Выбрать главу

Niemniej jednak, cały czas szli i w końcu dotarli do krawędzi północnego kręgu, który na mapie Russella określono numerem „2”. Gdy spojrzeli w dół, odkryli właściwy kształt kaldery i jej zaokrąglonych wcięć; nagły uskok w dotychczas ukryte dno, leżące tysiąc metrów niżej.

Na dno północnego kręgu prowadził szlak, jednak kiedy Ann wskazała go, a potem zobaczyła minę Saxa, roześmiała się i dodała, że można go przejść tylko z odpowiednim sprzętem. Powiedziała lekkim tonem, że musieliby się potem znowu wspinać, a przecież główna ściana kaldery była już wystarczająco wysoka. Postanowili więc zamiast tego obejść północny krąg i skorzystać z innej trasy.

Zaskoczony tolerancją Ann (i wdzięczny), Sax podążył za nią na zachodni kraniec północnego kręgu. Pod wielką ścianą głównej kaldery zatrzymali się na noc, rozbili namiot i w milczeniu zjedli posiłek.

Po zachodzie słońca ponad zachodnią ścianę kaldery wystrzelił w górę Fobos; wyglądał jak mały, szary płomyk. Fobos i Deimos, strach i lęk, cóż za nazwy!

— Słyszałam, że ponowne umieszczenie księżyców na orbicie to twój pomysł? — spytała Ann ze swojego śpiwora.

— Tak.

— Nazywam to rekonstrukcją krajobrazu — stwierdziła z zadowoleniem.

Sax poczuł, że się lekko rumieni.

— Chciałem sprawić ci przyjemność.

— Podoba mi się ich widok — zauważyła po chwili.

— A jak ci się podobała Miranda?

— Och, to bardzo interesujące miejsce. — Ann opowiedziała o pewnych osobliwościach geologicznych tego niezwykłego księżyca. Dwie planetazymale niedokładnie połączone ze sobą po zderzeniu…

— Panuje tam kolor między czerwienią i zielenią — powiedział Sax, kiedy Ann skończyła mówić. — Mieszanina tych dwóch, gdy dotyczy roślin, na przykład marzanny, czasami nazywa się ciemną alizaryną.

— Ach, tak.

— Myślę o sytuacji politycznej. O syntezie między „czerwonymi” i „zielonymi”.

— „Brązowi”?

— Tak. Albo alizaryny.

— Myślałam, że czymś takim była koalicja „Uwolnić Marsa”, „czerwonych”, Iriszki i ludzi, którzy usunęli Jackie.

— Koalicja antyimigracyjna — odparł Sax — to kiepski rodzaj kombinacji czerwono-zielonej. Wplątali nas w konflikt z Ziemią, którego można było uniknąć.

— Czyżby?

— Tak. Problem populacyjny wkrótce się zmniejszy. My, issei, docieramy prawdopodobnie do końca. Nisei szybko podążą za nami.

— Myślisz o ostrej niewydolności?

— W rzeczy samej. Kiedy nasze pokolenie i następne wymrą, ludzka populacja Układu Słonecznego będzie liczyć połowę obecnej.

— Potem pewnie wymyślą, jak sobie radzić z tą chorobą.

— Bez wątpienia. Era Hipermaltuzjańska jednak już nie wróci, a przeludnienie z pewnością nie będzie naszym problemem. A więc, jeśli ktoś się przejmuje kwestią imigracji aż do tego stopnia, że pozwala na wywołanie konfliktu, który grozi wojną międzyplanetarną… Nazwę to krótkowzrocznością. Naprawdę można uniknąć kłopotów. Gdyby marsjański ruch „czerwonych” zauważył ten fakt i zaproponował Ziemi pomoc w ostatnim okresie fali populacyjnej, ludzie nie musieliby bezsensownie ze sobą walczyć. To byłby nowy sposób myślenia o Marsie.

— Nowa areofania.

— Tak. Tak to nazywała Maja.

Ann roześmiała się.

— Ale Maja jest szalona.

— Wcale nie — sprzeciwił się ostro Sax. — Nie jest!

Ann nic nie odpowiedziała, a Sax nie drążył już dalej tego tematu. Patrzyli, jak Fobos, mijając gwiazdy, przemieszcza się po niebie ku wschodowi.

Spali dobrze. Następnego dnia odbyli żmudną wspinaczkę na stromą ścianę wąwozu. Była to najwyraźniej trasa, którą Ann i inni „czerwoni” alpiniści prowadzili gości z zewnątrz. Sax nie przypominał sobie równie ciężkiego dnia. Zresztą, nie udało im się dotrzeć do wieczora i o zachodzie słońca musieli pospiesznie rozbić namiot na wąskim skalnym występie. Zakończyli wędrówkę dopiero następnego dnia około południa.

