi się jednak jasne, że po dwóch miesiącach grozi mi jakieś niebezpieczeństwo… i zwróć uwagę, że czas ten właśnie teraz mija. A więc dosiadłam latającego amuletu i udałam się do Wyroczni. Zapytałam ją: „Co czeka mnie za dwa miesiące?”, a ona odparła: „Błękit zniszczy Czerwień”. Zrozumiałam więc, że muszę działać. Wyrocznia nigdy się jeszcze nie pomyliła, lecz ja nie miałam wyboru. Działam w obu światach; w obu można mi zaszkodzić. Wyrocznia nie powiedziała, że stracę życie, lecz iż zostanę zniszczona, a to może oznaczać wiele różnych rzeczy. Jedynym sposobem zapewnienia sobie bezpieczeństwa było usunąć Błękitnego, zanim on zdoła wystąpić przeciwko mnie. I tak wysłałam Błękitnemu jednego z golemów, będących dziełem Brązowego, wraz z amuletem-demonem i w tym samym czasie odszukałam na Protonie jego sobowtóra, gdyż obawiałam się, że Błękitny może zniszczyć mnie nawet po śmierci. Ktoś jednak ostrzegł cię i wysłał robota, by cię chronił; tej przeszkody nie udało mi się obejść. Muszę zrobić to teraz, lub też stać się ofiarą proroctwa Wyroczni. Jeśli będzie trzeba, umrzemy razem pokazując, że Wyrocznia ma zawsze rację. Jesteś przyczyną wszystkich moich nieszczęść.

Zdumienie nie opuszczało Stile’a.

— Moje motywy są jasne. Zamordowałaś mego sobowtóra, okryłaś żałobą Błękitną Panią, usiłowałaś zabić mnie zarówno na Protonie, jak i na Phaze, i wreszcie spowodowałaś śmierć mego przyjaciela Hulka. Zapłacisz mi za te dwa morderstwa.