Выбрать главу

Jego mowa wywarła wrażenie, co potwierdziła burza w mediach. W następnych dniach Nirgal prowadził wielogodzinne rozmowy z różnymi grupami, rozwijając szczegółowo myśli, które wyraził na zebraniu. Praca była wyczerpująca, toteż po kilku tygodniach nieprzerwanych dyskusji, pewnego bezchmurnego poranka wyjrzał przez okno sypialni, a potem wyszedł i omówił z członkami swojej eskorty temat wyprawy górskiej. Zgodzili się przekazać ludziom w Bernie, że Nirgal wyrusza na prywatną wycieczkę; później wsiedli w pociąg i wyruszyli w Alpy.

Pociąg pędził z Berna na południe obok długiego błękitnego jeziora o nazwie Thun, które otaczały strome trawiaste turnie, ziemne wały i iglice szarego granitu. Dachy domów w miastach na brzegu jeziora pokrywała łupkowa dachówka; nad budynkami górowały stare drzewa, a w pewnej chwili zamek. Wszystko było utrzymane w idealnym stanie. Pomiędzy miastami rozciągały się zielone pastwiska z rzadka usiane dużymi drewnianymi domami farmerów — w każdym oknie i balkonie kwitły w skrzynkach czerwone goździki. Ludzie z eskorty powiedzieli Nirgalowi, że ten styl nie zmienił się od pięciuset lat, był typowy dla tej ziemi, jak gdyby w sposób naturalny do niej należał. Zielone turnie oczyszczono z drzew i kamieni, bowiem w pierwotnym stanie porastały je lasy. Przestrzenie te zatem sterraformowano, tworząc na wzgórzach ogromne łąki, które dostarczały paszy bydłu. Dla kapitalistycznych wartości ekonomicznych takie rolnictwo niewiele znaczyło, niemniej jednak Szwajcarzy i tak wspierali wysoko położone farmy, ponieważ uważali je za ważne bądź piękne, a może z obu tych powodów. Taka już była Szwajcaria.

„Istnieją ważniejsze wartości wyższe od ekonomicznych” — powiedział Wład na marsjańskim kongresie i Nirgal uświadomił sobie teraz, że niektórzy Ziemianie rzeczywiście w to wierzą, przynajmniej częściowo. Werteswandel, mawiali w Bernie, „mutacja wartości” (choć słowo to można również przetłumaczyć jako „ewolucja wartości”, „powrót wartości”); chodziło raczej o stopniową zmianę niż o przerwanie stanu równowagi. Farmy stanowiły przykład ładnego szczątkowego archaizmu, który przetrwał. Teraz te wysokie, odosobnione górskie doliny pokazywały światu, jak żyć; duże farmerskie domy unoszące się na zielonych falach.

Promień żółtego słońca przedarł się przez chmury i dotknął wzgórza za jedną z takich farm, a wtedy turnia błysnęła w szmaragdowej masie — niezwykła, intensywna zieloność widoku oszołomiła Nirgala, po chwili nawet zakręciło mu się w głowie. Trudno się skupić na tak promiennej zieleni!

Heraldyczne wzgórze zniknęło zamiast niego w oknie pojawiły się inne, jedna zielona fala po drugiej, jarzące się własną oryginalnością. W pobliżu miejscowości Interlaken pociąg skręcił i zaczął się wspinać doliną tak stromą, że w niektórych miejscach tory przechodziły pod tunelami wydrążonymi w jej skalistych stokach, wykonując wewnątrz góry spiralny obrót o pełne trzysta sześćdziesiąt stopni. Gdy pociąg wyjeżdżał z tunelu w słońce, jego przód znajdował się tuż ponad jego końcem.

Pędził po zwykłych torach, nie po magnetycznych, ponieważ Szwajcaria nie dała się przekonać, że nowa technologia stanowi udoskonalenie wystarczające, aby usprawiedliwić wymianę już położonych szyn. Wspinający się na wzgórze pociąg lekko więc wibrował, a nawet kołysał się z boku na bok, czemu towarzyszył łoskot i zgrzytanie trących o siebie metalowych części.

