Выбрать главу

Całą grupą dotarli do Mai i dzieci. Rosjanka wstała, przywitała się czule z Nirgalem, potem potrząsnęła dłonią Bao. Sax jeździł w tę i z powrotem po trawniku nad plażą. W pewnej chwili, nie przerywając jazdy, puścił kierownicę i pomachał zebranym; Boone, który wtaśnie się ostatnio uczył jeździć, zobaczył go i zdumiony krzyknął:

— Jak to robisz?

Sax chwycił kierownicę, zatrzymał rower i marszcząc brwi, popatrzył na Boone’a. Chłopiec podszedł do niego niezdarnie z wyciągniętymi na boki ramionami.

— Coś ci nie wychodzi? — spytał starzec.

— Staram się jechać, nie używając móżdżku!

— Dobry pomysł — zauważył Sax.

— Pójdę dokupić lodów — zaproponowała Ann. Tym razem zostawiła Tati i zaczęła się wspinać po piasku, aby dojść do trawiastej ścieżki. Szła z wiatrem i było jej bardzo przyjemnie.

Kiedy wracała z drugą torebką lodowych baloników, powietrze oziębiło się. Nagle Ann poczuła w sobie jakąś słabość. Zachwiała się. Nad powierzchnią morza połyskiwał łuk błyszczącej, mocnej purpury. A Ann było coraz zimniej. „O, cholera!”, pomyślała. Tak to się zaczyna. Ostra niewydolność! Czytała wcześniej o takich objawach, słyszała też o nich od osób, które przeżyły atak. Serce tłukło jej się szaleńczo w piersi, niczym dziecko usiłujące wyjść z ciemnej szafy. Ciało stało się dziwnie martwe, jak gdyby coś wypłukało je z wszelkiej masy, pozostawiając porowatą gąbkę. Ann zgięła się w pół, opierając palcami o zapyloną ziemię. Stuk! Chrząknęła z zaskoczenia i bólu. Walczyła ze sobą. Ból w piersi. Zrobiła krok ku ławce obok ścieżki, potem zatrzymała się i zgarbiła pod wpływem ponownego ataku bólu. Stuk-puk, stuk-puk!

— Nie! — krzyknęła i kurczowo ścisnęła torbę z lodami. Arytmia serca, tak właśnie. Serce szalało, nierówno podskakując. Stuk-puk, stuk-puk. Nie, pomyślała, jeszcze nie. Jest bez wątpienia nową Ann, ale miała za mało czasu. — Nie — jęknęła, po czym całkowicie skupiła się na walce o życie.

Serce, musisz bić! Ann skoncentrowała się, zaczęła iść chwiejnym krokiem. Nie, jeszcze nie. Wiatr miał temperaturę około zera, uderzał prosto w twarz i w osłabłe ciało. Walczyła samą wolą. Słońce było bardzo jaskrawe, Ann miała wrażenie, że ostre promienie przebijają ukośnie jej klatkę piersiową. Przezroczystość świata! Serce biło, wiatr przelatywał wprost przez nią. Usiłowała utrzymać w jedności wszystkie kurczące się mięśnie. Czas się zatrzymał, wszystko się zatrzymało.

Krótko zaczerpnęła powietrza. Atak minął. Wiatr powoli stawał się cieplejszy. Aureola ponad morską taflą zniknęła, woda miała kolor jasnego błękitu. Serce Ann waliło w swoim slarym rytmie. Masa ciała wróciła, ból złagodniał. Powietrze było słone i wilgotne, wcale nie zimne.

Szła dalej. Czuła ciężar swego ciała. Musiała się trzymać, zamierzała bowiem żyć. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas… Jeśli to nie będzie teraz… Chyba przeżyła. Szła dalej, krok za krokiem. Najwyraźniej, wszystko było w porządku. Udało się. Atak okazał się lekki i nie zabił jej.

Siedząca przy zamku z piasku Tati zobaczyła Ann i ruszyła w jej kierunku, wpatrzona w torbę z lodami. Dziewczynka biegła jednak zbyt szybko i upadła na buzię. Kiedy podniosła się, miała całą twarz w piasku i Ann sądziła, że mała zaraz się rozpłacze, ta jednak tylko siedziała, liżąc górną wargę — mały koneser.

