Выбрать главу

Morderstwo w czasie gry było zupełnie możliwe. Zawody organizowano tak, by zapewnić graczom jak największe bezpieczeństwo, lecz podczas szczególnie wyczerpującego pojedynku uczestnik mógł przecież doznać zawału, sprzęt mógł zawieść w krytycznym momencie, a nieszkodliwy pocisk pistoletu mógł zostać zanieczyszczony jakimś w pełni legalnym, lecz śmiertelnym narkotykiem. Czerwona na pewno spróbuje coś takiego wymyślić, choć czujne oko prowadzącego grę komputera czyniło to zadanie skrajnie trudnym. Stile, ze swej strony, robić będzie wszystko, by jej to uniemożliwić.

W wyższych rundach nie było kolejek; wszystkie urządzenia stały do dyspozycji sześciu tylko graczy. Każdemu pojedynkowi miała przyglądać się ogromna widownia. Na szczęście Stile nie był zmuszony do konwersowania ze swą nieprzyjaciółką. Nie musieli czekać na dostęp do planszy.

Znowu wylosował litery. Za każdym razem, kiedy naprawdę potrzebował cyfr, los odbierał mu tę możliwość.

Stile nie próbował nawet wykorzystywać słabości Czerwonej; nic przecież nie wiedział o jej grze. Wybrał opcję, w której był najlepszy: NARZĘDZIA. Lubił co prawda zwierzęta i dobrze sobie z nimi radził, ale nie życzył sobie więcej footballu z androidami albo gier w zespole szczur — kot — pies.

Na ekranie zapaliło się 4A. A więc Czerwona wybrała UMIEJĘTNOŚĆ.

4A? Przecież nacisnął B.

Zapis komputera był jednak wyraźny; Stile pomylił klawisze. Po raz pierwszy w życiu! Ta nieuwaga mogła kosztować go zwycięstwo!

Nie było czasu na żale. Konkurencja obejmowała śpiew, taniec, pantomimę, gawędziarstwo, poezję, humor i temu podobne. Występom przyglądała się widownia. Stile dobrze sobie radził w tego typu zawodach; Czerwona prawdopodobnie też. Podejrzewał, że Adeptka miała nadzieję na opcję 4B i rzeźbiarstwo; gdyby Stile się nie pomylił, pewnie by się na tym skończyło. Spędziwszy całe życie na wytwarzaniu amuletów, zdobyła w tej dziedzinie ogromne doświadczenie i pogłębiła swe umiejętności. Oczywiście nigdy nie pozwoliłby jej na przeforsowanie ulubionej konkurencji; manewrowałby tak, aż musiałaby wybrać muzykę. Walcząc z Clefem miał niewielkie szansę, a z Czerwoną na pewno uporałby się łatwo. Naturalnie, ona zrobiłaby wszystko, by zapobiec temu wyborowi, i pewnie skończyłoby się na rywalizacji w jakiejś obcej obu stronom specjalności, na przykład pisaniu. Tak więc może pomyłka nie była taka groźna. Stile był mistrzem w większości konkurencji z grupy 4B, a z pozostałymi też był dobrze zaznajomiony. Jeśli Czerwona zechce dorównać mu w tworzeniu wierszy…

Okazało się, że wybór padł na taniec. W porządku, potrafi też tańczyć. Ciekawe, czy miała jakiś ulubiony taniec, na przykład klasyczny menuet? Wolał nie ryzykować; lepiej wybrać jakąś bardziej kreatywną formę, gdzie jego wyobraźnia pozwoli mu uzyskać przewagę. Na pewno nie balet; noga dawała mu się jeszcze we znaki, lecz może coś luźno z baletem związanego.

W końcu zdecydowali się na taniec dramatyczny. Tańczono według scenariusza, ze ściśle określonymi scenami, lecz w ich obrębie tańczący mieli pełną swobodę interpretacji. Występowano w kostiumach; uważano, że strój nie stanowi w tej konkurencji narzędzia. Określenie „nago” nie oznaczało fizycznej nagości; przecież wszyscy niewolnicy chodzili, niczym nie osłaniając ciała. Słowem tym określano gry, które nie wymagały użycia specjalnych urządzeń, do których należał równie dobrze komputer, jak nietoperz lub pies myśliwski. Tak więc, dla rozbawienia publiczności naga sztuka tańczyła w ubraniu. Stile, który zdążył przyzwyczaić się już do zwyczajów na Phaze, nie miał żadnych kłopotów z noszeniem ubrania. Czerwona tym bardziej.

