Выбрать главу

— Och, mój Boże, spójrz.

Odstawiła papierowy talerzyk. Oboje instynktownie wstali, niczym starzy weterani słyszący hymn narodowy w wykonaniu żołnierzy na paradzie. Sax bez gryzienia połknął wielki kęs hamburgera.

— Ach — powiedział i patrzył.

Wszystko było niebieskie, niebiańsko niebieskie, niebieskie jak ziemskie niebo. Przez większą część godziny błękit rozlewał się wokół, zalewał siatkówki i mózgowe szlaki nerwowe Saxa i Mai, bez wątpienia bardzo stęsknione za tą barwą, za domem, który przedstawiciele pierwszej setki tak dawno temu opuścili na zawsze.

To były przyjemne wieczory. Za dnia jednakże sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Sax zrezygnował ze studiowania całego problemu i skupił się na szczegółach. Miał wprawdzie wrażenie, że usiłuje rozpołowić nieskończoność, niemniej jednak ograniczył ilość tekstów i skupił się na kwestii według niego najważniejszej: na mózgu. W hiperstarym mózgu istniały zmiany, widoczne zarówno podczas autopsji, jak i podczas różnych badań — upływu krwi, elektroaktywności, zużycia białka i cukru, ciepłoty oraz wszystkich innych niebezpośrednich testów, które prowadzono od stuleci na żywym mózgu, podczas wszelkiego typu pracy umysłowej. Zaobserwowane zmiany w hiperstarym mózgu obejmowały zwapnienie szyszynki, które redukowało ilość produkowanej melatoniny (dodatek syntetycznej melatoniny stanowił element kuracji przedłużającej życie, jednak oczywiście lepiej byłoby powstrzymać zwapnienie, ponieważ prawdopodobnie powodowało ono także inne negatywne skutki), wyraźny wzrost ilości splotów neurofibrylów — zespołów włókienek białkowych, które znajdowały się między neuronami i wywierały na nie fizyczny nacisk, być może analogiczny do tego, który Maja odczuwała podczas presque vus (nikt nie wiedział tego na pewno), gromadzenie się szkodliwego białka beta-amyloidowego w naczyniach krwionośnych mózgu i w przestrzeni pozakomórkowej wokół zakończeń nerwów. Piramidowe neurony w czołowej korze mózgowej i hipokampusie były podatne na niszczące działanie wapna. Stanowiły niepodzielne komórki podstawowe, których wiek równał się wiekowi całego organizmu; uszkodzenie ich było trwałe, tak jak podczas wstrząsu Saxa. Wtedy, podczas wypadku — czego nie lubił wspominać — stracił bezpowrotnie sporo komórek mózgowych. Niektóre cząsteczki neuronów mózgowych posiadały zdolność zastępowania innych, jednak ta umiejętność także ulegała zniszczeniu; po pewnym czasie strata okazywała się równie tragiczna w skutkach co uszkodzenie bezpośrednie. Sekcje zwłok osób, które umarły na ostrą niewydolność, przeżywszy dwieście lat, regularnie wykazywały poważne zwapnienie szyszynki, połączone z przyrostem poziomu wapna w hipokampusie. Hipokampus i poziom wapna generalnie łączyły się z działaniem pamięci. Interesujący związek.

Istniało zresztą wiele różnych hipotez, niestety niczego nie dawało się rozstrzygnąć poprzez rozważania teoretyczne, natomiast eksperymenty, mogące wyjaśnić pewne kwestie, były praktycznie niemożliwe ze względu na niedostępność badań na żywym mózgu. Można by zabić kilka piskląt, myszy, szczurów, psów, świń, lemurów i szympansów, a także płody i embriony kilku okazów z każdego gatunku zwierząt, otworzyć i poddać drobiazgowej analizie mózgi ich wszystkich, a i tak nigdy nie znaleźć odpowiedzi na zadane pytanie; sama autopsja nie wystarczała, podobnie zresztą jak badania na żywym mózgu, ponieważ proces albo był subtelniej szy, aby mogło go wykryć badanie, albo bardziej holistyczny, bardziej kombinatoryczny, lub — co najbardziej prawdopodobne — wszystko naraz.

