Spróbujmy raz jeszcze. Ciało, masa, na przykład masa czegoś, więc synonimem może być ciężar. Ciężar spadł mi z serca, a więc pocieszenie, pociecha. Synonimem pociechy mogłoby być dziecko. Dzieci są pociechą mej starości. Dziecko… co dalej? Czyżby znowu ślepa uliczka, strata czasu, jak w labiryncie, w którym o mało co nie przegrał… też z kobietą. Zbyt wiele czasu już minęło, nie mógł sobie pozwolić na dalsze straty! Emocje współzawodnictwa strasznie komplikowały taką prostą grę. Nie, żadnych powrotów, nie ma już czasu. Dziecko… beniaminek, ktoś ulubiony, coś ulubionego… smakołyk, coś takiego jak delicje, na przykład krem. Dalej! Krem kosmetyczny, synonim — maść, homonim — maść w sensie umaszczenie, a więc odcień koloru… odcień uczucia — o tak, był już blisko! Odcień uczucia… może nastrój, a więc duch i wreszcie dusza. Łańcuch został zamknięty. Chyba że komputer nie zaaprobuje przejścia: dziecko — smakołyk. Rzeczywiście, niezbyt to precyzyjne. Lepiej je czymś zastąpić.
Minęły już jednak cztery minuty. Nie było czasu na wymyślenie czegoś lepszego. Tulip wyglądała tak, jakby była na progu odkrycia. Stile zdecydował się na zgłoszenie swego rozwiązania. — Łańcuch! — zawołał.
— Do licha! — jęknęła Tulip.
— Podaj rozwiązanie — polecił komputer.
Stile zrobił to, skrzętnie kryjąc zdenerwowanie, niepewny prawidłowości jednego ogniwa. Komputer nie zakwestionował go; akceptował bardzo nawet liberalny sposób posługiwania się językiem.
Tulip miała jeszcze minutę na stworzenie łańcucha krótszego lub tej samej długości. Stile czekał, cały w nerwach.
Wyglądało na to, że kobieta poddała się. Minął czas, a ona niczego nie zgłosiła. Stile wygrał, choć chyba walkowerem.
— Gdybyś wybrał FIZYCZNE, inaczej byśmy teraz rozmawiali — stwierdziła przez łzy. Poniosły ją emocje w kluczowym momencie pojedynku i teraz musiała to odreagować.
— I dlatego ominąłem tę opcję — odparł Stile, choć wiedział, że mógłby zawsze wybrać biegi i pokonać Tulip jeszcze szybciej. Zresztą dziewczyna tak wiele nie traciła; ze swoim wyglądem poradzi sobie w każdym zakątku galaktyki. Mimo to Stile czuł lekki niesmak, spowodowany tym nie do końca zasłużonym zwycięstwem.
Przerwy między rundami robiły się coraz krótsze. Stile miał rozegrać dziewiątą rundę po południu tego samego dnia. Planował kilka godzin wolnego czasu poświęcić na wymyślanie zaklęć i sposobów pokonania Czerwonej Adeptki; chciał też odświeżyć się trochę i odpocząć. Martwił się o Sheen; czary przywróciły jej sprawność, ale jak miał zreperować jej, co prawda mechaniczne, lecz pęknięte serce? Zaklęcie, które miało pomóc, nie zadziałało. Sheen straciła jakby część ze swej woli życia i Stile nie wiedział, jak jej pomóc. Lekarstwem mogło być tylko to, czego nie mógł jej dać — miłość. Znowu prześladowała go myśl, że powinien był pozwolić jej umrzeć, a nie skazywać na tę beznadziejną wegetację. Obiecał Czerwonej Adeptce dobrą śmierć, czyż mógł mniej zrobić dla swej przyjaciółki?
Ktoś zapukał do drzwi. Dziwne, goście przeważnie zapowiadali swe przybycie na ekranie wideo. Sheen, czujna na każde niebezpieczeństwo, podeszła do wyjścia.
— Och! — wykrzyknęła, doskonale wprost imitując zdziwienie. — A więc udało ci się przeżyć!
— Muszę mówić ze… Stile’em — poprosił gość. Stile zerwał się na równe nogi. To był głos Błękitnej Pani!
Podszedł do drzwi. Stała tam, trochę potargana, lecz wstrząsająco piękna. Oczywiście, Bluette. Uciekła z łap robota i odszukała człowieka, którego opisał jej Hulk. Sprytna dziewczyna!
Sytuacja była jednak dla niego bardzo niezręczna.
