Spacer był jak lekcja z mechaniki wlotu wulkanicznego. Erupcje na dole, na zewnętrznych stokach wulkanu, usunęły magmę z aktywnego wlotu kaldery, toteż jej dno zapadło się. Wszystkie kuliste kształty, takie jak aktywny wlot, poruszały się w ciągu eonów. Wygięte w łuki urwiska… W kilku miejscach na Marsie istniały takie pionowe zbocza, prawie zupełne stromizny. Światy bazaltowych pierścieni. Ta kraina powinna być mekką amatorów wspinaczek, ale — o czym Ann wiedziała — nikt tu nie bywał. Któregoś dnia pojawią się alpiniści.
Niezwykły, skomplikowany Ascraeus zupełnie nie przypominał Pavonis, który miał kształt jednego wielkiego otworu. Dlaczego kaldera Pavonis załamywała się za każdym razem w tym samym obwodzie? Czyżby jej ostatni obsuw wymazał i wyrównał wszystkie wcześniejsze pierścienie? Może jej wulkan zawierał mniej lawy albo mniej magmy znajdowało ujście na boki? Czy wlot Ascraeusa intensywniej się przesuwał? Ann podniosła z krawędzi stożka kilka kamyków i obejrzała. Lawowe bomby, świeże ejektamenta meteorytowe, graniaki wygładzone erozją nieustannych wiatrów… Wszystkie te kwestie ciągle trzeba było zbadać. Ludzie niczego tu nie zmienili, nie w takim stopniu, żeby przeszkodzić pracom wulkanologów. Wprawdzie Dziennik studiów areologicznych opublikował wiele artykułów na owe tematy — Ann czytała kilka i widywała je od czasu do czasu. To właśnie powiedział jej Micheclass="underline" wysoko położone miejsca zawsze pozostaną takie same.
Wspinaczka na wielkie stoki przypominała podróż w przedludzką przeszłość, w czystą areologię, może w samą areofanię, z Hiroko albo bez niej. Z porostami albo i bez nich. Na Marsie dyskutowano, czy ustawić nad tymi kalderami kopuły lub namioty, które utrzymałyby je w całkowitej sterylności; Ann była przeciwna pomysłowi, uważała, że w ten sposób stworzono by jedynie ogrody zoologiczne, dzikie parki, ogrody. Machnęła ręką na chasmoendolityczne życie, które usiłowało się tutaj wedrzeć. Życie… Ann wypowiedziała to słowo; zabrzmiało dziwnie: „życie”.
Niezmienny Mars, kamienny w świetle słońca.
Później jednak ujrzała kątem oka białego niedźwiedzia, wysuwał się zza wyszczerbionego głazu na stożku. Podskoczyła, ale gdy przyjrzała się dokładniej, uświadomiła sobie, że jej się przywidziało. Szukając schronienia, wróciła do rovera. Wskoczyła do środka, a potem spędziła całe popołudnie przy ekranie AI pojazdu. Przez cały czas miała wrażenie, że obserwują ją osobliwe, nieuchwytne oczy w okularach. Człowiek przypominający niedźwiedzia, który zjadłby ją, gdyby umiał ją złapać. Gdyby umiał… Teraz nikt nie był w stanie jej schwytać, ponieważ mogła się na zawsze ukryć w tym wysokim, solidnym kamiennym świecie: była wolna i taka pozostanie… Jej być albo nie być… Gdyby się zdecydowała… Uciec na tak długo, jak wytrwa skała. Ale znowu, przy włazie komory powietrznej ten biały kształt w kąciku jej oka… Ach, jakie to trudne.
CZĘŚĆ 7
Praca
Większą część północy pokrywało obecnie skute lodem morze. Dawne Vastitas Borealis leżały kiedyś kilometr albo dwa poniżej poziomu odniesienia, w pewnych miejscach trzy kilometry; teraz, gdy poziom morza ustabilizował się przy konturze „minus jeden”, większość krainy znalazła się pod wodą. Gdyby na Ziemi istniał akwen o podobnym kształcie, byłby to Ocean Arktyczny powiększony o znaczną część Rosji, Kanady, Alaski, Grenlandii i Skandynawii, z dodatkowymi dwiema głębszymi odnogami wysuniętymi jeszcze bardziej na południe — długimi morzami sięgającymi aż do równika: wąskim Północnym Atlantykiem i Północnym Pacyfikiem, między którymi pozostałaby duża, prawie kwadratowa wyspa.
