Reull Vallis
Południowy Karawanseraj
Nowa Bolonia
Nirgal Vallis
Montepulciano
Sheffield
Senzeni Na
Echus Overlook
Dorsa Brevia
Dao Vallis
Południowa Fossa
Rumi
Nowe Vanuatu
Prometcusz
Gramsci
Mareotis
Uchodźcza Organizacja Burroughs
Stacja Libijska
Tharsis Tholus
Overhangs
Margaritifer Plinth
Karawanseraj Wielka Skarpa
Da Vinci
Liga Elysyjska
Piekielne Wrota
Partie polityczne i inne organizacje:
booneiści
„czerwoni”
bogdanowiści
schnellingiści
„Nasz Mars”
„Uwolnić Marsa”
Ka
Praxis
Liga Qahirskich Mahjarytów
„Zielony Mars”
Zarząd Tymczasowy Organizacji Narodów Zjednoczonych
„Kakaze”
Rada Wydawnicza Dziennika Studiów Areologicznych
Zarząd windy kosmicznej
Chrześcijańscy Demokraci
Komitet Koordynacyjny Metanarodowej Działalności Ekonomicznej
Bolońscy neomarksiści
Przyjaciele Ziemi
Biotique
Separation de l’Atmosphere
Spotkanie ogólne zainaugurowano rano wokół „stołu stołów”, potem rozbiło się na wiele małych grupek roboczych, które rozeszły się do biur w magazynie lub w okolicznych budynkach. Każdego ranka Art pojawiał się wcześnie i zaparzał w wielkich rondlach kawę, have i — jego ulubioną — kavajave. Biorąc pod uwagę znaczenie przedsięwzięcia, zadanie było raczej poślednie, lecz Artowi dawało wiele zadowolenia. Codziennie zaskakiwał go fakt, że kongres w ogóle się zebrał. Czuł, że jego wkład powinien się ograniczyć do zwołania i przygotowania konferencji. Nie był politologiem i miał niewielkie pojęcie na temat zawartości marsjańskiej konstytucji. Świetnie potrafił zwoływać ludzi i tym razem także mu się udało. Właściwie jemu i Nadii, ponieważ Nadia zajęła po prostu odpowiednie pomieszczenie i objęła przewodnictwo właśnie wtedy, gdy ludzie jej potrzebowali. Była jedyną przedstawicielką pierwszej setki, do której wszyscy mieli pełne zaufanie, dzięki temu posiadała więc coś w rodzaju naturalnego pełnomocnictwa. Teraz, bez zbytniego zamieszania i niemal mimowolnie, wykorzystała swój autorytet.
Artowi było bardzo przyjemnie, ponieważ praktycznie stał się teraz jej osobistym asystentem. Planował każdy dzień, układał harmonogram spotkań i doglądał, by wszystko przebiegało jak najsprawniej. Jego pierwszym zadaniem każdego ranka było przygotowanie dużego dzbanka kavajavy, ponieważ Nadia — jak wiele osób — lubiła po przebudzeniu czuć się rześko. Art nazywał zatem siebie osobistym asystentem i aptekarzem używek oraz uważał, że takie jest jego przeznaczenie w tym momencie historycznym. Był szczęśliwy. Z wielką przyjemnością obserwował, w jaki sposób ludzie patrzą na Nadię. I sposób, w jaki ona patrzyła na nich: z zainteresowaniem, współczuciem, sceptycznie lub zdenerwowana, gdy uważała, że ktoś marnuje czas; kiedy natomiast czyjś wkład w sprawę robił na niej wrażenie, w jej oczach zapalały się ciepłe ogniki. Wszyscy chcieli się przypodobać Nadii, toteż próbowali się trzymać tematu i dobrze służyć sprawie. Pragnęli tych „ciepłych” spojrzeń. Oczy Rosjanki były zresztą niezwykłe (zwłaszcza gdy patrzyło się na nie z bliska): orzechowe, choć jednocześnie osobliwie nakrapiane niezliczonymi maleńkimi plamkami w różnych kolorach: żółtym, czarnym, zielonym, niebieskim; spojrzenie wydawało się hipnotyzować. Nadia skupiała się na każdym rozmówcy — każdemu chciała wierzyć, przyjmować jego stronę, dbała, by problem wskazany przez daną osobę nie rozmył się w zalewie innych; nawet „czerwoni”, którzy wiedzieli, że jest skłócona z Ann, ufali jej, ponieważ mieli pewność, że zostaną wysłuchani. Dlatego też cała działalność koncentrowała się wokół Rosjanki; Art obserwował ją przy pracy, znajdował w tym przyjemność i jak tylko mógł, pomagał.
Debata rozpoczęła się.
