Zajrzawszy do Craya, stwierdził, że komputer college’u cały czas pracował nad plikiem Booty’ego, używając jego „Crackera”, chociaż Jamie się rozłączył.
Mógłby…
– Pan Turner, pan Turner – rozległ się niedaleko czyjś głos. – Cóż tu porabiamy?
Na jego dźwięk Jamie skamieniał z strachu. Zdołał jednak zachować na tyle przytomności umysłu, by wcisnąć Alt i F6, zanim dyrektor Booty zdążył się zbliżyć do terminalu, człapiąc wolno w swych butach na gumowej podeszwie.
Komunikat o stanie pracy nielegalnego programu zniknął z ekranu, ustępując miejsca pracy pisemnej na temat trudnej sytuacji lasów tropikalnych.
– Dzień dobry, panie dyrektorze – powiedział Jamie.
– Aha. – Wysoki, chudy mężczyzna nachylił się, wpatrując się w ekran monitora. – Myślałem, że ogląda pan brzydkie obrazki, panie Turner.
– Nie, panie dyrektorze – odrzekł Jamie. – Nigdy bym nie śmiał.
– Poznajemy środowisko, martwimy się tym, co zrobiliśmy biednej naturze, tak? Doskonale, doskonale. Ale jestem zmuszony zauważyć, że ma pan właśnie lekcję wychowania fizycznego. Powinien pan bezpośrednio doświadczać natury. Na boisku, w sportowych zmaganiach. Oddychając czystym kalifornijskim powietrzem. Biegając i strzelając bramki.
– Zdaje mi się, że pada deszcz – zauważył Jamie.
– Powiedziałbym, że jest odrobinę mglisto. Poza tym gra w piłkę w deszczu kształtuje charakter. Proszę bardzo, wychodzimy na dwór, panie Turner. Drużyna zielonych straciła jednego zawodnika. Pan Lochnell skręcił w lewo, a jego noga skręciła w prawo. Niech pan rusza z odsieczą. Drużyna wzywa.
– Muszę tylko zamknąć system, panie dyrektorze. To potrwa kilka minut.
Dyrektor ruszył w stronę drzwi, wołając przez ramię:
– Za kwadrans widzę pana na murawie w pełnym rynsztunku.
– Tak jest – odrzekł Jamie Turner, nie zdradzając rozczarowania na wieść, że będzie musiał porzucić komputer i wyjść na błoto i trawę do kilkunastu głupich uczniaków.
Zamknął okno z tekstem o lasach tropikalnych, a potem wstukał prośbę o komunikat stanu działania „Crackera”. Na moment znieruchomiał i spojrzał uważnie na ekran, dostrzegając coś dziwnego. Czcionka była mniej ostra niż zwykle i wyraźnie migała.
Było coś jeszcze: komputer odrobinę wolniej reagował na wciskanie klawiszy.
Zagadka. Jamie zastanawiał się, co mogło być nie tak. Napisał kiedyś kilka programów diagnostycznych, więc postanowił, że kiedy będzie już miał hasło, włączy któryś z nich, aby sprawdzić maszynę.
Przypuszczał, że powodem może być błąd w katalogu systemowym, być może jakiś kłopot z akceleratorem grafiki. Zacznie sprawdzać od tego.
Jednak na krótką chwilę Jamiemu Turnerowi przyszła do głowy niedorzeczna myśl, że nieostra czcionka i opóźnienie w reagowaniu na klawisze wcale nie są spowodowane błędem w systemie operacyjnym. To duch nieżyjącego od dawna Indianina, który przepływając między Jamiem a komputerem, wściekły na ludzką obecność, rozpaczliwe wzywa pomocy, stukając w klawiaturę zimnymi, bezcielesnymi palcami.
Rozdział 00000l01/piąty
W lewym górnym rogu monitora Phate zobaczył małe okienko dialogowe:
Trapdoor – tryb wyszukiwania
Ceclass="underline" JamieTT^hol.com
Online: Tak
System operacyjny: MS-DOS/Windows
Program antywirusowy: Nieaktywny
Na ekranie Phate widział teraz to samo co Jamie Turner na monitorze swojego komputera kilka mil dalej, w szkole im. św. Franciszka.
Ta postać w grze intrygowała Phate’a od początku, gdy miesiąc temu pierwszy raz dostał się do maszyny chłopaka.