Wielki stożek Olympus Mons wyglądał tak jak zawsze — gigantyczny wycięty krąg płaskiej ziemi, pas fioletowego nieba na leżącym o wiele niżej horyzoncie, czarny zenit powyżej, małe pustelnie w wydrążonych kamiennych ejektamentach. Niby część błękitnego Marsa, a równocześnie odrębny świat.

Pierwszy barak, przy którym się zatrzymali, zamieszkiwali bardzo starzy ludzie, przypominający zakon żebraczy. Wyraźnie czekali, aż zabije ich atak ostrej niewydolności. Chcieli, by ich ciała skremowano, a popioły rzucono na rzadki prąd strumieniowy.

Sax uznał ich zachowanie za przesadnie fatalistyczne. Na Ann chyba również wywarli duże wrażenie, ponieważ obserwując, jak jedli swój skromny posiłek, powiedziała:

— W porządku. Jedźmy wypróbować tę kurację pamięciową.

Wielu przedstawicieli pierwszej setki optowało za innym miejscem spotkania niż Underbill. Kłócili się o to między sobą w jakiś nowy sposób, którego nie uważali za typowy dla swojej grupy. Sax zresztą i tak pozostał nieugięty i odrzucił wszystkie propozycje — Olympus Mons, niską orbitę, Pseudofobos, Sheffield, Odessę, Piekielne Wrota, Sabishii, Senzeni Na, Acheron, południową czapę polarną, Mangalę i morze. Upierał się, że lokalizacja jest jednym z najważniejszych czynników eksperymentu, co udowodniły badania nad kontekstem. Kojot zupełnie niepotrzebnie opowiadał o swoim udanym eksperymencie ze studentami, którzy, wyposażeni w sprzęt do nurkowania, uczyli się na dnie Morza Północnego listy słów. Twierdził, że fakty mówią za siebie i pierwsza setka powinna się poddać eksperymentowi w takim samym miejscu. Stawki były wystarczająco wysokie, aby usprawiedliwić każdą decyzję. Sax zwrócił przyjaciołom uwagę, że „powrót” pełni wspomnień niesie za sobą różne niebezpieczeństwa — wszystko się mogło zdarzyć: zarówno zaburzenia innych organów, jak i pokonanie ostrej niewydolności, zdrowie trwające kilka stuleci dłużej, stale rosnąca społeczność ogrodowych światów i w konsekwencji być może kolejna zmiana fazy, krok na wyższy stopień postępu, do królestwa mądrości, którego w tej chwili nikt nie potrafił sobie jeszcze wyobrazić. Dodał, że obecnie znajdują się na krawędzi złotego wieku. Wszystko jednak zależało od zdrowia umysłu, bez niego nie można było kontynuować pracy. Dlatego nalegał na Underbill.

— Jesteś zbyt pewny siebie — narzekała Marina, która zasugerowała Acheron. — Musisz być bardziej otwarty na propozycje innych.

Tak, tak. Otwarty umysł. Rzeczywiście taki miał, jego umysł to przecież laboratorium, które się kiedyś spaliło. Teraz miał głowę otwartą na przestrzał. Na szczęście, nikomu nie udało się podważyć logiczności wyboru Russella, nawet Marinie. Sax uważał, że ci, którzy są przeciwni wyjazdowi do Underbill, obawiają się po prostu potęgi przeszłości. Nie chcieli przyznać, że wspomnienie pierwszej osady nadal ma nad nimi wielką władzę, nie chcieli dać tego po sobie poznać. Trzeba było jednak podjąć ryzyko. Gdyby żył Michel, z pewnością poparłby tę lokalizację. Wybór miejsca był sprawą decydującą, a Underbill łączyło ich wszystkich. Nawet osoby początkowo nastawione sceptycznie, przestraszone bądź powątpiewające musiały w końcu przyznać Saxowi rację.

Zatem postanowili spotkać się w Underhill.

Obecnie osada była swego rodzaju muzeum i utrzymywano ją w stanie z roku 2138, ostatnim, w którym funkcjonował przystanek przy torze magnetycznym. Miasteczko nie wyglądało więc dokładnie tak jak w okresie, gdy zamieszkiwała je pierwsza setka, chociaż starsze tereny pozostały nie zmienione. Po przyjeździe w towarzystwie kilku innych osób Sax wybrał się na samotny spacer po osadzie i stwierdził, że wszystkie stare budynki nadal stoją. Dostrzegł cztery pierwotne kesony, przybyłe wraz z pierwszą setką w ładownikach, stosy śmieci, kwadrat cylindrycznych komór Nadii o wypukłych sklepieniach z centrum pod kopułą, pozbawiony szyb szkielet oranżerii Hiroko, pasaż rowów Nadii na północnym zachodzie, Czarnobyl, solne piramidy i w końcu Dzielnicę Alchemików, gdzie Sax skończył swój spacer, wędrując po zbiorowisku budynków i rur oraz próbując przygotować się psychicznie na czekające go nazajutrz przeżycie. Pracował nad otwarciem umysłu.