A jednak niektóre z eksperymentów i ich wyniki wydawały się bardzo sugestywne, na przykład opinia, iż nagromadzenie wapna zmienia funkcjonowanie fal mózgowych. Tego typu stwierdzenia stanowiły dla Saxa podstawę do dalszych badań. Ostatnio zaczął sporo czytać o poziomach białka wiążącego wapno, o kortykosterydach, stężeniu wapna w hipokampicznych neuronach piramidowych i o zwapnieniu szyszynki. Okazało się, że istnieją efekty synergiczne, które mogą wstrząsnąć zarówno pamięcią, jak i ogólnym funkcjonowaniem fal mózgowych, a w gruncie rzeczy wszystkimi rytmami cielesnymi, łącznie z rytmami serca.

— Czy Michel doświadczał problemów z pamięcią? — spytał Sax Maję. — Może miał wrażenie, że traci całe wątki myślowe… nawet bardzo użyteczne?

Maja wzruszyła ramionami. Michel nie żył już prawie od roku.

— Nie pamiętam.

Sax poczuł gniew. Umysł Mai przeżywał prawdziwy regres, jej pamięć z każdym dniem się pogarszała. Nawet Nadia nie potrafiła pomóc przyjaciółce. Sax coraz częściej spotykał się z Mają na gzymsie, spotkania stały się nawykiem, w którym oboje wyraźnie znajdowali przyjemność, chociaż nigdy o tym nie rozmawiali. Po prostu siedzieli, jedli kupione w budce przekąski, obserwowali zachód słońca i przyglądali się wykresom kolorów, sprawdzając, czy udało im się uchwycić nowy odcień. Gdyby nie sukcesywnie nanoszone na mapę notatki, żadne z nich nie byłoby pewne, czy widziany danego dnia kolor jest rzeczywiście nowy. Sax zdawał sobie sprawę, że coraz częściej doświadcza zaćmień pamięci, było ich chyba od czterech do ośmiu dziennie, chociaż nie miał pewności. Nagrywał niemal wszystkie swoje wypowiedzi, rejestracja włączała się samoczynnie uruchamiana jego głosem. Nie próbował opisywać wątku myślowego, wypowiadał jedynie kilka słów i miał nadzieję, że dzięki nim później przypomni sobie całą przemyśliwaną właśnie kwestię. Wieczorem, tuż przed snem siadał z lękiem bądź w pogodnym nastroju i słuchał tego, co uwieczniło AI: przeważnie przypominał sobie wszystko, o czym myślał, od czasu do czasu jednak zupełnie nie pamiętał, co ma oznaczać stwierdzenie typu: „Syntetyczne melatoniny mogą być lepszym antyutleniaczem niż naturalne, tyle że nie istnieje wystarczająca ilość (!) wolnych rodników”. Albo: „Viriditas to zasadnicza tajemnica, nigdy nie powstanie wokół niej żadna dobra, jednolita teoria”.

Na szczęście, własne wyrażenia były tak sugestywne, że często uruchamiały zawodzącą pamięć.