Phate spędził wiele czasu na przeglądaniu zawartości plików Jamiego, dowiedział się więc o nim tyle, co o Larze Gibson.
Na przykład, Jamie Turner nie cierpiał sportu i historii, uwielbiał natomiast matematykę i nauki ścisłe. Pożerał książki. Chłopak był maniakiem sieci MUD – spędzał całe godziny w internetowych pokojach rozmów w wielodostępnym środowisku symulacyjnym, uczestnicząc z wielkim powodzeniem w grach fabularnych i tworzeniu stowarzyszeń miłośników fantasy, bardzo popularnych w środowisku MUD. Jamie był również doskonałym kodologiem programistą samoukiem. Zaprojektował własną stronę internetową, która zdobyła drugą nagrodę Web Site Revenue Online. Wymyślił nową grę komputerową, która zdaniem Phate’a była intrygująca i miała szanse na sukces komercyjny.
Chłopiec najbardziej bał się utraty wzroku; zamówił u internetowego optyka specjalne nietłukące okulary.
Jedynym członkiem rodziny, z którym Jamie prowadził dość często korespondencję elektroniczną, był jego starszy brat Mark. Bogaci i wiecznie zajęci rodzice odpowiadali średnio na co piąty lub szósty e-mail syna.
Phate doszedł do wniosku, że Jamie Turner jest błyskotliwy, pomysłowy i wrażliwy.
Poza tym chłopak należał do grupy hakerów, którzy pewnego dnia mogli się okazać od niego lepsi.
Phate – jak wielu komputerowych czarodziejów – miał ciągotki mistyczne. Przypominał fizyków wierzących z całego serca w Boga albo wyrachowanych polityków całkowicie oddanych masońskiemu mistycyzmowi. Phate wierzył w nieokreśloną duchowość maszyn, której istnieniu zaprzeczali tylko ludzie o ograniczonych horyzontach.
Tak więc przesądy wcale nie były mu obce. I w ciągu kilku tygodni, gdy za pomocą programu Trapdoor przeczesywał komputer Jamiego Turnera, nabrał przeświadczenia, że ten zdolny chłopak pewnego dnia odbierze mu tytuł najlepszego kodologa wszech czasów.
Dlatego musiał trochę przeszkodzić Jamiemu Turnerowi w jego przygodach w Świecie Maszyn. Phate zamierzał zrobić wszystko, żeby go skutecznie powstrzymać.
Przejrzał zawartość kolejnych plików. Od Shawna dostał pocztą elektroniczną szczegółowe informacje na temat szkoły im. św. Franciszka, do której chodził chłopak.
Szkoła z internatem była znana z wysokiego poziomu, ale ważniejsze, że stanowiła prawdziwe wyzwanie dla Phate’a jako taktyka. Gdyby mógł zabijać postacie z gry bez żadnych trudności – i ryzyka – nie byłoby sensu grać. A w szkole im. św. Franciszka czekały na niego nie lada przeszkody. Zamontowano mnóstwo systemów zabezpieczeń, ponieważ kilka lat temu doszło tam do włamania, podczas którego zginął uczeń, a jeden z nauczycieli został poważnie ranny. Dyrektor, Willem Boethe, uroczyście przyrzekł, że nigdy do czegoś podobnego nie dopuści. Chcąc uspokoić rodziców, wyremontował cały budynek, zmieniając szkołę w twierdzę. Budynki zamykano na noc, wejścia na teren szkoły strzegła podwójna brama, w oknach i drzwiach założono alarm. Aby wejść albo wyjść, forsując wysoki, zakończony ostrym drutem kolczastym mur okalający kompleks, trzeba było znać kody dostępu.
Słowem przedostanie się do szkoły było zadaniem na miarę ambicji Phate’a. O oczko trudniejszym niż z Larą Gibson – wchodził na wyższy poziom w swojej grze. Mógł teraz…
Phate spojrzał na ekran spod zmrużonych powiek. O nie, tylko nie to. Komputer Jamiego – i jego maszyna także – zawiesiły się równocześnie. To samo zdarzyło się jakieś dziesięć minut wcześniej. W Trapdoorze tkwił jeden błąd. Czasami komputery Phate’a i ofiary po prostu przestawały działać. Wtedy trzeba było restartować obie maszyny i ponownie łączyć się z siecią.