– Zebrał wszystkie informacje na jej temat. Znał jej znajomych, wiedział, dokąd jeździ, co robi, jakie ma akcje, kim jest jej chłopak. Wyglądało nawet na to, że pomachał do kogoś w barze, ale wydział zabójstw sprawdził większość klientów, którzy byli tam wczoraj wieczorem, i nie znalazł nikogo, kto by znał podejrzanego. Prawdopodobnie udawał – może po to, by ją uspokoić i pokazać, że jest tam stałym bywalcem.
– Socjotechnika – podsunął Gillette.
– Słucham? – odezwał się Shelton.
Anderson znał znaczenie tego terminu w rozumieniu hakerów, lecz pozostawił jego wyjaśnienie Gillette’owi, który rzekł:
– Nabiera się ludzi, udając kogoś innego. Robią tak hakerzy, żeby uzyskać dostęp do baz danych, linii telefonicznych i haseł. Im więcej faktów o kimś można podać, tym szybciej uwierzą i zrobią, czego się od nich oczekuje.
– Koleżanka, z którą miała się spotkać Lara – Sandra Hardwick – powiedziała, że ktoś do niej dzwonił, podając się za chłopaka Lary i odwołując spotkanie. Próbowała dodzwonić się do Lary, ale jej telefon nie odpowiadał.
Gillette skinął głową.
– Uszkodził jej telefon. – Po chwili zmarszczył brwi. – Nie, prawdopodobnie całą komórkę. Anderson kiwnął głową.
– Mobile America poinformował o przerwie w łączności komórki osiemset pięćdziesiąt, która trwała dokładnie czterdzieści pięć minut. Ktoś załadował kod, który wyłączył, a potem włączył jedną stację.
Gillette lekko zmrużył oczy. Detektyw widział, że budzi się w nim zainteresowanie.
– Czyli – myślał na głos haker – wystąpił w roli kogoś, komu ufała, a potem ją zabił. Wykorzystał do tego informacje, które zdobył z jej komputera.
– Otóż to.
– Miała jakiś serwis sieciowy?
– Horizon On-Line. Gillette parsknął śmiechem.
– Jezu, wiecie, jaki to stopień bezpieczeństwa? Włamał się do jednego z ruterów i przeczytał jej pocztę. – Zamilkł i pokręcił głową, spoglądając badawczo w twarz Andersona. – Ale to potrafi dziecko. Chodzi o coś więcej, prawda?
– Owszem – ciągnął Anderson. – Rozmawialiśmy z jej chłopakiem i sprawdziliśmy jej komputer. Połowa informacji, które według słów barmana podał zabójca, nie pochodziła z e-maili, były w jej maszynie.
– Może nurkował w koszu i tam znalazł to, o co mu chodziło. – To znaczy – wyjaśnił Bishopowi i Sheltonowi Anderson – że być może grzebał w śmieciach, szukając informacji, które pomogłyby w hakowaniu – w starych księgach firmy, wydrukach, rachunkach, kwitach, takich rzeczach. Wątpię – zwrócił się do Gillette’a. – Wszystko, co wiedział, było zapisane na dysku jej komputera.
– Może twardy dostęp? – podsunął Gillette. Twardy dostęp polega na tym, że haker włamuje się do czyjegoś domu lub biura i dostaje się bezpośrednio do maszyny ofiary. Miękki dostęp to włamanie się do czyjegoś komputera przez sieć, na odległość.
– To musiał być jednak miękki dostęp – rzekł Anderson. – Rozmawiałem z przyjaciółką, z którą Lara miała zjeść kolację, Sandrą. Powiedziała, że o ich spotkaniu była mowa tylko raz po południu, w krótkiej wiadomości, poza tym Lara cały dzień nie wychodziła z domu. Zabójca musiał być gdzie indziej.
– Ciekawe – szepnął Gillette.
– Też tak pomyślałem – powiedział Anderson. – Sęk w tym, że naszym zdaniem dostał się do jej maszyny, wykorzystując jakiś nowy rodzaj wirusa. Wydział przestępstw komputerowych nie może go znaleźć. Mamy nadzieję, że rzucisz na to okiem.
Gillette kiwnął głową i spojrzał na brudny sufit, mrużąc oczy. Anderson zauważył, że jego palce bardzo szybko bębnią o blat stołu. Z początku pomyślał, że Gillette cierpi na jakieś porażenie czy tik, lecz po chwili zorientował się, co haker robi. Nieświadomie stukał w niewidzialną klawiaturę – wyglądało to jak nerwowe przyzwyczajenie.