Sax nie przestawał czytać. W trakcie pracy inaczej dostrzegł wiele problemów i doszedł do wniosku, że struktura nauki jest piękna. Stanowiła z pewnością jedno z najwspanialszych dokonań ludzkiego umysłu, jego szczyt i najbardziej zdumiewającą, nigdy nie kończącą się pracę, niczym symfoniczny poemat złożony z tysięcy strof, skomponowany przez wszystkich ludzi podczas stałej, gigantycznej współpracy. Język poematu był matematyczny, ponieważ taki był język samej natury (nie istniał inny sposób wyjaśnienia zaskakującej siły, z jaką naturalne zjawiska lgnęły do wyrażeń matematycznych wielkiej trudności i subtelności). W cudownej rodzinie języków na różnych polach nauki wybuchały pieśni sławiące rozmaite dowody rzeczywistości; każda nauka tworzyła swój standardowy model dla wyjaśnienia świata, wszystkie krążyły w pewnej odległości — zależnej od tego, jaki poziom czy skalę badano — wokół fizyki cząstek elementarnych, tak że wszystkie standardowe modele trwały pogodnie splecione w większym, zgodnym układzie. Te standardowe modele przypominały nieco paradygmaty Kuhna, choć w rzeczywistości były (paradygmaty jako wzorzec modelowania) bardziej giętkie, urozmaicone i stanowiły dialog, w którym partycypowały przez ostatnie setki lat tysiące umysłów; takie postaci, jak Newton, Einstein czy Wład nie były odosobnionymi gigantami percepcji publicznej, lecz najwyższymi wierzchołkami wielkiego górskiego pasma (jak skomentował sam Newton podczas próby wyjaśnienia własnej uwagi na temat stawania na ramionach gigantów). Po prawdzie, pracę nauki należało nazwać wspólnym dorobkiem, sięgał bowiem aż do początków nowoczesnej wiedzy bądź — jak twierdził Michel — aż do prehistorii; równała się stałej walce o zrozumienie problemów. Teraz, rzecz jasna, stanowiła swego rodzaju konstrukcję, wyartykułowaną w taki sposób, że żaden pojedynczy osobnik nie mógł objąć jej umysłem. Działo się tak głównie z powodu ogromnej pojemności i tematycznej rozpiętości wiedzy, gdyż spektakularny rozkwit jej struktury w zasadzie nie przekraczał ludzkich zdolności rozumienia — każdy człowiek mógł swobodnie krążyć po piętrach tej konstrukcji, ogarniał przynajmniej kształt całości i z łatwością dokonywał wyborów co do dziedziny i jej miejsca w całym świecie wiedzy. Najpierw trzeba się było nauczyć dialektu niezbędnego dla przedmiotu badań (co w przypadku takich dziedzin jak teoria superstrun czy kaskadowy chaos rekombinacyjny wydawało się niezwykle trudne), potem należało przejrzeć dotychczasowy stan badań (czyli literaturę przedmiotu), mając nadzieję na szybkie znalezienie synkretycznej pracy, napisanej przez kogoś, kto długo zajmował się problemem i potrafił w odpowiedniej dla laika formie przekazać ostatnie wnioski swoje i innych. Choć dla osób z zewnątrz dzieło mogło mieć sporą wartość, większość działających na danym polu naukowców dyskredytowała je, nazywała „szarą literaturą” i uważała, że jest w znacznym stopniu bądź całkowicie pozbawione cech syntetycznych. Taka praca stanowiła ogólny przegląd (chociaż niektórzy twierdzili, że lepiej byłoby użyć słowa „podgląd”, ponieważ prawdziwi twórcy tkwili wysoko w strukturze nauki, a reszta spoglądała na nich z dołu) i po jej przeczytaniu laik wchodził na następny stopień wtajemniczenia i zaczynał przeglądać czasopisma z danej dziedziny oraz artykuły krytyczne, czyli tak zwaną białą literaturę, omawiającą najnowsze osiągnięcia; dostępne były również rozmaite streszczenia, dzięki którym czytelnik miał wrażenie, że przyswoił sobie sporą część wiedzy związanej z daną kwestią. Ogólnie i otwarcie… Z kaźdym naukowym problemem związana była grupa ludzi rzeczywiście odpowiedzialnych za postęp; grupa liczyła sobie w najlepszym razie kilkaset osób, często łącznie z główną kadrą syntetyków i innowatorów, których było nie więcej niż tuzin w całym Układzie Słonecznym. Przedstawiciele grupy tworzyli w ramach dialektu nowy żargon, za pomocą którego przekazywali sobie własne odkrycia, spierali się nad rezultatami, sugerowali nowe ścieżki badań, przydzielali sobie zadania laboratoryjne, dyskutowali na konferencjach specjalnie poświęconych danemu tematowi i rozmawiali ze sobą we wszystkich możliwych mediach. W laboratoriach i barach konferencyjnych praca także posuwała się naprzód — przybierając postać dialogu osób, które rozumiały pewne kwestie, eksperymentowały i teoretyzowały.