Выбрать главу

Wielkolud zbladł. Uśmiech na twarzy Bachusa dawał wyraźnie do zrozumienia, że jego zdaniem rozmowa zmierza właściwym torem. Takiej właśnie reakcji się spodziewał.

- O ile mnie pamięć nie myli, Hebe, określana kiedyś mianem bogini młodości, poślubiła na polecenie matki pewnego olbrzymiego gościa. Kogoś kubek w kubek, tylko że zamiast garnituru miał na sobie zwykle…

Negerblack nie wytrzymał.

- Czego chcesz, Dionizosie? - zapytał przez zaciśnięte zęby.

- Tylko nie Dionizosie! - Grubas poderwał się jakby do bitki i oblał sobie koszulkę winem.

- Mów do niego Bachus - poprosił z uśmiechem Eros. - Widzisz, nie tylko ty zmieniłeś imię. Jego nie jest może tak medialne, takie mocarne, ale za to krótsze. Trudniej zapomnieć po pijaku. Obiecujesz?

- Dobra - mruknął Herakles. - Po co tu przyleźliście?

Gruby podniósł wzrok znad plamy, którą rozmazał jeszcze bardziej rękawem. Posłał Erosowi rozbawione spojrzenie.

- Przypomniał sobie. Nie mówiłem, że najlepsza będzie terapia szokowa? To wprost idealny sposób na amnezję. - Ponownie zwrócił się do olbrzyma: - Zrezygnowałem z greckiego imienia, by wnerwić Zeusa. Jako przyrodni brat chyba mnie rozumiesz… Mogę już schować zdjęcie, prawda?

Heros przytaknął z rezygnacją.

- Powiedzcie mi, czego potrzebujecie - powiedział, siadając za biurkiem. - A spróbuję wam pomóc. Jeśli trzeba forsy… Wszystko, byleby was już tu nie było.

- Wszystko, powiadasz? - uśmiechnął się Bachus. - To się bardzo dobrze składa, bo mamy ostatnio dosyć poważny kłopot z Hadesem. Problem, że się tak wyrażę, niecierpiący zwłoki.

* * *

Opowiadali na zmianę. Herakles słuchał, wlepiwszy tępy wzrok w błękitną ścianę i w wiszącą na niej białą półeczkę ozdobioną wszystkimi trofeami, jakie może zdobyć kulturysta. I chyba tylko kurz na pucharach, mały pyłek rzeczywistości, uświadamiał mu, że to wszystko nie okaże się za chwilę tylko sennym koszmarem. Nie usłyszy zaraz melodyjnego głosu żony zapewniającego, że to tylko sen, nie poczuje na torsie jej delikatnych pocałunków, które…

Goście umilkli. Zaczerwienił się niemal pewien, że słyszeli wszystkie jego myśli, i przez moment szukał w pamięci ich ostatniego zdania. Było nim coś w stylu: I to jest właśnie twoja rola. Albo jakoś tak.

- A co, jeśli odmówię? - zapytał, nawet nie marząc, że zaskoczy tym przybyszy. Grał na zwłokę.

- Oczywiście niczego ci nie nakażemy - z niewinną miną zapewnił Eros. - Jak byśmy mogli? Zwracamy się przecież do ciebie jak do przyjaciela. No ale rozumiesz, że jesteśmy w trudnym położeniu. Jeśli będziemy musieli, mamy zdjęcie i…

- …damy Hebe namiary na paru znajomych prawników - dokończył Bachus. - Przy nich taki Cerber to ledwie sikający pod siebie szczeniak! Miałeś już do czynienia z takim papugą?

Herakles westchnął. Oczywiście, że miał. I to nieraz. A ci od rozwodów byli podobno najgorsi.

- Wygląda na to, że mnie macie - powiedział w końcu, a słowa te opadały powoli niczym rzucony na ring ręcznik. Bachus potwierdził skinieniem głowy. Eros wstał i podszedł do stojącego przy oknie biurka. Podniósł z niego kopertę.

- Tu masz bilet do Grecji. Rezerwacja na jutro rano.

- Będę - zapewnił olbrzym, drapiąc się po potylicy. - A was niech szlag trafi!

- Nic z tego, kochanieńki - odparł bóg wina. - Tatuś co prawda nie za bardzo mnie lubi, ale nie będzie teraz do mnie strzelać. Poniekąd właśnie dla niego pracujemy.

Uniósł się z fotela i powoli ruszył ku drzwiom. Eros podążył za nim.

Olbrzym został sam. Zza ściany dotarło doń jeszcze tylko pełne zachwytu piśnięcie Kate, a potem głośne trzaśnięcie drzwiami.

Siedząc w najgorzej urządzonym gabinecie w caluteńkim Los Angeles, największy heros antycznej Grecji zdał sobie sprawę, że nadal nie jest ulubieńcem losu.

