Выбрать главу

— Pojedziecie ze mną jutro i obejrzymy sobie dokładnie to lodowe morze — zaproponowała Ann.

Następnego dnia partyzancka grupa wybrała się z nią na południe wzdłuż sześćdziesiątego stopnia długości areograficznej. Posuwali się z trudem. Taką krainę Arabowie nazywali khalą: pustą ziemią. Z jednej strony była piękna — skalne, noachiańskie pustkowie; jej widok przepełniał radością serca podróżników. A jednak ekotażyści milczeli; wydawali się pokonani, jak gdyby uczestniczyli w jakiejś pogrzebowej ceremonii. Wrócili razem do dużego kanionu o nazwie Nilokeras Scopulus; wjechali do niego po szerokiej, nierównej, naturalnej rampie. Na wschodzie leżała skuta lodem Chryse Planitia: jedna z odnóg północnego morza, przed którym najwyraźniej nie było ucieczki. Przed jadącymi znajdowały się Nilokeras Fossae — koniec kompleksu kanionowego, który zaczynał się daleko na południu, w ogromnej przepaści Hebes Chasma. Z Hebes nie można było wyjechać, lecz powód jej osunięcia się był teraz jasny — sprawił to wybuch formacji wodonośnej na zachodzie, przy wierzchołku Echus Chasma. Wcześniej ogromna ilość wody spłynęła z Echusa przy zachodnim stoku Lunae Planum, rzeźbiąc stromy, wysoki klif przy Echus Overlook. W pewnym momencie woda rozcięła klif i popędziła dalej, rozrywając duży łuk Kasei Vallis i wycinając głęboki kanał na nizinach Chryse. Był to jeden z największych wybuchów formacji wodonośnych w historii Marsa.

Północne morze spłynęło do Chryse i woda wypełniła się aż do niższego końca Nilokeras i Kasei. Ponad ujściem tego nowego fiordu znajdowało się wzgórze o płaskim wierzchołku (dawny Krater Szaranowa), które wyglądało jak gigantyczny zamek na wysokim cyplu. W środku fiordu leżała długa, wąska wyspa, jedna z żebrowych wysepek starożytnej powodzi; znowu była wyspą, uparcie czerwona w morzu białego lodu. Ann pomyślała, że kiedyś ten fiord stworzy jeszcze lepszy port niż Zatoka Botaniczna: miał wprawdzie strome ściany, lecz tu i tam pojawiały się skalne ławy, na których mogły powstać portowe miasta. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę zachodni wiatr pędzący w dół Kasei, katabatyczne porywy, które zatrzymają żeglujące statki w zatoce Chryse…

Jakie to dziwne. Ann dowiozła grupę milczących „czerwonych” do pochyłości, po której zjechali na szeroką ławę skalną, a tą oddalili się od lodowego fiordu w kierunku zachodnim. Do tego czasu zapadł już wieczór, więc zaproponowała tubylcom, by wysiedli z roverow, zeszli nad brzeg i towarzyszyli jej w spacerze o zachodzie słońca.

Gdy zachodziło słońce, stali w zwartej, smutnej grupce przed samotnym lodowym blokiem wysokim na mniej więcej cztery metry; jego stopione wypukłości były tak gładkie jak ludzkie mięśnie. Słońce znajdowało się za lodowym blokiem, przeświecając przez niego; po obu stronach bloku jaskrawe światło odbijało się od szklistego, mokrego piasku. Świetlana przestroga. Niezaprzeczalna, płonąco rzeczywista. Co mieli zrobić? Stali i patrzyli w milczeniu.

Kiedy słońce zniknęło za czarnym horyzontem, Ann odeszła od grupy i ruszyła samotnie w górę do rovera. Obejrzała się za siebie, w dół zbocza; „czerwoni” ciągle trwali przy „plażowej” górze lodowej, która wyglądała wśród nich jak biały bożek, zabarwiona ciemnym oranżem niczym popękana biała tafla lodowej zatoki. Biały bożek, niedźwiedź, zatoka, dolmen marsjańskiego lodu; ten ocean zostanie już z nimi na zawsze, tak realny jak skała.

Następnego dnia Ann pojechała Kasei Vallis na zachód, ku Echus Chasma. Jechała ciągle w górę, jedną szeroką ławą po drugiej. Droga była łatwa, póki Ann nie dojechała do miejsca, gdzie Kasei wyginał się w lewo i w górę, przechodząc w dno Echusa. Krzywizna ta należała do największych i najbardziej oczywistych rzeźbionych przez wodę cech planety. Ann zauważyła, że płaskie obecnie łożysko potoku porastają karłowate drzewka, tak małe, że wydawały się niemal krzewami; miały czarną korę, były cierniste, a ich ciemnozielone liście — lśniące i ostre jak liście ostrokrzewu. Pod czarnymi drzewami rósł przeważnie mech, choć w innych miejscach rzadko występował; las był jednogatunkowy, pokrywał Kasei Vallis od jednej ściany kanionu do drugiej, wypełniając wielką krzywiznę niczym jakiś przesadnie wielki pyłek sadzy.