Wysiedli w Grindelwaldzie, na stacji przesiedli się do znacznie krótszego pociągu, który wiózł ich w górę, pod ogromny północny stok Eigeru. Z dołu Nirgalowi wydawało się, że ta kamienna ściana ma wysokość zaledwie kilkuset metrów; dokładniej dostrzegał jej rozmiar z odległości pięćdziesięciu kilometrów, gdy patrzył z berneńskiego Potwora. Teraz młody Marsjanin pragnął ją zobaczyć z bliska, a tymczasem kolejka z warkotem wjechała do wydrążonego w górze tunelu i w ciemnościach — rozświetlonych jedynie blaskiem wewnętrznych świateł pociągu i krótkotrwałymi błyskami światełek znajdujących się na jednym boku tunelu — zaczęła wykonywać spirale i ostre zakręty. Eskorta Nirgala — około dziesięciu muskularnych mężczyzn — rozmawiała między sobą cichą, gardłową szwajcarską odmianą języka niemieckiego.

Wyjechali ponownie na światło dzienne i dotarli na małą stację zwaną Jungfraujoch, „najwyżej położoną stację kolejową w Europie”, jak oznajmiał znak z napisem w sześciu językach: nic dziwnego, ponieważ wybudowano ją w lodowatej przełęczy między dwoma wielkimi wierzchołkami Mönch i Jungfrau na wysokości 3454 metrów nad poziomem morza. Tu kończyły się tory.

Nirgal wysiadł i poszedł za członkami swojej eskorty. Ze stacji wyszli na wąski taras przed budynkiem. Powietrze było rzadkie, czyste, rześkie, temperatura wynosiła około dwustu siedemdziesięciu kelwinów — najlepsze powietrze, jakim Nirgal oddychał od chwili odlotu z Marsa. Było tak znajome, że młodzieńcowi zakręciła się łza w oku. Ach, co to za miejsce!

Mimo okularów przeciwsłonecznych światło było niezwykle jaskrawe. Niebo zabarwiło się ciemnym kobaltem. Większość stoków górskich pokrywał śnieg, choć w wielu miejscach wystawał spod niego granit, zwłaszcza na północnych stokach, gdzie urwiska były zbyt strome, aby utrzymała się na nich pokrywa śnieżna. Tu, w górze, Alpy już nie przypominały marsjańskiej skarpy. Każda masa skalna miała niepowtarzalny, typowy tylko dla siebie wygląd, każda była oddzielona od reszty głębokimi obszarami pustego powietrza, na przykład lodowcowymi dolinami, czyli niezwykle przepastnymi szczelinami w kształcie litery „U”. Na północy tektoniczne makrorowy leżały o wiele niżej i bywały zielone lub nawet wypełnione jeziorami. Na południu jednakże znajdowały się wysoko i zapełniał je tylko śnieg, lód i skały. Tego dnia wiatr wiał właśnie z południowego stoku, przynosząc ze sobą lodowy chłód.

Na dnie lodowej doliny położonej bezpośrednio na południe od przełęczy Nirgal dostrzegł ogromny, wygięty, biały płaskowyż, stanowiący wielkie zlewisko lodowców, które spłynęły do niego z otaczających go wysokich basenów. Przedstawiciele eskorty powiedzieli Marsjaninowi, że płaskowyż nazywa się Concordiaplatz. Spotkały się w nim cztery duże lodowce i przelały się na południe, tworząc jeden — Grosser Aletschgletscher, najdłuższy lodowiec w Szwajcarii.

Nirgal zszedł tarasem do końca, aby w pełni obejrzeć tę lodową dzikość. Na końcu tarasu zauważył schodkowy szlak w dół, wykuty w twardym śniegu południowej ściany, w miejscu, gdzie podnosiła się ku przełęczy. Ścieżka ta wiodła do znajdującego się pod nimi lodowca, a stamtąd na Concordiaplatz.

Poprosił eskortę, aby pozostała na stacji i poczekała na niego, miał bowiem ochotę na samotną wędrówkę. Szwajcarzy zaprotestowali, jednak latem lodowiec był pozbawiony śniegu, wszystkie lodowcowe szczeliny świetnie widoczne, żadne z nich zresztą nie leżały na szlaku; nie było też na nim nikogo innego w ten chłodny letni dzień. Niemniej jednak członkowie eskorty nie byli pewni, czy mogą pozwolić mu pójść, a dwóch ostro nalegało, by mu towarzyszyć, przynajmniej przez część drogi; mieli iść w pewnej odległości za nim… „ot, tak, na wszelki wypadek”.