— Teraz to wszystko się przydaje — powiedziała Iriszka — choć są ściśnięci jak sardynki. Gdyby nie mieli jedzenia i schronienia, prawdopodobnie spróbowaliby się przebić. A tak… Są wprawdzie zdenerwowani i niepewni, lecz przynajmniej żyją.
Ann pomyślała, że stan rzeczy w Sheffield przypomina jej nieco właśnie rozwiązany problem w Burroughs. Uważała, że ten również da się rozstrzygnąć. Trzeba było jedynie znaleźć ochotników, którzy wykonają zadanie, to znaczy zmuszą ZT ONZ do ewakuacji na Ziemię, a następnie zniszczą kabel, zrywając tym samym na dobre połączenie Marsa z Ziemią. Później wystarczy tylko udaremniać każdą próbę zamontowania nowego kabla, ale mogła ona nastąpić dopiero za dziesięć lat, jako że tyle trwało zbudowanie go na orbicie.
Iriszka prowadziła rovery po rumoszu wschodniego Pavonis, aż mała karawana dojechała do stożka kaldery, gdzie pojazdy zaparkowano. Na południowej i zachodniej krawędzi Sheffield przy pewnym wysiłku można było rozróżnić kabel windy, ledwie dostrzegalną linię — jedynie kilka kilometrów z dwudziestu czterech tysięcy. Mimo że był tak trudny do zauważenia, niemal niewidoczny, jego istnienie zdominowało każdy ruch podróżników, każdą ich rozmowę, a nawet każdą myśl. Wszystko obracało się wokół tej czarnej nici łączącej Marsa z Ziemią.
Kiedy rozbili obóz i rozlokowali się, Ann zadzwoniła przez komputer na nadgarstku do swojego syna, Petera. Był on jednym z przywódców rewolucji na Tharsis, dowodził też kampanią przeciw ZT ONZ, która zmusiła ziemskie wojska, by wycofały się, zajmując „gniazdo” i teren wokół niego. Zwycięstwo to nie było zbyt spektakularne, niemniej jednak uczyniło Petera jednym z bohaterów ubiegłego miesiąca.
Twarz syna pojawiła się na nadgarstku Ann. Był do niej bardzo podobny, co nagle dziwnie ją zaniepokoiło. Natychmiast zauważyła, że jest roztargniony. Najwyraźniej absorbowało go coś zupełnie innego niż rozmowa z matką.
— Jakieś nowiny? — spytała.
— Nie. Znaleźliśmy się chyba w swego rodzaju impasie. Pozwalamy im się swobodnie przemieścić w rejon windy i tym samym zdobyć kontrolę nad stacją kolejową, lotniskami na południowym stożku oraz linią kolei podziemnej stąd do „gniazda”.
— Przyleciały samoloty, które ich ewakuowały z Burroughs?
— Tak. Najwyraźniej większość ludzi odleci na Ziemię. Tutaj jest bardzo tłoczno.
— Wracają na Ziemię czy na naszą orbitę?
— Na Ziemię. Nie sądzę, aby jeszcze ufali orbicie.
Uśmiechnął się. Peter sporo działał w przestrzeni, wspomagając między innymi wysiłki Saxa. Jej syn, kosmonauta, reprezentant „zielonych”! Z powodu różnic politycznych przez wiele lat ledwie ze sobą rozmawiali.
— No, więc, co zamierzasz teraz zrobić? — spytała Ann.
— Nie wiem. Nie sądzę, żeby udało nam się przejąć windę albo „gniazdo”. Po prostu nie ma takiej możliwości. Zresztą, nawet gdyby była, tamci w każdej chwili mogą zerwać windę.
— A zatem?
— No cóż… — Peter nagle spojrzał na nią z niepokojem. — Ten pomysł nie wydaje mi się dobry. A tobie?
— Ja uważam, że kabel powinien spaść.
Teraz w spojrzeniu syna pojawiła się irytacja.
— Lepiej więc trzymaj się z dala od linii ewentualnego upadku.
— Będę.