Z konieczności Ann pojechała prosto przez ten niski las, a rover przechylał się na boki, kiedy najeżdżał na gałęzie, mocne jak manzanity, dopiero gdy się od nich uwolnił, ruszał prosto. Pomyślała, że bardzo wąskiego i zaokrąglonego kanionu o głębokich ścianach nie można już przejść na piechotę. Wyobrażała sobie, że takie znajdują się w Utah… Las przypominał teraz ciemną puszczę z baśni, wrogą, wypełnioną latającymi czarnymi przedmiotami… I biały kształt uciekający w mrok… Nie było żadnego śladu po kompleksie sił bezpieczeństwa ZT ONZ, który kiedyś zajmował wygięcie doliny. Przeklinam twój dom do siódmego pokolenia, przeklinam także tę niewinną ziemię. Tutaj torturowano Saxa i tu zasiał on ogniste ziarno, a potem podpalił to miejsce, dzięki czemu zakiełkował ciernisty las i zarósł teren. I pomyśleć, że ludzie nazywają naukowców racjonalnymi stworzeniami! Przeklinam również ich dom, pomyślała Ann z zaciśniętymi zębami, do siódmego pokolenia i na siedem następnych.

Syknęła i pojechała dalej w górę Echusa, ku stromemu wulkanicznemu stożkowi Tharsis Tholis. U stoku wulkanu, na poziomym fragmencie zbocza, leżało miasto. Whitebook powiedział Ann, że skierowano tu Petera, więc ominęła miejscowość. Peter — zatopiona ziemia, Sax — spalony grunt. Kiedyś Peter był jej oczkiem w głowie. Na tej skale zbuduję… Peter Tempe Terra, Skała Ziemi Czasu. Nowy człowiek, Homo martial. Człowiek, który ich zdradził. Pamiętać.

Posuwała się dalej na południe, wjeżdżając po zboczu wypukłości Tharsis, aż do miejsca, z którego widać było stożek Ascraeusa. Górski kontynent, widoczny na horyzoncie. Pavonis opanowano i obsadzono roślinnością ze względu na jego równikowe położenie i kabel windy, natomiast leżący tylko pięćset kilometrów dalej na północny wschód Ascraeus pozostawiono w spokoju. Nikt na nim nie mieszkał, bardzo niewiele osób w ogóle się na niego wspięło. Zaledwie kilku areologów przybywało co jakiś czas, aby badać magmę i sporadyczne piroklastyczne przesuwy popiołu, które barwiły czerwień na prawie zupełną czerń.

Wjechała na niskie zbocza Ascraeusa, łagodne i faliste. „Ascraeus” należał do klasycznych nazw określających albedowe osobliwości, ponieważ ta duża góra widoczna była z Ziemi. Ascraeus Lacus. Podczas „kanałomanii” uznano, że była niegdyś jeziorem. Podobnie Pavonis — w tamtej epoce nazywano go Phoenicus Lacus, Jeziorem Feniksa. Ann przeczytała, że Ascra to miejsce urodzenia Hezjoda, „usytuowane po prawej stronie góry Helikon, na wysokim, nierównym miejscu”. Chociaż więc twierdzili, że Ascraeus jest jeziorem, nadali mu nazwę na cześć miejsca górzystego. Może ich podświadomość właściwie zinterpretowała obrazy teleskopowe. Słowo „ascraeus” stanowiło ogólne poetyckie określenie sielanki, a Helikon był beocką górą poświęconą Apollonowi i Muzom. Pewnego dnia Hezjod podniósł oczy znad pługa, zobaczył górę i stwierdził, że musi ludzi obdarzyć pewną opowieścią. Dziwne są narodziny mitów. Dziwne też były te stare nazwy, wśród których żyli i które ignorowali, podczas gdy one ciągle od nowa opowiadały stare historie.

Ascraeus był najbardziej stromym z czterech dużych wulkanów. Nie otaczały go jednak żadne skarpy (tak jak Olympus Mons), więc Ann mogła włączyć niski bieg i posuwać się w górę ruchem przypominającym powolny start w kosmiczną przestrzeń. Odchyliła się w tył na siedzeniu i zapadła w drzemkę. Głowa na oparciu, odprężenie. Obudziła się, gdy dojechała — znajdowała się w górze, dwadzieścia siedem kilometrów ponad poziomem morza, na tej samej wysokości co pozostałe trzy wielkie góry. Taką wysokość osiągały góry na Marsie! Była to granica izostatyczna, przy której litosfera zaczynała się uginać pod ciężarem skały; żaden z czterech największych szczytów nie przekraczał tej granicy, można ją było zatem uznać za symbol ich rozmiaru i wspaniałego wieku.