Na marsjańskim akwenie nazywanym Oceanus Borealis znalazło się wiele dużych lodowych wysp oraz długi, niski półwysep, który stanowił jedyny wyżej położony pas na ciągnącym się przez całą półkulę morzu i łączył stały ląd, leżący na północ od Syrtis, z ogonem polarnej wyspy. Biegun północny znajdował się obecnie na lodowcu zatoki Olympia, czyli w odległości kilku kilometrów od tej polarnej wyspy.
I tyle. Na Marsie nie istniał żaden odpowiednik południowego Pacyfiku, południowego Atlantyku, Oceanu Indyjskiego czy też Oceanu Antarktycznego. Na południu rozciągała się jedynie pustynia, z wyjątkiem kulistego morza Hellas mniej więcej rozmiaru Karaibów. Ogólnie rzecz biorąc, akweny pokrywały jedynie dwadzieścia pięć procent marsjańskiej powierzchni (na Ziemi siedemdziesiąt pięć procent).
W roku 2130 większą część Oceanus Borealis pokrywał lód, chociaż pod powierzchnią istniały wielkie soczewkowate złoża wody, a latem także — na powierzchni — stopniałe jeziora, a poza tym wiele plon, kanałów i rozpadlin. Ponieważ sporo wody pochodziło z wiecznej zmarzliny, miała ona czystość głębokich wód gruntowych, była wręcz „destylowana”, a Borealis na razie pozostawał oceanem słodkowodnym. Naukowcy sądzili, iż w niedługim czasie zmieni się w słonowodny, jednak, mimo iż rzeki przepływały przez bardzo zasolony regolit, zanim dotarty do oceanu, parowały i skraplały się w postaci deszczów, po czym powtarzał się proces — sole ponownie przenikały z regolitu do wody — który oceanografowie obserwowali z zainteresowaniem, ponieważ nigdy do końca nie rozumieli przyczyn stopnia zasolenia ziemskich oceanów, stałego od wielu milionów lat.
Topografia wybrzeża była osobliwie dzika. Polarną wyspę, oficjalnie bezimienną, nazywano także półwyspem polarnym albo — ze względu na kształt — Koniem Morskim. W rzeczywistości linię brzegową ciągle w wielu miejscach pokrywał lód starej czapy polarnej, a wszędzie leżał śnieg we wzorach gigantycznych sastrug. Ta pofałdowana biała powierzchnia ciągnęła się przez wiele kilometrów morza, aż do miejsc, w których przełamywały ją podwodne prądy, a wówczas powstawała sztuczna Unia brzegowa kanałów, grzbietów lodowych zwałów i chaotycznych krawędzi dużych stołowych gór, a także coraz większe obszary otwartej wody. Nad tym pogruchotanym lodowym wybrzeżem wznosiło się wiele sporych wulkanicznych albo meteorycznych wysepek oraz kilka dwustronnych kraterów; wystawały z bieli niczym wielkie czarne stołowe góry lodowe.
Południowe brzegi Borealisa były o wiele bardziej obnażone i urozmaicone. W miejscach, gdzie lód otulał podnóże Wielkiej Skarpy, znajdował się szereg mensae z dawnych regionów mieszanych, które w pewnym momencie przybrały postać archipelagów; z nich wszystkich, tak samo jak z właściwych linii brzegowych głównego lądu, sterczały rzędy klifów, cypli, kraterowych zatok, fossowych fiordów i długich obszarów niskich łagodnych pasm. Woda w dwóch dużych południowych zatokach rozlegle topniała pod powierzchnią, a latem również na niej. Chyba najbardziej frapującą linią wybrzeża szczyciła się zatoka Chryse: osiem wpadających do niej dużych kanałów wybuchowych wypełniał wcześniej częściowo lód, który stopił się, zmieniając je w fiordy o stromych bokach. Przy południowym krańcu zatoki cztery z tych fiordów połączyły się, tworząc grupę dużych wysp o urwistych klifach; był to najbardziej spektakularny marynistyczny krajobraz na planecie.