W pierwszym tygodniu toczono spory, czym jest konstytucja, jaką miałaby przybrać formę i czy w ogóle Marsjanie powinni posiadać taki dokument. Charlotte nazwała te rozmowy metakonfliktem, sporem o powód późniejszych kłótni, a kiedy zobaczyła smutne spojrzenie patrzącej z ukosa Nadii, dodała, że nie należy lekceważyć kwestii podstawowych.
— …Ustalając je, wyznaczamy granice tego, co podlega naszej decyzji. Jeśli na przykład postanowimy włączyć do konstytucji problemy ekonomiczne i społeczne, wtedy powstanie zupełnie inny dokument, niż gdy zechcemy pozostać przy kwestiach czysto politycznych i prawnych albo też do bardzo ogólnego zestawienia zasad.
Aby pomóc zebranym zainicjować dyskusję formalną, Charlotte i uczeni z Dorsa Brevia przywieźli wiele rozmaitych „czystych konstytucji”, czyli streszczeń różnego rodzaju konstytucji. Nie zdołały one niestety przekonać do zmiany stanowiska osób twierdzących, iż większości aspektów społecznego i ekonomicznego życia na Marsie w ogóle nie powinno się regulować. Taki „stan minimalny” popierały rozmaite ugrupowania, które zazwyczaj bardzo się różniły w poglądach: między innymi anarchiści, libertarianie, neotradycyjni kapitaliści, niektórzy „zieloni”. Według najbardziej skrajnych opinii nie należy również określać zasad związanych z działalnością rządu, który zresztą powinien być marionetkowy.
Sax usłyszał o tej kłótni podczas jednej z wideotelefonicznych nocnych rozmów z Nadią oraz Artem i miał zamiar poważnie się nad nią zastanowić.
— Stwierdzono, że kilka prostych zasad może uregulować bardzo skomplikowane zachowanie. Istnieje na przykład klasyczny komputerowy model dla gromadzących się ptaków, zgodnie z którym są tylko trzy zasady: utrzymywać równą odległość od wszystkich przedstawicieli grupy, nie zmieniać zbyt gwałtownie prędkości oraz unikać obiektów nieruchomych. Czynią one lot stada całkiem przyjemnym.
— Może stada komputerowego — zadrwiła sobie z niego Nadia. — Widziałeś kiedykolwiek kominowe jerzyki o zmierzchu?
Po chwili nadeszła odpowiedź Saxa:
— Nie.
— No cóż, rzuć na nie okiem, kiedy dotrzesz na Ziemię. Tymczasem przyznasz chyba jednak, że nie możemy zapisać w konstytucji: „nie zmieniajmy zbyt gwałtownie prędkości”.
Art uznał to stwierdzenie za zabawne, lecz Nadii najwyraźniej nie było do śmiechu. Miała niewiele cierpliwości dla argumentów minimalistycznych.
— Czy nie mówimy w ten sposób w pewnym sensie, że pozwalamy rządzić metanarodowcom? — spytała. — Czy takie jest wasze zadanie?
— Nie, nie — zaprotestował Michaił. — Wcale nam o to nie chodziło!
— Cóż, tak mi się skojarzyło. Niektórzy próbują tylko stwarzać pozory zasady, podczas gdy w rzeczywistości starają się chronić swoją własność i przywileje. To taki rodzaj przykrywki. A reszta niech idzie do diabła.
— Nie, wcale nie.
— W takim razie musicie uzasadnić wasze zdanie przy stole. Trzeba dyskutować punkt po punkcie i głosować przeciwko każdej kwestii problematycznej związanej z rządem.
Nadia nalegała na taką procedurę, nie besztając przy tym swego rozmówcy (tak zrobiłaby Maja), po prostu obstawała twardo przy pewnej zasadzie, z którą trzeba się było zgodzić — że każdy problem można przedyskutować przy stole. Dlatego też punktem wyjścia powinny się stać właśnie „czyste konstytucje”. Zarządzono głosowanie i większość zgodziła się popracować nad dostarczonym materiałem.
W ten sposób udało się przeskoczyć pierwszy płotek: wszyscy zgodzili się działać według tego samego planu. Art uznał ten krok za zadziwiający. Podziwiał też Nadię. Nie była zwykłym dyplomatą, w żadnym razie nie dążyła do modelu „posłańca”, do którego aspirował Art; niemniej jednak, potrafiła pracować skutecznie. Miała w sobie charyzmę osoby wrażliwej. Art ściskał ją za każdym razem, gdy ją mijał, czasem całował w czubek głowy; kochał ją. Kręcił się wśród delegatów przepełniony tym wspaniałym uczuciem, starał się też wpadać na wszystkie możliwe sesje. Przez cały czas pilnie rozglądał się, czy może jakoś pomóc. Często wystarczyło przynieść dyskutantom coś do jedzenia lub picia, kontynuowali debatę przez cały dzień.