* * *

- Jak to posłaliście Heraklesa?!! - Głos władcy Olimpu ociekał wręcz wściekłością. - Przecież to idiota!

- Dziedziczne! - zarechotał Bachus, krztusząc się winem. - No, może nie zawsze… - zaczął, ale urwał mu się wątek. Wolał zacząć kasłać.

Teraz Eros parsknął śmiechem.

- Tego chciały Mojry - powiedział. - Taką dały nam radę.

- Nie zasłaniajcie się Mojrami! - zagrzmiał po raz kolejny Gromowładny. - Gdybym chciał Heraklesa, sam bym do niego poszedł. Ale nie poszedłem. Bo to idiota!!! Jak wszyscy pierdoleni herosi!!!

- Proszę! - westchnął Eros. - Mamy wspólny kłopot i wydaje mi się, że powinieneś przestać się na nas wydzierać. Popatrz na siebie. Wielki pan niebios i ziemi jako tronu używa przegniłego konfesjonału w jakichś sypiących się ruinach kościoła. Z każdej ściany kpi z nas konkurencja. Jakieś śmiertelne wymoczki, które awansując, otrzymały moc równą z twoją. A może i większą.

Zeus, choć rozkład obrazów znał już na pamięć, odruchowo powiódł wzrokiem po ścianach. Wiedział, że zaraz za pochylonym nad zwłokami smoka Jerzym zobaczy boskiego biedaczynę Franciszka ściskającego prawicę świętego Dominika. Spojrzawszy dalej, ujrzy świętą Teresę od Dzieciątka i Jana od Krzyża. Żeby obejrzeć sobie doktorów kościoła, Augustyna i Tomasza, musiałby wstać i podejść kilka kroków. Nie wstał. Zgarbił się za to i spokorniał.

- Wiem, jak to wygląda - powiedział cicho. - Ale tu stała największa z moich świątyń. Tu jest mój dom. Eros wzruszył ramionami.

- Nie da się ukryć, że ktoś cię wyeksmitował. I teraz jesteśmy twoją jedyną nadzieją. My i Herakles właśnie.

- Lepiej do tego przywyknij - dodał Bachus, wysączając do końca wino i odrzucając pustą butelkę. Chciał trafić Augustyna, tego zdrajcę dawnej wiary, ale wymierzył tak niedokładnie, że oberwało się biednemu smokowi. Jakby przez Jerzego miał biedak nie dość kłopotów…

* * *

Samolot gładko i bez najmniejszych kłopotów wylądował na lotnisku w Atenach.

Herakles wyszedł na podstawione schody i zaczerpnął powietrza. Gdzieś w natłoku spalin, pomiędzy smrodem przepoconych koszul i skażonymi czosnkiem oddechami, wyłowił jakąś drobną woń. Zapach pędzącego polaną wiatru, świeżych jabłek i natłuszczonych oliwą kobiecych włosów. Delikatny posmak cielesnej rozkoszy doprawiony odrobiną krwi i cierpkim posmakiem wdowich łez. Olbrzym uśmiechnął się. Tak pachniała przygoda. Tak pachniała jego Grecja… Hellada.

Przez chwilę rozkoszował się wypełniającą płuca mieszanką wspomnień, po czym westchnąwszy głęboko, ruszył. Zgromadzeni za nim pasażerowie również odetchnęli, bo choć wielu z nich bardzo się spieszyło, to jednak nikt nie miał ochoty popędzać wielkiego olbrzyma.

Tego samego dnia wieczorem, wywlókłszy się z ciasnej taksówki i przeszedłszy kilka metrów pomiędzy drzewami, Herakles odnalazł starą studnię…

* * *

Dość szybko poradził sobie z przegniłą drabiną i po chwili stał już pewnie na wyłożonym ceramiką dnie studni. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, zapalił ją i rozejrzał się. Podobnie jak dno, wszystkie ściany wyłożone były ceramicznymi odłamkami. Niektóre z nich, pochodzące z antycznych waz, przedstawiały sceny pojedynków i bitew, inne mieniły się w blasku ognia maleńkimi drobinkami złota.

Heros zaklął. Upuścił zapalniczkę i włożył palce do ust. Stał przez chwilę w całkowitej ciemności, a potem przykucnął i zaczął na oślep szukać swej zippo z monogramem. I wtedy właśnie to dostrzegł.

Na niewielkiej płytce niecałą stopę nad ziemią ktoś wymalował białe x. Heros przysunął się na klęczkach do oznaczonego miejsca i zastukał. Odpowiedział mu głuchy dźwięk. Tuś mi - pomyślał olbrzym i z całej siły uderzył w ścianę. Ręka, która jeszcze przed chwilą chroniła się przed bólem w ustach olbrzyma, przeszła teraz przez płytki niczym rozgrzany nóż przez masło.