Ann podeszła, aby pomóc dziewczynce wsiać. Podniosła ją i spróbowała zetrzeć jej piasek z górnej wargi, lecz Tali odsunęła się, nie chcąc pomocy. No, dobrze, pomyślała Ann, niech sobie je piasek. Co jej się może siać.

— Hej. Nie bierz za dużo. Te lody są dla Saxa, Nirgala i Bao. Nie bierz! Hej, popatrz… Popatrz na mewy! Popatrz!

Tati podniosła oczy, zobaczyła mewy nad głową, próbowała je śledzić wzrokiem i upadła na pośladki.

— Uch! — powiedziała. — Ładne! Ładne! Nie jest ładne? Nie jest?

Ann znowu pomogła jej się podnieść i wzięła za rękę. Ruszyły ku grupie osób skupionej przy kopcu zwieńczonym kilkoma zamkami z piasku. Nirgal i Bao stali na brzegu, pogrążeni w rozmowie. Mewy latały nad głowami. Na falach surfowała jakaś stara Azjatka. Morze było ciemnoniebieskie, niebo już niemal bezchmurne, jasnoróżowofiołkowe; resztki chmur uciekały na wschód. Wiał mocny wiatr. Kilka pelikanów ślizgało się w linii po powierzchni fali. Tati pociągnięciem zatrzymała Ann i wskazała na ptaki.

— Nie jest ładne?

Ann próbowała iść dalej, ale Tati nie chciała się ruszyć i szarpała natarczywie jej rękę.

— Nie jest ładny? Nie jest? Nie jest?

— Jest.

Tati puściła ją i pobiegła po piasku, z trudem utrzymując pozycję stojącą; pielucha kołysała jej się jak kaczy kuper, z tyłu kolan tłustych nóżek powstawały dołeczki.

Ann pomyślała: A jednak się kręci. Szła za dzieckiem, uśmiechając się na myśl o swoim małym żarciku. Galileusz oficjalnie wyrzekł się prawdy, prywatnie nie. Jego śmieszny bunt uważała za niemądry. Lepiej powiedzieć, co trzeba, i robić swoje. Walka o życie przypomniała jej, co jest w tym życiu ważne. Och, tak, bardzo ładny, jaki ładny widok! Przyznała się do tego i pozwolono jej żyć. Bij dalej, moje serce. Dlaczego się do tego nie przyznać? Nigdzie na planecie ludzie się nie zabijali, nigdzie nie było zdesperowanych osób poszukujących schronienia lub jedzenia, nigdzie nikt się nie bał o swoje dzieci. Tak się jednak mówi. Piasek skrzypiał pod stopami Ann. Przyjrzała mu się uważniej: ciemne drobinki bazaltu zmieszane z mikroskopijnymi fragmentami muszelek i rozmaitymi kolorowymi kamykami: niektóre z nich bez wątpienia były zgruzowanymi kawałkami samego meteorytu Hellas. Ann popatrzyła na wzgórza leżące na zachód od morza; pod słońcem wydawały się czarne. Zewsząd wyłaniały się wspomnienia. Przy brzegu fale łamały się w szybkich liniach; Ann szła przez piasek ku przyjaciołom. W wietrze, na Marsie, Marsie, Marsie!

Podziękowania

Tym razem dziękuję Lou Aronice, Stuartowi Atkinsonowi, Terry’emu Baierowi, Kennethowi Baileyowi, Paulowi Birchowi, Michelowi Carrowi, Bobowi Eckertowi, Peterowi Fittingowi, Karen Fowler, Patrickowi Michelowi Franęoisowi, Jennifer Hershey, Patsy Inouye, Calvinowi Johnsonowi, Jane Johnson, Gwyneth Jones, Davidowi Kane’owi i Ridge, Christopherowi McKayowi, Beth Meacham, Pameli Mellon, Lisie Noweli, Lowry’emu Peiowi, Billowi Purdy’emu, Joelowi Russellowi, Paulowi Sattelmeierowi, Marcowi Tatarowi, Ralphowi Vicinanzie, Bronwenowi Wangowi i Vicowi Webbowi.

Szczególne podziękowania dla Martyna Fogga i, ponownie, dla Charlesa Sheffielda.