Biorąc to wszystko pod uwagę, pojedynek nie zapowiadał się źle.

Komputer wybrał scenariusz. Miał całą bibliotekę różnych historii i losował je tak, by unikać powtórzeń. Oznaczało to, że niektóre ze scenariuszy były słabo znane, ale należało to do ryzyka gry.

Wybrana teraz opowieść oparta była na jednej z bajek tysiąca i jednej nocy — Konkurs piękności ifrytów. Obywatele lubowali się w motywach arabskich, identyfikując się z domniemanym bogactwem kultury arabskiej dziewiątego i dwunastego wieku.

Stile otrzymał rolę księcia Kamara al Zamana, a Czerwona księżniczki Budur, zwanej Księżycem wśród Księżyców. Stile nie znał tej bajki i miał złe przeczucia. Historie arabskie potrafiły być takie zasadnicze. Ta z pewnością opiewała jakiś romans, a ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzył, była gra miłosna z nieprzyjaciółką, którą przysiągł zniszczyć. Niestety, nie mógł się teraz wycofać, nie tracąc twarzy.

Komputer spełniał podwójną rolę narratora i reżysera. Sędziował zespół krytyków teatralnych. Nie byli oni zobowiązani kierować się osądem widowni; wiadomo, że widzowie często zdradzali brak wyrobionego smaku, nie mówiąc już o ich kolosalnej wręcz ignorancji. Stile bardzo był z tego zadowolony; oznaczało to, że jego gra oceniana będzie na podstawie kryteriów estetycznych, a nie jego wzrostu czy wyglądu Czerwonej.

Nadzieją też — choć może nieuzasadnioną — napełniało go poprzednie doświadczenie z podobnym zespołem sędziowskim. Rozumiał, oczywiście, że taka sytuacja — miał na myśli rywalizację w grze na harmonijce — pewnie się już nie powtórzy, lecz…

Zajęli miejsca na zaciemnionej scenie. Reflektor oświetlił połowę, na której miał tańczyć Stile. Ku jego zdziwieniu dekoracje nie nawiązywały wcale do arabskiego charakteru bajki; przedstawiały prostą, zbudowaną z udającego kamień materiału, dwupoziomową alkowę.

— Kamar al Zaman, arabski książę, został skazany na uwięzienie w swej komnacie przez króla, swego ojca, gdyż odmówił zaślubienia którejkolwiek ze stanowiących dobrą partię dziewcząt królestwa i księżniczek zaprzyjaźnionych państw. Król pragnąłby zapewnić kontynuację królewskiej linii, gryzły go też podejrzenia, iż syn jego mógłby okazać się gejem, tak więc przedsięwziął surowe środki, mające zarówno rozwiązać ten problem, jak i ukryć go przed opinią publiczną. Książę Kamar poddał się wyrokowi ojca, zachowując poczucie własnej godności. Tańczy teraz Taniec Nieugiętości, symbolizujący jego determinację i pragnienie życia według własnych zasad, a nie poddane dyktatowi królewskiej tradycji.

Nagle scenariusz zaczął się Stile’owi podobać. Czuł, że potrafi dobrze zatańczyć tę rolę. Wierzył przecież w wolność jednostki i swobodę działania, zwłaszcza od czasu, kiedy odkrył Phaze. Mimo że nieomylne sądy Wyroczni określały los pojedynczego człowieka, ludzka pomysłowość mogła przemienić go w coś innego. Na Phaze Stile był księciem, na Protonie — niewolnikiem. Uświadomił sobie teraz, że uczestnictwo w Turnieju motywowane było pragnieniem zmiany statusu. Pragnął stać się księciem.

Stile tańczył. Jego archaiczny kostium zaprojektowany został tak, by raczej zapewnić mu swobodę ruchów niż wiernie oddawać realia epoki. Nosił na sobie obcisły strój, nie krępujący nóg, i błękitną, obszerną pelerynę, powiewającą przy każdym ruchu. Taniec okazał się wspaniałą zabawą; Stile improwizował, wyrażając ruchem wyzwanie rzucone systemowi i palącą wolę zwycięstwa. To był Stile przeciwko Protonowi. Stile przeciwko losowi. Skakał, obracał się i rozkładał ramiona w uniwersalnym geście wyzwania, by przejść wreszcie do uległości; był przecież księciem Kamarem, uwięzionym jak zwykły niewolnik w wieży za to tylko, że śmiał wybrać swój własny sposób życia i miłości. W ciemnej wieży nikt nie mógł docenić jego odwagi. Gest wyzwania stawał się pustym gestem.