Haker opuścił głowę i popatrzył na Andersona.
– Czym sprawdzaliście jej dysk?
– Norton Commanderem, Vi-Scanem 5.0, sądowym pakietem wykrywającym FBI, Restore8 i Analizatorem Partycji i Alokacji Plików 6.2 Departamentu Obrony. Próbowaliśmy nawet Surface-Scour.
Gillette zaśmiał się z zakłopotaniem.
– I mimo tylu narzędzi niczego nie znaleźliście?
– Nie.
– Jak mam coś znaleźć, skoro wy nie daliście rady?
– Widziałem kilka napisanych przez ciebie programów – jest trzech, może czterech ludzi na świecie, którzy mogliby napisać takie skrypty. Musisz mieć lepszy kod od naszego albo będziesz potrafił go zdobyć.
– Co z tego będę miał? – zapytał Andersona Gillette.
– Co? – zdumiał się Bob Shelton, marszcząc swą dziobatą twarz i gapiąc na hakera.
– Jeżeli wam pomogę, co dostanę w zamian?
– Ty gnojku – warknął Shelton. – Zamordowano dziewczynę. Nic cię to nie obchodzi?
– Bardzo mi przykro – odparł Gillette. – Ale umowa jest taka, że jeśli wam pomogę, chcę coś za to dostać.
– Na przykład? – odezwał się Anderson.
– Chcę maszynę.
– Nie ma mowy o komputerze – oznajmił ostro naczelnik. – Właśnie dlatego jest w odosobnieniu – dodał, zwracając się do Andersona. – Przyłapaliśmy go przy komputerze w bibliotece, siedział w Internecie. Sędzia dodał do jego wyroku zakaz łączenia się z Siecią.
– Nie będę pracował online – powiedział Gillette. – Zostanę w skrzydle E, gdzie teraz siedzę. Nie będę miał dostępu do linii telefonicznej.
– Wolisz zostać w izolowanym skrzydle administracyjnym… – parsknął naczelnik.
– W izolowanej pojedynczej celi – poprawił Gillette.
– …żeby mieć komputer? – Tak.
– Gdyby rzeczywiście pozostał w izolacji – powiedział Anderson – gdzie nie uzyska szansy połączenia z Siecią, będzie w porządku?
– Chyba tak – odrzekł niepewnie naczelnik.
– Umowa stoi – zwrócił się do Gillette’a policjant. – Dostaniesz laptop.
– Chce się pan z nim targować? – zapytał z niedowierzaniem Shelton. Zerknął na Bishopa, szukając poparcia, ale szczupły detektyw gładził swe staromodne bokobrody, znów spoglądając na wyświetlacz komórki w oczekiwaniu na ułaskawienie.
Anderson nie zareagował na uwagę Sheltona.
– Ale maszynę otrzymasz dopiero wtedy, jak zbadasz komputer Lary Gibson i zdasz nam pełną relację.
– Ma się rozumieć – odrzekł więzień z oczyma błyszczącymi z podniecenia.
– Gibson miała zwykły składak peceta. Przywieziemy tę maszynę w ciągu godziny. Mamy wszystkie dyskietki i oprogramowanie…
– Nie, nie – zaprotestował gwałtownie Gillette. – Nie mogę się tym zająć tutaj.
– Dlaczego?
– Będę potrzebował dostępu do mainf rame’u, może superkomputera. Do tego podręczników, programów.
Anderson spojrzał na Bishopa, który zdawał się w ogóle nie słuchać więźnia.
– Kurwa, nie ma mowy – odezwał się Shelton, bardziej rozmowny z dwójki detektywów z wydziału zabójstw, mimo że z wyraźnie uboższym słownictwem.
Anderson rozważał coś przez chwilę, gdy nagle naczelnik zapytał:
– Panowie, mogę was prosić na minutkę?
Rozdział 00000011/trzeci
To był niezły hak. Ale zadanie nie było tak ambitne, jak by sobie tego życzył. Phate – tak brzmiało jego ekranowe imię, pisane zgodnie z tradycyjną hakerską ortografią przez ph zamiast f [1] – jechał do swojego domu w Los Altos, w samym sercu Doliny Krzemowej.