Выбрать главу

I tak było dalej. Czerwona okazała się świetną tancerką, miała zdrowe kolana i bez skrupułów potrafiła to wykorzystać. Naprawdę umiała tańczyć tak, by podkreślić wszystkie błędy partnera. Zmieniała krok w połowie figury, powodując, że Stile się mylił, ale robiła to w taki sposób, że wyglądało to na jego winę. Rozpoczynała jakąś figurę, a potem nagle kończyła ją, robiąc z niego głupca. A to była w grze dobra taktyka; kiedy sędziowie zorientują się, będą dawać jej punkty za mistrzostwo. Umiejętności Stile’a, wcale przecież niemałe, niweczył defekt kolan. Gra stawała się beznadziejna.

Odtańczyli jeszcze scenę, jak Kamar bezskutecznie poszukuje swej ukochanej po całym cywilizowanym świecie, i drugą, obrazującą jej tęsknotę za nim. Stile coraz bardziej pozostawał w tyle. Widzowie stopniowo opuszczali salę, pewni, że znają już wynik pojedynku. Stile uświadomił sobie, że Wyrocznia wcale nie obiecała mu zwycięstwa; to tylko on tak pokierował wydarzeniami, by odpowiedź, jaką otrzymała Błękitna Pani, zapewniła mu przeżycie tej walki. Nie miał żadnej gwarancji sukcesu. Złożona przysięga była ważna tylko dla niego, lecz niczego nie zapewniała.

A jednak jego życie wydawało się mieć teraz jakiś sens, jakiś cel. Konieczność walki z Ogierem zaprowadziła go i Błękitną Panią do Ludu Kurhanu, otrzymał Platynowy Flet, przegrał pojedynek z Ogierem i przekazał Flet Clefowi. Możliwe, że wszystko to było czystym przypadkiem, lecz jeśli Clef naprawdę był tym przepowiedzianym, to wszystko nabierało znaczenia. Stile był ważnym ogniwem w łańcuchu…

Ogniwem, którego rola skończyła się wraz z przekazaniem Fletu. Potem stał się już zbędny jak aktor, który odegrał swoją rolę. Cel nie był tu żadną odpowiedzią. Był sam. Miał kłopoty. Jaki sens ma dotrwanie do końca tego tańca, jeśli Czerwona miałaby zamordować go wkrótce po tym, jak on obdarzy Błękitną Panią dzieckiem?

Taniec zaprowadził księcia Kamara do księżniczki Budur. Książę przewędrował cały cywilizowany świat, tracąc wiele czasu, by ją odnaleźć. Spotkanie miało być wręcz ekstatyczne; kochankowie połączyli się po rozłące, która wydawała im się trwać wieki. Stile czuł obrzydzenie, lecz zmuszał się do tańca. Bez względu na swe życzenia, nie mógł zniszczyć Czerwonej.

Oczywiście słowo to ma różne znaczenia. Może Czerwona wygra Turniej, zostanie obywatelką i utonie w rozpuście. Ale wtedy Stile nie odegrałby żadnej roli w jej unicestwieniu. Po cóż Wyrocznia miałaby ostrzegać ją, że Błękit zniweczy Czerwień, jeśli Błękit był tylko jedną z wielu przeszkód, które musiała pokonać? Cała ta sprawa pachniała wyraźnie złą interpretacją słów Wyroczni. I cóż Stile ma teraz zrobić?

Pozostawała jeszcze przysięga zemsty. Wszystko jedno, co przepowiedziała Wyrocznia. Stile zniszczy Czerwoną w ten lub inny sposób, i nie powróci do Błękitnej Pani, zanim tego nie uczyni. Jeśli nie uda mu się zrobić tego w czasie gry, dokona tego kiedy indziej. I już. Gdyż przysiągł. A teraz rozegra swój pojedynek najlepiej, jak potrafi, przyjmując klęskę z taką samą godnością jak uprzednie zwycięstwa.