— Nie chcę, żeby ktoś zrywał kabel bez wcześniejszej wnikliwej dyskusji — oświadczył ostrym tonem. — To ważne. Decyzję powinna podjąć cała marsjańska społeczność. Osobiście sądzę, że winda jest nam potrzebna.
— Tyle że w żaden sposób nie potrafimy jej przejąć.
— Zobaczymy. Tymczasem, wolałbym, żebyś się w to nie mieszała. Słyszałem, co się zdarzyło w Burroughs, jednak Sheffield to co innego. Rozumiesz? Razem ustalamy strategię. Taką sprawę trzeba omówić.
— Faktycznie, niektórzy są świetni w gadaniu — rzuciła z goryczą Ann.
Zawsze wszystko gruntownie omawiano i w wyniku tych dyskusji ona zawsze przegrywała. Kiedyś można było tak postępować, ale teraz — tak sądziła — trzeba zacząć działać. Peter, niestety, ponownie stracił zainteresowanie rozmową z nią. Odczuła, jak gdyby odrywała go od prawdziwej pracy, wygadując bzdury. Jej syn zapewne sam zamierza podjąć decyzję związaną z windą. Niewątpliwie łączyło się to u niego z ogólniejszym pragnieniem władania planetą. Tacy byli ci pierworodni nisei — stale usiłowali usunąć w cień przedstawicieli pierwszej setki i pozostałych issei. Gdyby żył John, nie byłoby im tak łatwo, lecz król był martwy, a zatem niech żyje nowy król, jej syn, król nisei — pierwszych prawdziwych Marsjan.
Niezależnie jednak od kwestii związanych z władzą, armia „czerwonych” zbierała się obecnie na Pavonis-Mons. „Czerwoni” stanowili najsilniejsze ugrupowanie militarne, które pozostało na Marsie, i teraz zamierzali zakończyć dzieło rozpoczęte w okresie, gdy Ziemię nawiedziła wielka powódź. Nie wierzyli w jednomyślność ani w kompromis, a zerwanie windy było według nich sprawą oczywistą i niezbędną.
Peter najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy. A może po prostu nie chciał zaprzątać sobie głowy. Ann zaczęła mówić mu o tym, lecz jej syn kiwał tylko głową, mamrocząc: „Tak, tak, jasne”. Był równie arogancki, jak inni „zieloni”, wiecznie pogodny i głupi, tak jak oni stale używał wykrętów i dyskutował o konieczności kontaktów z Ziemią, sądząc w swej naiwności, że zdoła tak potężnego przeciwnika zmusić do jakichkolwiek ustępstw. Nie, nie. Trzeba natychmiast podjąć działanie, podobnie jak w trakcie zatopienia Burroughs czy w przypadku aktów sabotażu, które doprowadziły do rewolucji. Bez nich nawet by się nie zaczęła albo — gdyby się zaczęła — natychmiast by ją zdławiono, podobnie jak w roku 2061.
— Tak, tak. Lepiej więc zwołajmy zebranie — oznajmił Peter. Ann miała wrażenie, że denerwuje go równie mocno jak on ją.
— Tak, tak — smutno powtórzyła za nim Ann. Ciągle tylko zebrania. Chociaż musiała przyznać, że często okazywały się celowe: dzięki nim ludzie sądzili, że ich zdanie się liczy, mimo iż prawdziwą pracę wykonywano gdzieś indziej.
— Spróbuję je zorganizować — stwierdził Peter. Ann zauważyła, że w końcu udało jej się zwrócić uwagę syna. Jednak spojrzenie miał nieprzyjemne, jak gdyby zamierzał jej grozić. — Zanim wszystko wymknie nam się z rąk — dodał.
— Już się wymknęło — mruknęła i przerwała połączenie.
Ann obejrzała programy informacyjne na różnych kanałach: na Mangalavidzie, w prywatnych sieciach „czerwonych”, skróty wiadomości z Ziemi. Chociaż Pavonis i winda znajdowały się obecnie w centrum uwagi wszystkich osób na Marsie, fakt ten nie znajdował odbicia w informacjach.