— Wejdź! — zaprosił ją do środka. — Oczywiście, pomogę ci. Jestem właśnie na tropie kobiety, która zabiła Hulka, ale o jednym muszę cię uprzedzić: między nami nie może być nic osobistego.
Zmarszczyła zgrabne brwi.
— Nic?
— Jestem mężem twojego sobowtóra z Phaze — Błękitnej Pani. Wyglądasz, co prawda, tak samo jak ona… i jesteś taka sama jak ona… ale to ją kocham. Nie chciałbym, żebyś przyjęła to za jakieś słowa krytyki; bardzo cię podziwiam. I wiem, że nie jesteś osobiście zainteresowana. Ale… wiesz, gdyby ona pomyślała, że się z tobą widuję…
Kobieta uśmiechnęła się, wcale nie była zakłopotana.
— Rozumiem.
— Stile — przerwała Sheen, która najwyraźniej próbowała mu coś przekazać. — Ona nie jest…
— Nie jest moją kobietą — zgodził się Stile. — Widzisz, Bluette, ja nigdy nie chciałem się z tobą spotkać. To… zbyt deprymujące. I czuję, że po tym wszystkim, co przeszłaś… Czy robot wciąż cię goni? Przynajmniej z tym możemy sobie poradzić!
— Stile, posłuchaj — próbowała dalej Sheen. — Właśnie zrozumiałam, że to…
— Sheen, czy mogłabyś na chwilę przestać wszystko komplikować?! — warknął Stile. — Każda chwila, którą ona tu spędza… Ta kobieta tak podobna jest do mojej ukochanej…
Nowo przybyła znowu się uśmiechnęła.
— Teraz już wiesz, Adepcie, przez co musiałam przejść. Fałsz tak podobny bywa do prawdy.
— Co? — Coś tu nie miało sensu.
— Ciebie… ciebie… ciebie…
Stile zamarł.
— Och, nie!
— Jestem Błękitną Panią — rzekła. — Miło mi słuchać wszystkich tych zapewnień o twej miłości, mój panie, lecz nie po to przeszłam przez zasłonę. Przynoszę ci ważne wiadomości.
Stile nigdy nawet nie próbował wyobrazić sobie Błękitnej Pani na Protonie.
— Ale to znaczy…
— To znaczy, że Bluette nie żyje — dokończyła za niego Sheen. — W końcu minęło już kilka dni. Gdyby udało się jej uciec, dałaby nam jakoś znać.
— O, Boże — jęknął Stile. — Nigdy tego nie pragnąłem. A teraz jeszcze to spotkanie… Nigdy do niego miało nie dojść. — Gdzieś w głębi jego mózgu lęgła się myśl, że Sheen może zrobić krzywdę swej ludzkiej rywalce. I myśl ta przybierała coraz bardziej realne kształty. Trzeba jak najszybciej zabrać stąd Błękitną Panią!
— Mówisz tak, jakby była to rzecz wstydliwa — powiedziała Błękitna Pani. — Od dawna wiem przecież, jak oddaną przyjaciółką jest ci w tym świecie piękna pani Sheen, i szczęśliwa jestem, że wreszcie mogłyśmy się spotkać. — Zwróciła się ku Sheen. — Wymieniłyśmy z Neysą przysięgę przyjaźni. Czyż z tobą mogłoby być inaczej? Jeśli zaszczycisz mnie tym honorem, najszlachetniejsza z dam…
Sheen rozpłakała się. Łzy nie należały do repertuaru typowych zachowań robota, lecz jej przyszło to jakoś naturalnie.
— Och, pani…!
Obejmowały się, płacząc. Stile czuł się lekko ogłupiały. W jakiś dziwny sposób Sheen została uleczona, choć mechanizm tej kuracji pozostawał dla niego tajemnicą.
Kiedy minęły już pierwsze, jakże burzliwe emocje, Błękitna Pani przekazała Stile’owi swe wieści.
— Młody nietoperz przybył do naszego królestwa wielce utrudzony długim i szybkim lotem. Sądziłam, że potrzebuje pomocy, lecz on przyniósł dla ciebie wiadomość.
— Syn Vodlevile’a! — zawołał Stile. — Nigdy nie sądziłem, że on…
— Powiedział, że Czerwona Adeptka powróciła na ruiny swego królestwa i ułożyła straszliwe zaklęcie w formie amuletu-bazyliszka, mające zniszczyć tego, kto będzie trzymał ten przedmiot w rękach. A uruchomi go sam kontakt z Phaze. Czerwona chce dać ci ten amulet na Protonie i w chwili, gdy przeniesiesz go na drugą stronę zasłony…