Kiedy taniec zbliżał się już ku końcowi, sytuacja Stile’a wyglądała beznadziejnie. Był tak bardzo w tyle, że pomóc mógł mu tylko prawdziwy nokaut, a to nie był boks! Czerwona parła do zwycięstwa, nie mając nawet większych trudności.

Nagle Stile doznał olśnienia. Może mógłby jednak znokautować ją! Wymagać to będzie całej dyscypliny i odwagi, na jaką go stać… i sukces wcale nie jest taki pewny… Ale wszystko, co wiedział o charakterze Czerwonej, wskazywało, że ma szansę. Stile zebrał się w sobie.

— Wreszcie kochankowie spotkali się — oznajmił narrator. — Rzucają się ku sobie, Kamar obejmuje księżniczkę.

Stile na szczęście stał na podium z tyłu sceny, tak że prawie dorównywał Czerwonej wzrostem. „Udawaj, że to Błękitna Pani”, powtarzał sobie. „Kobieta, którą kochasz”.

— Ich radość i miłość nie mają granic — ciągnął komputer. To był finał.

Błękitna Pani. I prawie w to uwierzył. Rozpoczęli końcowy Taniec Radości. Stile włożył w niego wszystkie swe uczucia, przekazując widowni, sędziom, a przede wszystkim Czerwonej, cały żar swej miłości. Gotów był zatańczyć wszystko, kochać ją w tańcu tak, jak książę Kamar kochał księżniczkę Budur. Wewnętrzny bunt tlił się w nim, lecz Stile stłumił go bez litości. Tylko kochając swą nieprzyjaciółkę, mógł ją zniszczyć.

A ona… ona musiała pójść jego śladem. Jak mogła księżniczka Księżyc wśród Księżyców, złączona ze swym kochankiem po tak długiej i bolesnej rozłące, nie zaspokoić tak naturalnych przecież pragnień? Stile przejął prowadzenie w tańcu… wreszcie!

Widownia też zrozumiała.

— Zrób to! — szepnął ktoś, i tym razem komputer nie zareagował, gdyż było to logiczne zakończenie opowieści. Czymże jest taniec, jeśli nie udramatyzowanym wyrazem ludzkich namiętności?

Czerwona nie mogła tego nie zrozumieć. Schwytana w pułapkę tańca, załamała się. Zamiast paść w jego objęcia, uderzyła go pięścią i łokciem.

Sędziowie poruszyli się. Trochę przemocy nie było w miłości zabronione; to chyba tylko gra?

— Ukochana! — szepnął do niej Stile.

Twarz Czerwonej zamieniła się w upiorną maskę. Schwyciła Stile’a za głowę i rzuciła nim o ścianę. O mało co nie stracił przytomności, ale się nie bronił. Rozwścieczona, rzuciła nim o podłogę. Bał się, że uszkodzi mu kręgosłup, ale leżał nieruchomo. Zaczęła go dusić, a po jej twarzy płynęły łzy wściekłości.

— Zabiję cię! Zabiję! Zabiję! — krzyczała. — Śmiesz mnie kochać! Zabiję cię za to!

Była pełną nienawiści bestią i zasłużyła na swój los. Lecz nawet teraz, gdy jej szaleństwo zagroziło jego życiu, Stile czuł żal wiedząc, że ona, tak jak i on, była ofiarą okoliczności, przeznaczenia. Ktoś nieznany tak pokierował ich życiem, że musieli spotkać się w tej okrutnej walce.

Tracąc przytomność, poczuł, jak pole stazy opada nad sceną, i zrozumiał, że wygrał. Jego trudny, desperacki manewr zakończył się zwycięstwem w pojedynku z tą pożeraczką mężczyzn. Nawet wygrana w Turnieju, obywatelstwo czy życie nie wydały się jej stosowną, zapłatą za to ostateczne upokorzenie; nie chciała być kochana, choćby tylko na scenie, przez mężczyznę. Czerwona sama się zdyskwalifikowała.